13.

3.5K 240 55
                                    

Po skończonej akcji do jednostki wróciliśmy w grobowej ciszy.
Od czasu do czasu dało się słyszeć smutne piosenki o wolności, walce i pięknych kobietach czekających na swoich ukochanych. Niestety, ja już nie mam na kogo czekać. Siedziałam w biurze, rozmyślając nad wydarzeniami z poprzedniego dnia.
Najgorsze co może być to dowiedzieć się od kogoś ważnego dla nas, o jego uczuciach, a następnie tę osobę od tak stracić. Kilka pomieszczeń dalej odbywało się przesłuchanie Arnima Zoli. Krzyki żołnierzy dało się słyszeć nawet tu. Spoglądając przed Siebie, usłyszałam nagłe pukanie do drzwi.

- Proszę - powiedziałam niechętnie, gdyż w tym momencie nie miałam ochoty widzieć nikogo. Najchętniej zapadłabym się pod ziemię i stamtąd nie wychodziła.

- Hedy jak się trzymasz? - spytała zatroskana Peggy.

- Jak osoba, która w jednym momencie zyskała i straciła wszystko co było jej drogie na tym ponury świecie - oparłam zrezygnowana, opierając głowę o stratę książek leżących na biurku.

Peggy westchnęła ciężko i wtuliła się w moje barki.

- Zostałaś mi tylko Ty i Steve.

- Wiem Hedy, ale zobaczysz, wszystko się ułoży. Potrzebujesz po prostu trochę czasu. Będzie dobrze.

- Mam nadzieję...Chodź zobaczymy jak poszło przesłuchanie. Muszę odgonić się jakoś od tych wszystkich myśli.

Po drodze do biura pułkownika, żołnierze składali mi wyrazy współczucia. To był najgorszy moment, w którym ledwo powstrzymywałam łzy. Pomyślałam wtedy o łańcuszku, który podarowałam Bucky'emu. Miał mu przynieść szczęście, a nie kres jego żywota. Wchodząc do biura Phillipsa, Peggy od razu zaczęła rozmowę.

- Jak poszło przesłuchanie?

- Nie powiedział nam za wiele, ale staramy się nadal coś z niego wycisnąć - pułkownik spojrzał w moją stronę - Moje wyrazy współczucia, Panno Rogers. To okropny ból również dla nas, tracąc takiego żołnierza jakim był Barnes.

- Dziękuję pułkowniku, wiele to dla mnie znaczy.

Rozglądając się wokół, nasunęło mi się do głowy pytanie.

- Gdzie jest Steven?

- Twój brat? Niedawno szedł do lokalu znajdującego się za płotem jednostki.

Bez słowa opuściłam pomieszczenie, udajac się w wyznaczone mi miejsce.
Pułkownik miał rację. W lokalu siedział Steve, gdzieś w ciemnym kącie z dala od wszystkiego, co działo się na zewnątrz.

- Przez serum nie mogę się nawet upić - wymamrotał, biorąc porządny łyk whisky.

- Steve, to nic Ci nie da.

- To wszystko moja wina. Gdybym zebrał się wcześniej. Gdybym złapał go za rękę, wtedy byłoby inaczej.

- To nie Twoja wina, wiesz o tym doskonale. To w żadnym stopniu nie zależało od Ciebie.

- Zmieniając temat. Namierzyli Red Skulla przez Tesseract. Najprawdopodobniej chce stworzyć broń masowego rażenia, która ma zniszczyć wszystko co wejdzie mu w drogę.

- I co zamierzasz z tym zrobić?

- Zaatakuje samolot, w którym to trzyma i zniszczę razem z nim. Nawet jeśli miałbym tam zginąć.

- I pójdziesz tam sam? Postradałeś zmysły już do reszty?

- Pójdę sam, żebyś wiedziała.

- W takim razie...idę z Tobą, bez zbędnego "ale" - wyjaśniłam stanowczo.

- Nie ma mowy! Po tym co się stało nie mam zamiaru narażać życia innych.

Lost Everything // Bucky BarnesWhere stories live. Discover now