Rozdział 5

4.9K 596 113
                                    

Poruszałem długopisem w szybkim tempie tak, że odbijał się on o jasny blat, wysokiego biurka Kim Hee Nim, która aktualnie kserowała sporą ilość dokumentów, potrzebną do archiwum. Ostatnio chyba jakoś mniej mrugałem oraz brałem mniej wdechów. Dzisiaj był pierwszy dzień po tym absurdalnym wydarzeniu. Strasznie się bałem. Tego, jak poczuję jego zapach, jak zrobi jakiś ruch w moją stronę, jak spojrzy na mnie. To wszystko będzie jak bilet na rollercoaster w jedną stronę, a dokładnie głęboko na dół. Jednorazowo, bez zobowiązań.

Nie kojarząc faktów, zrozumiałem, że powiedziałem to do siebie szeptem, a już po chwili, przed moimi oczyma pojawił się stos papierów.

— Jednorazowo? Bez zobowiązań? Co Ty do burdelu poszedłeś? Nie wiedziałam, że gdzieś tutaj są domy towarzyskie dla homo. — powiedziała Hee, opierając się łokciami o biurko i patrząc na mnie z zaciekawieniem.

— Nie, nie ma i nic. Po prostu takie moje przemyślenia. — westchnąłem, machając dłonią.

— Śniło Ci się coś? A może znalazłeś sobie jakiegoś, partnera na całe życie? Hm? Jestem gotowa na twe wypowiedzenia! — wypowiedziała z wielkim promienistym uśmiechem, wymawiając to tonem jakby wyjętym z oglądanych przez nas wszystkich faktów w telewizji.

— Nic z tych rzeczy! Po prostu jestem dzisiaj w kiepskim nastroju. — wypuściłem powietrze i wziąłem stosik papierów. — Park Chanyeol ma dzisiaj kolejną konferencję, muszę to wszystko ogarnąć więc— wtedy właśnie, odwracając się w stronę mojego biura, wpadłem na coś (albo kogoś), przez co plik kartek opadł na podłogę.

— Przepraszam bardzo! Ja— ja już to zbieram! — krzyknąłem zestresowany, szybko klękając i zbierając papiery.

— Nic się nie stało, Baekhyun.

Moje serce się zatrzymało. W jednej maleńkiej chwili, przed oczami przeszedł mi każdy element naszego wczorajszego „spotkania". Jego głos rozbrzmiał w mojej głowie i odbijał się, jak gdybym właśnie stanął koło wielkiego dzwonu. Tak samo, jak ja, klęknął i zaczął zbierać kartki. Czułem zapach jego perfum, które jeszcze wczoraj czułem w spotęgowanej sile. Bałem się spojrzeć na jego twarz, a najbardziej oczy. Dlatego mój wzrok utknął na jego — dzisiaj — czarnym zegarku oraz tych cholernie dużych, ale smukłych dłoniach.

— Przed konferencją, przyjdzie do mnie przyjaciel, więc przygotuj nam proszę kawę, dobrze? — wypowiedział, podając mi kartki papieru. Wstałem, odbierając je, nadal nie mając na tyle odwagi, by spojrzeć mu w oczy.

Nie patrz na twarz. Nie patrz na twarz.

— Oczywiście, panie Park. — wydukałem. Niestety, dopiero teraz zrozumiałem konsekwencje wypowiedzenia tego wczoraj podczas... Pieprzenia się na kanapie? Tak to mogę nazwać. To nie było kochanie się, to był jeden, szybki numerek. On spróbował czegoś kompletnie nowego, a ja mogłem zaznać przyjemności. Takie to miało mieć działanie. I takie właśnie miało.

Tylko dlaczego przynosi aż tak ciężkie do przeżycia skutki?

— I przestań tak chować buźkę, bo Cię szyja będzie bolała. — warknął, unosząc mój podbródek dwoma palcami. No i tak nasze spojrzenia się zetknęły. Myślałem, że zaraz moje nogi totalnie się ugną. Miałem ochotę zapaść się pod ziemię. — Od razu lepiej. Pamiętaj o kawie! — zmierzwił mi włosy z tym cholernie profesjonalnym uśmiechem, chowając jedną dłoń w swoją kieszeń, a drugą przejeżdżając po swoich włosach. Po kilku chwilach zniknął w swoim gabinecie.

Nigdy nie zwracałem uwagi na to, z jaką jebaną idealnością robi te wszystkie ruchy, gesty. Co się ze mną dzieje? Czy ja jestem właśnie cały czerwony?

RUN(A)WAY | ChanBaekWhere stories live. Discover now