22.

2.2K 166 41
                                    

Godziny zdawały się ciągnąć w nieskończoność, chwilami tak odległą, że kompletnie traciłem poczucie czasu. Dotyk jej delikatnej bladoróżowej skóry sprawiał, że zapominałem o wszystkich negatywnych emocjach, które siedziały gdzieś w mojej głowie. Twierdziła, że może mi pomóc, wrócić wspomnieniami do momentu wypadku, który widzę jak przez mgłę, ale to było zbyt nierealne. Nie znając siebie w ani jednym stopniu, obawiałem się podjąć próby; wiedziałem, że karta może odwrócić się w drugą stronę, dając jeszcze gorsze skutki od obecnych. W moim sercu już dawno zdążyła zagościć pustka, którą napędza jedynie ból i chęć zemsty. Błądziłem w swoim własnym świecie, niczym dusze czyśćcowe, nie wiedzące dokąd tak naprawdę zmierzają. Ona - dziewczyna, której imienia nie dano mi było poznać - koiła moje drugie oblicze; oblicze potwora, który jest w stanie odebrać resztki życia, bez większych argumentów ku temu. Siedzieliśmy w ciszy, oddaleni od siebie zaledwie o kilka niewielkich centymetrów; moja metalowa dłoń nieświadomie wodziła po jej nagim udzie. Jej stęskniony wzrok wołał o pomstę do nieba, za zabicie kogoś w kim pokładała swoje wszelkie nadzieje. Uczucia rzecz dla mnie tak obca, niezrozumiała, przemijająca i wyniszczająca, że nie da się tego określić byle słowem. W głowie miałem tylko regułę Rosjan, zaszczutą nienawiścią do otaczającego ich świata i na Boga, przysięgam, że walczyłem za każdym razem, gdy była wypowiadana, ale klęska była przewidziana od samego początku. Stojąc na krawędzi życia i śmierci, zdałem sobie sprawę, ile tak naprawdę warte jest ludzkie życie. Jestem tylko zabłąkaną duszą w rękach kata; jestem nikim. Moje wspomnienia zataczają koło wokół bólu, który towarzyszy mi odkąd sięgam pamięcią do nienawistnych czasów wojny; wojny pochłaniającej miliony nic nie wartych dla reszty świata istnień. Szczątki poległych żołnierzy, których krew niosę na swych rękach, aż po dziś dzień nawiedzają mnie we śnie. Zawsze, gdy choć na chwilę odzyskam człowieczeństwo, doznaje wewnętrznego upadku. Zola to nazwisko odbijało się echem głęboko w czeluściach mej podświadomości, stwarzając uczucie przegranej, której nigdy nie będę w stanie przezwyciężyć.

- Wiesz za czym tęsknię najbardziej? - z ust dziewczyny wydobył się cichy, ledwo słyszalny dla ludzkiego ucha, dźwięk.

Spoglądam na nią pełen zdziwienia i kierując wzrok na jej drżące dłonie, wyczekuje odpowiedzi.

- Tęsknię za sposobem w jaki na mnie patrzyłeś, za smakiem Twoich często metalicznych ust, za biciem Twojego serca - wypowiadając te słowa, położyła swoją drobną dłoń na mojej lewej piersi.

Siedziałem w milczeniu, nie odrywając wzroku od drewnianej posadzki. W pomieszczeniu dało się słyszeć płytki oddech dziewczyny, która wpatrywała się we mnie swoim głębokim spojrzeniem, pełnym ciepła i namiętności. Pozwalając na tą bliskość, zastanawiałem się dlaczego nie mogę się przed nią ugiąć; przecież była tylko nic nie znaczącą dla mnie osobą, którą musiałem tylko zlikwidować. Jednakże jej słowa w pewnym stopniu wykruszały mnie od środka, w dosłownym znaczeniu tego słowa, co uniemożliwiało mi wykonanie zadania do końca. Poczułem smak gorzkiego smutku, którego nie dano mi było zaznać od ponad siedemdziesięciu laty. W pewnym momencie zrozumiałem jak bardzo jest dla niej ważne to bym dał wygrać swojej drugiej - martwej już - części. Lecz to nie było takie łatwe na jakie wyglądało. Pokonanie Zimowego Żołnierza zaszczutego przez słowa spisane krwią, graniczyło z ogromnym cudem i wymagało wyrwania się spod sideł tych kurewskich organizacji, które prędzej czy później podjęłyby się pościgu za mną.

