11.

3.7K 239 19
                                    

Odkąd stanęłam na równe nogi byłam zmuszona do przygotowań na jakieś ważne spotkanie, o którym powiedział mi Steven, kilka minut przed wyjściem z domu. Do tej pory nie jestem pewna czy coś nie zmyśla, zwłaszcza gdy stwierdził, że spotkamy się na miejscu, bo musi jeszcze coś załatwić w jednostce. Mieliśmy się udać do dość wykwintnej restauracji, która na całe szczęście znajdowała się jedynie kilka ulic od naszego domu. Stercząc już wystarczająco długo przy szafie, postanowiłam ubrać tradycyjną czarną sukienkę, sięgającą do kostek. Całość uzupełniłam koronkowymi rękawiczkami i czarnym kapeluszem.
W końcu Steve powiedział mi niewiele, a nie wiem dokładnie kogo raczę tam spotkać. Nigdy nie jest zła pora żeby kobieta wyglądała elegancko.

Zerkając na zegarek, zdałam sobie sprawę z małej ilości czasu jaka mi została. Sięgając po torebkę, pośpiesznie wyszłam z domu.
Zatrzymałam się nieopodal głównego wejścia do owej restauracji.
Liczyłam, że mój brat będzie tu przede mną, niestety myliłam się. Najwidoczniej coś musiało go po drodze zatrzymać. Czując zimny podmuch wiatru, który przeleciał przez każdą część mojego zziębniętego już ciała, postanowiłam wejść do środka. Wprawdzie nie wiedziałam z kim się zobaczę na owym spotkaniu, ale wolałam wyjść na zdezorientowaną niż marznąć.
Wchodząc do środka od razu zwróciłam uwagę dużej męskiej części gości. Muszę przyznać, że lubię być w centrum uwagi, ale mimo to teraz czułam się speszona.

- Pani wybaczy - usłyszałam za sobą.

Odwróciwszy się w stronę nieznajomego głosu, ujrzałam dość niskiego wzrostu mężczyznę, o blond włosach.

- Słucham? O co chodzi - odparłam.

- Proszę za mną - wskazał dłonią na szklane drzwi.

Bez słowa ruszyłam za mężczyzną, który doprowadził mnie do wielkiej sali, gdzie bawili się sami szanowani oficerowie. Lekko się zdziwiłam, trwa wojna, a oni zamiast wykonywać swoje obowiązki, zabawiają się na bankietach. Zatrzymaliśmy się przy jednym ze stołów, przy którym siedziała już jakaś osoba. Blondyn usadził mnie na krześle znajdujące się na wprost tajemniczej osoby, która swą twarz zakrywała kartą menu. Kiedy zostałam już zdana sama na nieznajomego, poczułam się nieco skrępowana.

- Przepraszam, czy my się znamy? - przerwałam ciszę.

W tamtym momencie osoba znajdująca się na wprost mnie, opuściła kartę, ukazując kim tak naprawdę jest.

- James?! - wydusiłam zdziwiona i lekko poirytowana tym faktem.

Widząc Bucky'ego o mało nie spadłam z krzesła. Czy on naprawdę uważał, że w taki sposób zapomnę o tym co się stało? Na jego twarzy pojawił się dobrze mi znany uśmiech triumfu, z lekką kuszącą nutą. Powstrzymywałam się od wszelkich uczuć., nie chciałam mięknąć. Choć przy jego osobie, to było naprawdę ogromnym wyzwaniem.

- Hedy, jak miło Cię znów zobaczyć. Na całe szczęście bez Howarda - uśmiechnął się rozbawiony.

Wprawdzie Howard był nieco irytujący, ale nie podobało mi się zachowanie Bucka względem niego. Czuł najwyraźniej wyższość nad jego osobą. Mimo tego, że nie było się czym zbytnio szczycić. Stopień w wojsku, to nie jakieś wielkie wyróżnienie. Zresztą Stark był bardzo uczonym i pomysłowym wynalazcą. W tym przypadku zyskiwał większe uszanowanie ludzi niż przeciętny sierżant, taki jak ja czy James.

- Właśnie szkoda, że go tu nie ma - rzuciłam na złość, a jego twarz stała się poważna.

Jak to mówią, kości zostały rzucone.

- Hedy, ściągnąłem Cię tutaj, gdyż obiecałem, że jak wrócę to pójdziemy wspólnie na kolacje, a nie po to by poruszać temat Howarda.

Przez chwilę zawiało grozą, dzięki czemu nie wiedziałam co mam robić. Czy bronić swoich przekonań czy zamilknąć. Gdybym broniła swoich racji, wyszłoby iż czuje coś do Starka, co jest jakimś nieporozumieniem.
Spuściłam wzrok, który miał wzbudzić w Bucky'm troskę, niestety na marne.

- Hedy, zachowujmy się jak dorośli, a nie dzieci. Na nic Twoje gierki - wypił smak gorzkiego zwycięstwa.

- Zastanawiam się czy jesteś taki nie czuły, bo chcesz mi dać nauczkę za przebywanie z Howardem, z którym nic mnie nie łączy. Czy po prostu się zmieniłeś i ukazujesz swoje prawdziwe oblicze. Jeśli to co wszystko dotychczas robiłeś było po prostu udawane, niezmiernie za to dziękuję - zerwałam się z miejsca, udając się w stronę wyjścia nie zwracając uwagi czy ktoś za mną podąża czy też nie. Opuszczając restauracje, o mało nie zamarzłam. 

Z dnia na dzień pogoda robiła się coraz gorsza. Krzyżując dłonie na piersiach, aby było mi choć trochę ciepło, poczułam jak ktoś momentalnie oplata swoje ręce wokół mojej talii.

- Myślałaś, że tak po prostu Cię puszczę? - spytał z troską w głosie.

Odwracając się w stronę mężczyzny poczułam ciepło, które od niego biło.
Spojrzał mi głęboko w oczy i bez słowa okrył mnie swoją marynarką.

- Zamarzniesz Buck, załóż ją z powrotem.

- Bardziej martwię się o Ciebie - odparł, splatając nasze palce razem - Chciałbym abyś wiedziała, że moje zachowanie było naganne, a wynikło sam nie wiem z czego. Zwyczajnie nie mogę funkcjonować normalnie, gdy widzę jak on na Ciebie patrzy - pogładził mój ogrzany rumieńcem policzek.

W tamtym momencie naprawdę nie wiedziałam co powiedzieć. Od początku było wiadome, że coś jest na rzeczy.

- Chce wrócić do domu - wydukałam.
Bucky bez słowa pociągnął mnie za sobą, wciąż nie puszczając mojej dłoni.

***

Kiedy zatrzymaliśmy się już pod drzwiami, zdałam sobie sprawę iż będzie nie miło jeśli po takim czymś puszczę go bez słowa. To byłoby bardzo niekulturalne z mojej strony i zwyczajnie nie przystoi tak postępować.

- Może wejdziesz? - zaproponowałam.
Buck uśmiechając się od ucha do ucha, zrobił krok przed siebie, następnie poważniejąc stanął unieruchomiony.

- W zasadzie... - zwrócił moją uwagę - To muszę coś jeszcze załatwić. Było naprawdę miło i dziękuję, że przyszłaś. Mimo iż nie zostałaś poinformowana osobiście, to i tak wiedziałem, że przyjdziesz.

Moja blada twarz oblała się ponownie gorącym rumieńcem. Bucky podchodząc bliżej, złapał moją dłoń, po czym musnął ją swoimi ciepłymi ustami.

- Dobranoc piękna - rzucił, znikając w korytarzu.

Stojąc jak unieruchomiona kłoda zdałam sobie sprawę, że wciąż mam jego marynarkę. Ruszając pędem w stronę wyjścia, zastałam pustkę na ulicy. Żadnego śladu Jamesa.
Zrezygnowana wtuliłam twarz w kołnierz marynarki i wróciłam do domu.

- Steve? Steve... - powtarzałam kilkakrotnie, oczekując odpowiedzi.

Cisza. Błoga cisza. Godzina dość późna, a jego nadal nie ma. Zastanawiał mnie fakt po co pojechał do tej jednostki? Ale jeśli spotkanie z Bucky'm było ustawione, to Steve mnie okłamał. Zmarszczyłam ze złości brwi, ukazując grymaśną twarz.
Mógł mi powiedzieć wprost zamiast kłamać. Teraz skazał mnie na zamartwianie się. Zrzucając z siebie wszelakie ubranie poczułam ulgę. Koszula nocna zawsze była ukojeniem dla mojego ciała. Lekki, zwiewny materiał, to jedyne co uspokajało moje wnętrze. Kładąc się na łóżku, przyciągnęłam do siebie marynarkę Bucka. Wtulając w nią policzki, usunęłam.

---------------------------------------------
Hejka moje bąble najdroższe! 💕
Wróciłam! Nareszcie...
Na samym początku chciałabym przeprosić za zaniedbanie wtt, ale po prostu liceum ogrom problemów i nauki. Ale już JESTEM i postaram się Wam to wszystko wynagrodzić! Mam nadzieje, że nie jesteście bardzo źli :<
Nie przeciągając.
Zacznę już powoli pisać następny rozdział żeby nie pojawiły się zaległości! Kocham Was mocno i miłego czytania pysie ❤

Lost Everything // Bucky BarnesWhere stories live. Discover now