Część 17. Jesień 2018

107 23 15
                                    

Szkopski pomiot. Esesmański bękart.

Zanim pewnego popołudnia po raz pierwszy usłyszał te słowa z ust dzieciarni z podwórka, stało się coś innego. W nocy na drzwiach wejściowych ich krakowskiego mieszkania ktoś wymalował swastykę. Dorośli zwołali rodzinne zebranie w trybie natychmiastowym. Przez szparę niedomkniętych drzwi widział, jak jego starszy brat Jurand, zdenerwowany, chodził tam i z powrotem po pokoju, zaciskając dłonie w pięści:

- Kogo podejrzewacie? Podajcie nazwiska, a dopilnuję, by gorzko tego pożałowali! Tymczasem znajdziemy wam inne mieszkanie. W lepszym otoczeniu, na jednym z tych nowych osiedli, z dala od wrogich i reakcyjnych elementów.

- Czas wszystko wydobywa na jaw, synu. Przed prawdą nie uciekniemy, choćbyśmy biegli szybciej niż wiatr - mruknęła matka dziwnym, odległym głosem.

- Przed jaką prawdą, mamo, do jasnej cholery? Życie ratowaliście! Zrobiliście coś złego komukolwiek?

- Kiedyś inaczej o tym myślałeś...

- Kiedyś byłem zapalczywym młokosem.

Reszty nie słyszał, bo jego najstarsza siostra Helena zauważyła, że podsłuchuje i zamknęła mu drzwi przed nosem.

Jego brat Jurand zwany w rodzinie Jurkiem był komunistycznym działaczem, „po linii i na bazie", jak mawiał stryj Jan, ale dziesięcioletni Piotr nie rozumiał jeszcze sensu tego określenia.

Od zawsze wiedział, że mają niemieckie korzenie, ale pamiętał, że nie należy się z tym obnosić. Zaraz po wojnie zmienili nazwisko, matka nigdy nie wróciła do pracy na uniwersytecie, nie utrzymywała kontaktu z przedwojennymi znajomymi.

Choć wojna skończyła się dziesięć lat temu, wielu ludzi pamiętało krzywdy i pomimo wygłaszanych wszem i wobec haseł o pojednaniu, z radością zlinczowaliby każdego, kto wspierał okupanta. A matka i stryj podpisali volkslistę, zadeklarowali przynależność do narodu niemieckiego.

Ale dlaczego jego nazwano „esesmańskim bękartem"? - zastanawiał się. - Przecież jego ojciec był akowcem, zginął rozstrzelany przez Niemców...

Wieczorem, kiedy matka czesała jego jasne, przydługie włosy, odważył się zapytać:

- Ot, epitet, inwektywa, równie dobra jak każda inna – mruknęła matka w odpowiedzi. - Esesmanów postrzegano jako najbardziej okrutnych, więc to przezwisko wydawało im się najbardziej obelżywe. To synowie Matusiaka cię znieważyli?

Pokręcił głową przecząco. Nie chciał na nikogo skarżyć, donosić. Już wcześniej zadecydował, że ze swoimi prześladowcami rozprawi się sam, po męsku.

- Zuch chłopak – skomentował jego brat Jurek kilka dni później, przyglądając się z uznaniem jego podbitemu oku.


Peter spędza w szpitalu u Moritza sporo czasu. Uświadamia sobie, że prawdopodobnie więcej niż żona jego przyjaciela. Właściwie to kiedy zaczął myśleć o Moritzie jako o swoim przyjacielu?

Dla spokoju ducha sam odwiedza lekarza, który tradycyjnie zachwyca się wynikami jego badań. „Dożyje pan setki, panie Geist" - słyszy od medyka. Taki ma plan.

Trochę mu głupio wobec Moritza, który jest tyle od niego młodszy, ma dzieci, wnuki – jednym słowem posiada owe atrybuty, dla których „warto żyć".

Po dwóch tygodniach, stan Moritza jest na tyle stabilny, że Peter postanawia udać się do Wrocławia i spotkać z tą kanalią Kilińskim. Zwierza się ze swoich zamiarów przyjacielowi.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now