Rozdział 4

2.5K 106 11
                                    

Bree szybko zadomowiła się w świecie śmiertelników. Nie zgodziła się jednak na zamieszkanie tu. Czuła się zdecydowanie pewniej w zaświatach.

Nie zapomniałam jednak o Damianie w tym wszystkim. Zresztą nie musiałam się wysilać. On sam wchodził mi w drogę.

- Czy ja dobrze widzę?- Spytała mnie Bree.

Odwróciłam się w stronę, w którą patrzyła. Do stołówki weszli Damian i Adelajda trzymając się za ręce. Kilka dziewczyn podeszło do nich próbując zwrócić na siebie uwagę.

- Co one w nim widzą?

- Zapewne to czego my nie widzimy.- Wzruszyłam ramionami.

- To znowu ten kretyn.

Koło mnie wylądowała taca z jedzeniem. Pokiwałam głową, strzepując sobie z ręki resztki pokarmu, ale chłopak nie patrzył na mnie. Bree przejęła pałeczkę.

- Tak Colinie, to znów ten kretyn. Zajmij się czymś albo kimś innym.- Mówiąc to dziewczyna położyła swoją dłoń na jego, którą szybko zabrał. Obie się skrzywiłyśmy.

Od kiedy moja przyjaciółka przepisała się do ludzkiej szkoły próbuje zwrócić uwagę chłopaka na siebie. Niestety bez rezultatów. Wciąż coś czuje do Adelajdy mimo, że nie chce się do tego przyznać.

- Możemy się przyłączyć?

Wszyscy jak jeden mąż podnieśliśmy głowy. Koło nas stali Damian i Adelajda. Chłopak patrzył na nas z szeroki uśmiechem, a rudowłosa wręcz kuliła się z niepewności.

- Nie ma miejsca.- Mówiąc to blondyn położył torbę na krzesło obok.

Do oczu dziewczyny napłynęły łzy. Jej chłopak widząc to złapał ją za rękę i pociągną do innego stolika. Poderwałam się z miejsca. To wszystko robi się chore. Nie chciałam zostawić przyjaciółki samej, ale nie mogłam do niej pójść. No i oczywiście nie mogłam zostać z Colinem i Bree. Nie chciałam być po żadnej stronie.

- Zachowujecie się okropnie!- Zwróciłam się do osób siedzących przy stoliku.- Nie możecie jej odtrącać.

- Ona nie jest warta mojego czasu, albo chociażby uwagi.- Mruknął Colon zaciskając zęby.

- Mam was wszystkich dość!

Wściekła wyszłam ze szkoły i skierowałam się w stronę domu.

Trzasnęły za mną drzwi. Zdezorientowana stałam w korytarzu, aż do momentu kiedy z tego stanu wyrwała mnie babcia.

- Wcześniej dziś wróciłaś.- Odezwała się od niechcenia.

- Zerwałam się z lekcji.- Postanowiła wyznać prawdę.- Pamiętasz jak mówiłaś, że mogę mówić ci wszystko?

- Tak.

- Ten czas właśnie nadszedł. Potrzebuję takiej rozmowy.

Elen kiwnęła porozumiewawczo głową i ruszyła do salonu, a ja krok w krok za nią. Kobieta usadowiła się w fotelu. Stanęłam naprzeciwko niej z założonymi rękoma na piersi.

- Potrzebuję dobrej rady.- Wzięłam głęboki wdech i mówiłam dalej.- Do szkoły chodzi demon. Nie wiem co robić zwłaszcza, że on chodzi z moją przyjaciółką.

- Nic nie rób.- Miała być dobra rada, pomyślałam. Podobną dał mi ojciec.- Nie rób nic co mogło by go skłonić do jakichkolwiek działań. Może on wcale nie ma złych zamiarów.

Uśmiechnęła się do mnie, a ja przeanalizowałam jej wypowiedź. Demon z dobrymi zamiarami. To po prostu niemożliwe.

Resztę dnia spędziłam siedząc owinięta w koc z kubkiem gorącej herbaty. Kiedy do pomieszczenia weszła Adelajda gwałtownie się podniosłam.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now