5.

4.4K 243 10
                                    

Kilka dni później

O wcześniejszych oddziałach na razie nic nie było słychać, na temat Bucky'ego także wszystko umilkło.  Ale minęło dopiero pięć dni od wyjazdu wojska, więc czego ja się spodziewam? Mimo wszystko przez te pięć cholernych dni zmagam się z czarnymi scenariuszami i dziwnymi przeczuciami, które nie dają mi chociaż na chwilę spokojnie zająć się sobą. Czasami myślę, że jednak jestem przewrażliwiona. Jedyną rzeczą, która pozwala mi się od tego odciąć jest jednostka. Ostatnio dużo się dzieje, więc mam co robić i żadna myśl nie stara się mnie dezorientować. Słysząc hałas dochodzący z placu apelowego, wychyliłam się zza drzewa. Z daleka dało się dostrzec Steve'a, który już od samego rana ćwiczy z kadetami; a raczej stara się dorównać reszcie. Jestem z niego bardzo dumna, ale zastanawiam się czy doktor przypadkiem się nie pomylił. Wprawdzie jak to mówią z każdego można zrobić dobrego żołnierza, ale Steven chyba się do tego nie zalicza. Może tak mówię, bo się przesadnie martwię o jego zdrowie. Lecz jest najmniejszy i najdrobniejszy w całej jednostce, w końcu się coś stanie, a wtedy nie będzie ciekawie. Cóż, czas pokaże, może jeszcze uda mu się podbudować cieleśnie. Widząc zamieszanie wśród kadetów, postanowiłam podejść i coś z tym zrobić, jednakże po drodze zostałam zatrzymana przez Peggy.

- Hedy, pozwól na chwilę - zawołała.

- Coś się stało? Bo właśnie plutonowy Grand zniknął mi z oczu i chciałam iść ogarnąć zamieszanie wśród kadetów na placu apelowym - wyjaśniłam, przesuwając się powoli w stronę placu.

- Mówisz o tym Grandzie? - wskazała palcem Peggy.

Kiedy się odwróciłam, dostrzegłam plutonowego, który wracał do swoich obowiązków, a mi właśnie minęła okazja na zobaczeniu z bliska jak radzi sobie mój brat. Można mnie nazwać pechowcem, bo zdarza mi się to już drugi dzień pod rząd. Wygląda to tak, jakby każdy chciał mi przeszkodzić w tych postanowieniach.

- Tak, o tym - zrobiłam grymaśną minę - Ale to już nieistotne, o co chodzi?

- Pułkownik chce Cię widzieć.

Kiedy miałam zapytać się o więcej szczegółów, Peggy złapała mnie za nadgarstek, ciągnąc w stronę namiotu Phillipsa.

- Robię to żebyś nie pytała jak zawsze, "a po co?" - posłała mi szczery uśmiech.

Marszcząc brwi przez tą sytuację, nagle poczułam jak zostaje wepchnięta siłą do namiotu, gdzie czekał już na mnie pułkownik. Widząc go nachylonego nad stołem z mapami, chrząknęłam głośno.

- Czołem pułkowniku!

- Ah, Panna Rogers - odezwał się, odrywając chwilowo wzrok od map - Czy agentka Carter już powiedziała w jakiej sprawie kazałem tu Pani przyjść?

- Niekoniecznie.

Kiedy pułkownik westchnął i przysiadł na krześle wiedziałam, że sprawa jest dosyć poważna. Czyżbym coś zrobiła? Chyba kara biegania o 3 w nocy podczas deszczu, wokół placu apelowego dla tego pyskującego kadeta Duncana, nie była aż tak straszna by mnie od razu degradować. Chociaż jedynym pytaniem, które nasuwało mi się na myśl było: Jakim cudem się o tym dowiedzieli? Sądziłam, że owy kadet boi się mnie na tyle, że nie wygada, a to Ci heca. Poza tym nie mam pojęcia co tak naprawdę mogliby mi za to zrobić, jedynie degradacja przychodzi mi na myśl.

- A więc, Panno Rogers... - zaczął pułkownik.

Dobry Boże, to brzmi jak rozpoczynanie mowy przed egzekucją, albo co najgorsza, przed rozstrzelaniem. Poczułam jedynie jak ze strachu nogi uginają się pode mną, a głos odmawia mi posłuszeństwa.

Lost Everything // Bucky BarnesWhere stories live. Discover now