Rozdział 8

1.5K 83 0
                                    

Mimo zmęczenia już chyba setny raz przewróciłam się na drugi bok. Zirytowana zerknęłam na zegar, wskazywał czwartą rano. Dziś jeszcze ani razu nie zmrużyłam oka i raczej już tego nie zrobię. Zwlekłam się z łóżka i poszłam do łazienki się ubrać.

Stojąc nad przepaścią, wiatr targał moimi włosami. Ciekawe jak to jest kiedy tak się spada w dół, albo chociaż lata. Szkoda, że skrzydła posiadają tylko demony i anioły. Niby jestem jednym i drugim, ale dopóki nie zaakceptuję tego kim jestem mogę tylko pomarzyć o przestworzach.

Podskoczyłam słysząc trzask gałęzi. Zmrużyłam oczy niezadowolona.

- Masz zamiar skoczyć?- Zapytał Damian.

- Śledzisz mnie?- Wzruszył ramionami.

- Dzięki temu, że to robiłem, mogłem ci pomóc. Mam nadzieję, że teraz nie będzie takiej potrzeby chodź jestem gotów skoczyć za tobą.

Uśmiechnęłam się lekko. Od kiedy on taki miły?

- To musi być fajne władać żywiołami. Pasuje to do ciebie.

Pokręciłam przecząco głową.

- Wyciągnij ręce.- Rozkazał Damian. Posłuchałam.- Teraz zamknij oczy.

Nieufnie zamknęłam je. Chwilę później na swoich dłoniach poczułam jego dotyk. Zaczął mówić dalej.

- Wyobraź sobie małe krople deszczu. Masz nad nimi całkowitą kontrolę.

Kiedy przez dłuższy czas panowała cisza postanowiłam otworzyć oczy. Zatkało mnie. Wokół nas, na wysokości ramion lewitowały małe, okrągłe krople. Kątem oka dostrzegłam, że słońce wschodzi między szczytami gór. Skupiłam się na nim tak aby świeciło jaśniej, a jego promienie nakierowałam na wodę, która zaczęła wirować wokół nas. Piękny widok.

Poczułam łaskotanie w okolicach łopatek. Skrzydła. Wyrosły mi skrzydła! Zerknęłam na nie. Przy samych plecach w kolorze białym, który przechodził w szary, a potem w czarny na końcu. Byłam tak tym przejęta, że nawet nie zauważyłam jak twarz Damiana niebezpiecznie się do mnie zbliżyła z uśmiechem. Szybko się cofnęłam tracąc przy okazji kontrolę nad mocą. Wszystko się rozleciało.

- Co co się tak szczerzysz?- Zapytałam starając się aby mój głos był spokojny.

- Dzięki mnie zaakceptowałaś to kim jesteś.

- Okej, ale nie przypisuj sobie zbyt wiele zasług.

Uśmiechnęłam się i zaczęłam się cofać. Gdy tylko moja lewa stopa napotkała pustkę, powiedziałam.

- Zobaczmy czy mnie złapiesz i uratujesz jak mówiłeś na początku.

Zrobiłam jeszcze jeden krok i już leciałam w dół. Cudowne uczucie. Usłyszałam jeszcze krzyk Damiana. Zauważyłam, że demon leci za mną. Jakie on ma piękne, czarne skrzydła. Kiedy byłam już prawie przy ziemi rozłożyłam własne i wzniosłam się w górę. Przemknęłam obok chłopaka, który wyrównał ze mną lot. Zatrzymałam się.

- Głupia jesteś?

Nie mogłam się powstrzymać od śmiechu.

- Cobyś zrobiła gdyby nie udało ci się rozłożyć skrzydeł na czas, a ja bym nie zdążył dolecieć? Jesteś w połowie człowiekiem przez co jesteś podatna na zranienie i nie tylko!- Wrzeszczał na mnie.

- Przesadzasz. Szkoda tylko, że moje skrzydła nie są w pełni białe. Nie chcę patrząc na nie widzieć mroczą stronę mnie, która przeważa we mnie i na piórach.

Damian zmarszczył brwi. Położył mi rękę na ramieniu.

- Twoja ciemna strona to twoja siła, co nie oznacza, że jesteś zła. Zresztą białe pióra szybko się brudzą i widać na nich plamy.

Poczułam się trochę lepiej.

- Muszę spróbować tego jeszcze raz.- Powiedziałam kiedy humor mi się poprawił.

Złożyłam skrzydła i zaczęłam spadać, a następnie lecieć w górę.

- To jest cudowne!- Wykrzyczałam.

Skierowałam się w stronę ziemi i lekko wylądowałam.

- Czas wracać do rzeczywistości.- Oznajmił chłopak stojąc obok mnie.

- Racja. Za niecałe trzy godziny zaczyna się szkoła. Jeszcze tyle rzeczy trzeba zrobić.

Pomachałam mu i pędem wróciłam do domu.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now