James Buchanan Barnes te słowa widzę za mgłą, podobnie jak w przypadku wspomnień, które tylko częściowo ukazują mi się przed oczyma. Ostatni obraz, który pamiętam sprzed upadku, to dwie nie zbyt wyraźne postacie. Jedna szczególnie zapadła mi w pamięci. Zwiastowała delikatność w najczystszej ozdobie, o filigranowej figurze i krótkich kruczych włosach; pomimo braku możliwości prześledzenia dokładnie twarzy, czułem, że tą osobą jest dziewczyna siedząca nieopodal mnie. Jako jedyna na tym marnym świecie jest w stanie w jakikolwiek sposób wypłynąć na mnie i na moje drugie nieobliczalne odbicie. Można szczerze uznać, że żyłem w własnym cieniu, w cieniu Zimowego Żołnierza, który przyćmiewał mnie i moje dobre imię swoim poddaniem się na rzecz bycia psem tropiącym zdobycz.

- Bucky - wyszeptała nachylając się nade mną - Pozwól sobie pomóc - dodała, delikatnie przejeżdżając po moim policzku, co przyprawiało mnie o dreszcz.

- Zgodzę się pod warunkiem, że nigdy więcej nie podejmiesz się próby znalezienia mnie - wysyczałem zimno.

Na jej twarzy wymalował się uporczywie skrywany lęk przed nieznanym i swego rodzaju smutek, który spod jej powiek wypuszczał pojedyncze krople gorzkich łez.

- Dobrze... - odparła, niepewnie przytakując.

Jej zimne i drżące dłonie zetknęły się z moimi skroniami, które bardzo intensywnie zaczęły pulsować.
Moim oczom w mgnieniu oka ukazywało się wiele obrazów, których dotychczas nie znałem. Widziałem dom pełen ciepła, miłości i rodzinnej sielanki przepełnionej słodkim aromatem świeżo upieczonego ciasta.
Widziałem pogoń za piłką na jednej z wielu brudnych i zakurzonych uliczek Brooklynu wraz z blondwłosym chłopcem. Widziałem wspólne wakacje spędzone nad jeziorem z drobną dziewczyną o kruczych włosach; jej uśmiech promienny i szczery, sprawiał, że czułem się wniebowzięty.

Widziałem moment dołączenia do wojska i czas spędzony ze swoim najlepszym przyjacielem.
Widziałem dni cierpienia, posiane krwią i opustoszałym polem, na którym było słychać jedynie pojedyncze strzały. I widziałem ją, dziewczynę, której przed wyjazdem na jedną z misji oddałem swój nieśmiertelnik; miał przynieść jej spokój i świadomość, że gdyby coś się stało, zawsze będę częścią jej samej. To jej przerażona twarz nawiedzała mnie, gdy starałem się wrócić wspomnieniami do dni sprzed wypadku.

- Hedy? - wymamrotałem, gdy ciepło jej dłoni opuściło moje skronie.

Podnosząc wzrok ku górze, zastałem jedynie puste pomieszczenie, w którym towarzyszył mi tylko blask przebijającego się przez szybę księżyca. Wspomnienia wróciły, stawały się bardzo intensywne i wyraziste. Dziewczyna zniknęła; rozpłynęła się jak pył nie pozostawiając po sobie ani jednego najdrobniejszego śladu. Poczułem wewnętrzny smutek i pewnego rodzaju niedosyt. W tym momencie wiedziałem tylko jedno - muszę zataić świadomość przed HYDRĄ, by uniknąć ponownej potyczki z samym sobą. Choć wiem, że nie raz przyjdzie mi jeszcze to robić.

Lost Everything // Bucky BarnesWo Geschichten leben. Entdecke jetzt