Rozdział 19

1K 56 1
                                    

Poczułam mocne szarpnięcie w okolicach prawego ramienia. Otworzyłam oczy. Nade mną stała Amanda.

- Jest w pudło ósmej. Spóźnisz się.

- Nigdzie dziś nie idę. Muszę coś załatwić.- Sięgnęłam po skrawek kołdry i na powrót się nakryłam.

- Znowu nie idziesz do szkoły.- W jej tonie pobrzmiewała nuta niezadowolenia.

- Mam dobre oceny, a moje nieobecności można policzyć na palcach dwóch rąk.

Kobieta chciała coś na to odpowiedzieć, ale zrezygnowała zaciskając usta w wąską linię.

- W takim razie ubieraj się. Jadę z tobą załatwić tą sprawę.- Powiedziała wychodząc z pokoju i trzaskając drzwiami.

- Gdzie jedziemy?

- Spokojnie.- Odpowiedziałam zapinając pas.- Nie byłoby lepiej gdybyś dała mi poprowadzić?- Amanda zaprzeczyła.- W takim razie daj telefon.

Bez słowa podała mi urządzenie, a ja wpisałam w GPSA dane. Już po chwili usłyszałam przyjazny głos komputerowej postaci, która informowała nas jak dojechać.

Moja towarzyszka odpaliła silnik. Przez następne czterdzieści minut drogi siedziałyśmy w ciszy.

Zatrzymałyśmy się przed wielką, szarą bramą otoczoną płotem z siatki.

- Po co tu jesteśmy?

- Do tego miejsca można przyjść tylko w dwóch powodach.  Z czego ten drugi powód nas nie dotyczy.- Wzruszyłam ramionami.

Wolnym krokiem, wręcz niepewnym, podeszłam do bramy i ją otworzyłam. Rozległ się dźwięk szczekania psów.

- Jak nie chcesz to nie musisz wchodzić.- Zwróciłam się do Amandy.- Nie każdy lubi takie miejsca.

Blondynka zaprzeczyła ruchem głowy i wyminęła mnie. Rozejrzałam się. Przy jednej z klatek dostrzegłam mężczyznę karmiącego podopiecznych. Kiedy się do nas odwrócił mogłam stwierdzić, że jest po pięćdziesiątce.

- Witam.- Przyjrzał nam się i otoczeniu dookoła nas. Zapewne sprawdzał czy nie mamy przy sobie żadnego psa.- W czym mogę pomóc?

- Chcę zaadoptować psa.- Odpowiedziałam.

- Oczywiście, oczywiści.- Policzki mężczyzny nieco się zaróżowiły.- Jakiego? Dużego, małego, białego, czarnego, mieszańca, rasowego?

- Obojętnie. Chociaż- zastanowiłam się- interesuje mnie tak, który jest tu już długo i nie może znaleźć domu.

- Wszystkie nasze psy znajdują dom w bardzo szybkim tempie. Mimo to Sherlock nie ma takiego szczęścia. Jest już u nas prawie trzy lata. Rodziny adoptują go, a potem i tak wraca do nas.

Zatrzymaliśmy się przy klatce zwierzęcia. Jego kolor sierści zbliżony był do odcienia rudego. Gdzie nie gdzie można było się dopatrzeć białych łat. Wyglądem przypominał bordo collie.

- W takim razie możemy podpisywać papiery?-Zapytał pracownik schroniska.

Potwierdziłam. Mężczyzna złapał Amandę za rękę i poprowadził ją w swoją stronę. Blondynka rzuciła mi wściekłe spojrzenie. Uśmiechnęłam się i pomachałam w jej stronę. Otworzyłam zamek i weszłam do środka wybiegu. Pies się nawet nie podniósł.

- Cześć Sherlock. Rozumiem, że nie masz już zaufania do ludzi, ale ja nigdy cię nie opuszczę. Nie ważne co by się stało. Wiem jak to jest pokochać kogoś, a potem go stracić.- Spuściłam głowę uśmiechając się lekko do siebie.- Dziwnie się czuję rozmawiając z tobą. Do tej pory robiłam pogawędki ze zwierzakami, które mi odpowiadały, ale wierzę, że mnie słyszysz i rozumiesz.

Córka ŚmierciUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum