Część 21. Zima 2019

111 20 15
                                    

Miasto pachnie teraz zupełnie inaczej – rozmyśla Peter spacerując przed gmachem Collegium Novum w oczekiwaniu na Majkę. Choć „śmierdzi", byłoby właściwszym określeniem. Problem smogu dotyka wiele europejskich miast, ale w Krakowie dużo się o tym mówi i zdaje się, niewiele robi. Na Plantach leży cienka warstwa brudnego śniegu, trzyma kilkustopniowy mróz. Jest pochmurno i szaro. Miasto za bardzo się zmienia i jest to zbyt chaotyczny proces - konstatuje. Brakuje mu atmosfery dawnego Krakowa, czasami, rzadko udaje mu się ją odnaleźć w jakimś zaułku, uliczce z dala od turystycznych traktów. Może z tego powodu tak rzadko bywa w ostatnich latach w Krakowie. Postrzega ten proces w charakterze osobistej straty.


Godzinę wcześniej Peter wyszedł ze spotkania z Zuzanną Gertner. Przez telefon przedstawił się jako przyjaciel jej ojca z dawnych lat i szczerze zdziwił się, że kobieta tak szybko i bez zbędnych pytań zgodziła się z nim spotkać. Ale po rozmowie w jej biurze ma mętlik w głowie i niejasne przekonanie, że panna Gertner czegoś się boi. Najpierw jego uwagę przykuł ten rosły brunet ze wschodnim akcentem, na którego natknął się przy wejściu do jej biura i który z pewnością nie pełnił funkcji sekretarki. Peter pożałował, że nie mógł oddelegować do tej sprawy Moritza, on takie sytuacje interpretował w mig. Sam był jak dziecko we mgle. Potem zadzwonił jej telefon i Zuzanna Gertner wyraźnie przed kimś się tłumaczyła. Kiedy wreszcie zaczęła z Peterem rozmawiać, zauważył, że trzęsą się jej ręce.

Była ładna, choć zdecydowanie za szczupła, około trzydziestki, ubrana zachowawczo, bez polotu, jak urzędniczka. Można było dostrzec wyraźne, fizyczne podobieństwo pomiędzy nią i Majką, ale u Majki lekka nadwaga łagodziła ostre rysy i to działało na jej korzyść. Zuzanna Gertner była zbyt koścista. Patrzyła twardym wzrokiem, bez cienia życzliwości, starała się zgrywać pewną siebie, a jednak się bała... Kogo?

- Zaskoczył mnie pana telefon. Mój ojciec nie miał przyjaciół – skwitowała dość obcesowo na wstępie ich rozmowy.

- Naprawdę? - Peter obdarował ją szerokim uśmiechem, który zwykle skutecznie zbijał ludzi z tropu.

- Oczywiście, znał wiele osób, ale przyjaźń... nie leżała w jego naturze.

- Tak pani myśli? - mruknął Peter wymijająco, by dać sobie czas na przemyślenie odpowiedzi.

- Mam takie przekonanie – ucięła, patrząc mu prosto w oczy.

- Cóż, może faktycznie nadużyłem tego słowa w odniesieniu do mojej osoby – przyznał Peter z odcieniem skruchy. - Poznałem pani ojca w Berlinie, dwanaście lat temu. Wchodził przebojem na niemiecki rynek, a moja ówczesna żona miała kontakty w świecie sztuki. Spędziliśmy razem kilka tygodni, potem widywaliśmy się jeszcze przelotnie w ciągu następnych lat. Te kilka tygodni utkwiły w mojej pamięci jako czas spędzony z nieprzeciętnym artystą, człowiekiem o barwnej przeszłości i charyzmatycznej osobowości.

- Ojciec niewątpliwie był nieprzeciętnym artystą – ucięła Zuzanna Gertner znacząco.

Peter zawahał się. Wciąż grał na czas, improwizował. Co prawda miał już niejakie wyobrażenie o tym, jakim torem może biec ta rozmowa, ale nie zamierzał oddać walki w pierwszej rundzie. Poza tym coś mu nie pasowało – skoro panna Gertner nie chciała rozmawiać o ojcu, a wszystko na to wskazywało, po jaką cholerę się z nim spotkała?

- Wiadomość o śmierci pani ojca spadła na mnie jak grom z jasnego nieba – wypalił Peter z udawaną afektacją. - A okoliczności wydały mi się wręcz nieprawdopodobne.

- Dlaczego?

- Spowodował wypadek pod wpływem alkoholu.

- To nieprawda – zaprotestowała. - To pomówienia, którymi przez kilka tygodni karmiły się brukowce i plotkarskie portale.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now