Rozdział 4

5.4K 613 180
                                    

Oddychałem coraz głębiej i szybciej, czułem, jak moje ciało rzuca się na każdą stronę, aż wreszcie podniosłem się gwałtownie. Przetarłem swoim przedramieniem swoje czoło, które pokryte było osobnymi kropelkami potu a do nich, przylepione były moje kosmyki włosów.

Kolejna noc i znowu ten sam sen. Czuję się jak jego niewolnik. I jeszcze jego koniec. Nie dawał mi spokoju.

Szybko wstałem i ruszyłem do swojej łazienki. Tam wszedłem pod prysznic, gdzie zimne kropelki wody nie ochłodziły tylko mojego ciała, ale także pozwoliły odświeżyć mój umysł. Po tych miłych kilku minutach odprężenia, ubrałem się w bokserki i luźną koszulkę.

Ruszyłem mozolnym krokiem przez swój salon z dłońmi na swojej twarzy, nie mogąc opanować swojego zmęczenia. Minął już dobry miesiąc. Hee wróciła, dlatego, nawet jeśli moja córeczka spotyka się ze swoją przyjaciółką, nie muszę spotykać się z Park Dupkiem Chanyeolem. Teraz nie łączy mnie z nim nic prócz pracy. I chce, by tak to zostało, chociaż on ostro nagina moją sferę osobistą, co mnie strasznie irytuję.

Już miałem pójść do swojej sypialni, kiedy zrozumiałem, że nie wyłączyłem laptopa. Usiadłem na sofie i gdy miałem zamiar go wyłączyć, zobaczyłem zakładkę z moim blogiem. Tak. Już od chyba roku, prowadzę bloga, na którym opisuję różne zdarzenia ze swojego życia, ale nikt nie wie, kim naprawdę jestem. Podpisuję się jedynie BB.

I wtedy wpadłem na wspaniałą myśl. Opiszę ten sen i umieszczę go. Może wtedy, wreszcie będę mógł spać spokojnie?

🌸🌸🌸

— Kai! Zagęszczaj ruchy! — krzyknąłem, stojąc obok windy i trzymając dwa kartony, pełne czarnych i kartonowych tubek. Były to jakieś plany związane ze scenografią całego tego jego wielkiego pokazu, a Kai trzymał te cięższe pudła z próbkami materiałów. Lubię tę firmę za to, że wszystko działa tu jak w zegarku. Uwielbiałbym tę pracę, gdyby nie mój szef, który coraz to bardziej gra mi na nerwach. Bo kto normalny czepia się mojego pulpitu na komputerze w moim gabinecie? Dupek.

Chociaż od ostatnich czasów, odkąd postanowił sobie, że za 3 miesiące ukażę swoją nową kolekcję, ma mniej czasu na to, by mnie ciągle podrywać. Szkoda, że robi to w strasznie chamski sposób.

— No idę, idę! — jęknął brunet, idąc za mną. — Powinieneś dać mi jakiś procent swojej wypłaty, Baekkie. Taki niezależny pisarz jak ja, potrzebuję pieniędzy. — powiedział, stając obok mnie w windzie i uśmiechając się szeroko.

— Nigdy nie dam Ci nawet jednej czwartej mojej wypłaty. To moja kasa, a Ty dobrowolnie zgłosiłeś się do pomocy.

— Zajmuję się Twoim dzieckiem! — prychnął.

— Robisz to z miłości, Nini. — zrobiłem słodką minkę w jego stronę, przy okazji zmieniając ton głosu na taki, porównywalny do mojej córeczki. Gdy usłyszeliśmy charakterystyczny dźwięk, oznajmujący otwieranie się drzwi, wyszliśmy z windy i poprowadziłem Jongina w kierunku mojego gabinetu.

— Wiesz, Baekhyun, możesz zapłacić z natury... To też będzie z miłości. — wypowiedział, kiedy otworzyłem łokciem drzwi do gabinetu Parka. Nie było go jeszcze, ponieważ ten wielki kutafon, zawsze się spóźnia. No ale, on jest szefem, więc ma taki przywilej.

— Z miłości, to ja Ci kiedyś walnę w ten łeb! O czym Ty myślisz? Ten rozdział w życiu mamy już chyba zakończony prawda?  Znajdź sobie wreszcie kogoś. — westchnąłem i tak cicho się śmiejąc. Odłożyłem kilka pudełek, wskazując Jonginowi, by także odłożył je w tym samym miejscu. Odwróciłem się na moment, a gdy usłyszałem wielki huk spadających kartonów, miałem ochotę co najmniej zabić Jongina, ale wtedy nie miałbym z kim zostawiać mojej ukochanej córeczki.

RUN(A)WAY | ChanBaekOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz