Rozdział 5

2.3K 90 3
                                    

Do szkoły przyjechałam bardzo wcześnie. Przez cały weekend próbowałam wszystko sobie ułożyć w głowie. Bez żadnych rezultatów. Nuit ma rację, potrzebuję odpoczynku od demonów, śmierci i wszystkiego co się z tym wiąże.

Na korytarzach mimo tak wczesnej godziny można było spotkać kilku uczniów. Zdziwiłam się widząc wśród nich Anikę. Zazwyczaj przyjeżdżała na ostatnią chwilę lub się spóźniała. Zauważyłam, że targa ze sobą jakieś szpargały.

- Luna miło cię widzieć!- Dziewczyna odstawiła rzeczy i podeszła do mnie z otwartymi ramionami.

- Co ty tu robisz o tej godzinie?- Szybko odsunęłam się od niej zanim złapała mnie w żelaznym uścisku.

- Dostałam od nauczycieli za zadanie zorganizować wiosenny bal. Nie ukrywam, że potrzebuję pomocy.

Spojrzała na mnie znacząco. Właśnie znalazła idealną osobę do tego zadania.

- I niby ja mam ci pomóc?

- A czemu by nie. Pokazałabyś wszystkim na co cię stać.

Zastanowiłam się nad tą propozycją. Nie potrzebowała uznania innych uczniów, ale takie zajęcie powinno na jakiś czas odwrócić moją uwagę od wszystkiego o czym nie chcę teraz myśleć.

- Dobrze.- Powiedziałam w końcu.- Ale nie robię tego aby się pokazać i dla ciebie.

- Świetnie!- Jej radość była wręcz śmieszna.- Przyjdź po lekcjach na salę gimnastyczną.

Przekazawszy mi to, ruszyła dalej korytarzem niosąc pudła.

~***~

Tak jak obiecałam, zaraz po skończonych zajęciach poszłam na salę gimnastyczną. Pomieszczenie było już w połowie udekorowane najróżniejszymi drobiazgami.

- Wow, dużo zrobiłaś.- Wydusiłam z siebie rozglądają się dookoła.

Naprawdę zrobiła dobrą robotę. Gdzie się dało powciskał sztuczne kwiaty, które wbrew pozorom nadawały temu miejscu pewnego uroku. Pod jedną ze ścian zostało zbudowane niewielkie podwyższenie - na bank ktoś musiał jej z tym pomagać. Może jakiś nauczyciel? Pod sufitem rozwiesiła lampiony, które zapalało się na sztuczne świeczki.

- Zostałam zwolniona ze wszystkich zajęć.- Z zadumy wyrwał mnie głos Aniki.- Miałam więc czas to przygotować.

Głupi zawsze ma szczęście, pomyślałam.

- Co nie znaczy, że jak idzie mi z tym dobrze to oznacza, że nie potrzebuję już pomocy. Co sądzisz o tym miejscu na stół z przekąskami i napojami?- Zapytała pokazując na miejsce przy drzwiach.

Pokręciłam przecząco głową.

- Moim zdaniem za blisko głównego wejścia.

Dziewczyna wzruszyła tylko ramionami, a potem przestawiłyśmy mebel w inny kąt.

Następne pół godziny spędziłyśmy na ozdabianiu sali jeszcze kilkoma sztucznymi kwiatami i innymi ozdobami. Anika, nawet nie wiadomo skąd, przytaszczyła rzeźbę na kształt bociana i postawiła go obok podwyższenia. Brakuje jeszcze tyko żab obok.

- Jest nieźle.- Wyszeptała blondynka przyglądając się swojej pracy. - Ja tu jeszcze zostanę i dokończę, a ty zajmiesz się jedzeniem na jutro.

- Czemu ty się tym nie zajmiesz?- Dopiero gdy wypowiedziałam te słowa na głos zrozumiałam, że musiały one zabrzmieć niezbyt fajnie.

Dziewczyna, albo tego nie zauważyła, albo dobrze ukrywała.

- Jak się zajmiesz jedzeniem to świat się przecież nie zawali.- Powiedziała tylko.- W końcu się do czegoś przydasz.

Córka ŚmierciDonde viven las historias. Descúbrelo ahora