Rozdział 25

789 45 1
                                    

Przykucnęłam pod bramą jednego z bloków znajdującego się na jednej z licznych luksusowych dzielnic. Położyłam dłoń na zimnym chodniku. Przymknęłam powieki. Czas wypróbować jedną z nowych umiejętności. Wysłałam trochę mocy do ziemi. Kiedy otworzyłam oczy zobaczyłam białe ślady. Przede mną stał ten sam mężczyzna co z gazety. Była to jednak iluzja, wspomnienie tego co się wydarzyło. Tylko ja to widziałam. Ruszyłam jego śladami.

Zawędrowałam do różnych miejsc. Jednak nie poświęcałam im dużo uwagi. Wiedziałam, że mój cel znajduje się zupełnie gdzie indziej. Dopiero pod wieczór znalazłam go w niewielkim motelu.

- Luna! Zatrzymaj się natychmiast.

Zdziwiona odwróciłam się. Na widok Nuita odzyskałam kontrolę nad swoim ciałem. Z nów byłam tą samą Luną.

- Nie możesz go zabić. Nie możesz zniżyć się do jego poziomu. Wróć ze mną do domu. Pomogę ci.

- Chciałabym, ale nie mogę. To są chwile. Tylko na moment jestem sobą. Puźniej znów staję się... kimś innym. Za dużo jest we mnie zła.

- Dla tego chcę ci pomóc. Chcę abyś była znów tą samą osobą co kiedyś.

- Ty głupi ptaku. Nie pomożesz jej. Ja jestem częścią niej, a ona jest częścią mnie. Jesteśmy jedną i tą samą osobą. To jej przeznaczenie. Moje przeznaczenie. Przeznaczenie Anioła Ciemności. Nawet Ibis by to spotkało.

Ona ma rację, ja mam rację. To moje przeznaczenie.

- Idź stąd Nuit. Nie chcę zrobić ci krzywdy.

Patrzyłam jak zwierzę przyznaje mi rację i odlatuje.

Czas zająć się mordercą.

Westchnęłam w duchu.

Ale czy i ja nie staję się mordercą w ten sposób?

Wślizgnęłam się niepostrzeżenie do pokóju. Mężczyzna spał.

Nic nie poczuje. Zapewniłam samą siebie.

Podeszłam do niego i położyłam dłoń na jego czole. Przez krótką chwilę walczył ze mną jednak się poddał, a jego ciało stało się prochem.

~***~
Minął już tydzień. Przez tydzień chodziłam i mordowałam. Na początku były to osoby które zrobiły coś złego. Później zaczęli być to przypadkowi ludzie z ulicy. Przez cały ten czas nie wracałam do siebie, do podziemi. Z każdym dniem coraz bardziej stawałam się złą wersją siebie.

Podniosłam się z ziemi znad ciała starszej kobiety.

Tak nie można.

I tak by niedługo odeszłaby z tego świata.

Tak, ale zostałaby zapamiętana przez rodzinę i znajomych.

Coraz częściej kłóciłam się sama ze sobą. Robiło się to coraz dziwniejsze. Tylko to mi zostało.

Nie marudź. Wracamy do domu.

Pstryknęłam palcami i już stałam u siebie w przedpokoju. Wolnym krokiem przeszłam do salonu. Dostrzegłam tam siedzącego wygodnie na kanapie Gabriela.

- Witaj.- Odezwałam się do niego spokojnie.

- Wróciłaś. Gdzie byłaś?

- No wiesz tu i tam.- Wzruszyłam ramionami.

- Dobrze nie mów jak nie chcesz, ale ja i tak wiem co robiłaś.- Znów wzruszyłam ramionami. W takim razie po co pyta.- Myślałem, że jesteś inna, a ty stałaś się taka sama jak Auraya.

- Śledzisz mnie?

- Nie. Nuit przyszedł do mnie i powiedział co się z tobą dzieje.

- Oczywiście.- Szepnęłam pod nosem.

- Nie zostawiasz mi wyboru Luno.- Gabriel wstał i podszedł do mnie.- Jako jeden z archaniołów nakazuję ci opuścić to miejsce i już nigdy nie wracać do zaświatów oraz Nieba. Rozumiesz?

- Tak.- Odpowiedziałam spokojnie.- Mogę zabrać tylko swoje rzeczy?

Gabriel skinął głową. Poszłam do siebie do pokoju aby spakować ubrania. Podeszłam do szafy aby wyciągnąć również pudełko z pieniędzmi. Wiedziałam, że kiedyś się przydadzą. Chodź ich wymienianie tak aby nie straciły ważności przez te lata było kłopotliwe. Jeszcze tylko sztylet i mogę ruszać. Wzięłam do ręki torbę i wróciłam do salonu. Pożegnałam się z mężczyzną i przeniosłam się z powrotem na ziemię.

Rozejrzałam się po mieszkaniu. Odłożyłam bagaż na ziemię i zaczęłam ściągać z mebli płachtę. Stare mieszkanie Amandy. Idealne miejsce aby się tu zatrzymać.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now