Rozdział 21

1K 58 8
                                    

158 lat później

Objęłam się rękoma. Listopadowe powietrze dawało o sobie znać. Wolno szłam w stronę cmentarza.  Przeszłam przez bramę mijając rodziny jak i osoby samotne. Zaczęłam wspinać się po niewielkim wzniesieniu. To właśnie na jego szczycie znajdował się grób Amandy. Rozejrzałam się w poszukiwaniu odpowiedniego nagrobka. Nie było to łatwe wśród tysiąca innych. Odszukała w pamięci jakiś charakterystyczny punkt. Było nim niewielki krzak z ławką. Poszłam w tamtym kierunku. Wyciągnęłam z mojej starej szkolnej torby jeden ze zniczy. Trzęsącymi się rękoma zapaliłam zapałkę i przyłożyłam do lontu. Odstawiłam świeczkę obok pozostałych. Przypomniałam sobie te miłe jak i złe chwile z nią. Nie dogadywałyśmy się najlepiej, ale ją lubiłam. No i w końcu była moją rodziną. Odetchnęłam głęboko i ruszyłam dalej.

Zeszłam nieco niżej kierując się bardziej na wschód. Kiedy wyszłam za pobliskich drzew zauwarzyłam osoby przy grobie do którego miałam zamiar podejść. Oparłam się o pień pobliskiego drzewa i czekałam. Nagle wszelkie wspomnienia powróciły.

David. Jego chyba najbardziej mi brakuje. Był jedyną osobą z którą nie mogłam zostać do końca. W wieku dwudziestu lat przestałam się starzeć. To normalne. Przez kolejne kilka lat łatwo było udawać przed przyjacielem człowieka. Jednak kiedy oznaki starzenia zaczynały być widoczne u niego, ja wciąż miałam dwadzieścia lat. Nie miałam wyboru. Musiałam zerwać z nim kontakt. Co nie oznaczało, że go nie widywałam. Nie miałam na tyle silnej woli aby trzymać się od niego z daleka. Obserwowałam go jak szedł z rodziną do parku czy wracał do domu z pracy. On nigdy mnie nie widział. Nawet kiedy umierał po jego duszę przyszedł ktoś inny. Nie byłam bym w stanie spojrzeć mu w oczy po tylu latach kłamstwa.

Potrząsnęłam głową aby oddalić od siebie te wspomnienia. Rodzina Davida odeszła i mogłam swobodnie postawić znicz, ale nie odważyłam się na nic więcej. Nawet na najkrótszą modlitwę.

Już od dawne nie uroniłam ani jednej łzy. Bolało mnie serce gdy musiałam oglądać cmentarz na którym leżały ciała moich przyjaciół, ale wiedziałam, że ich dusze spoczywają w lepszym miejscu. Dziś jednak wspomnienia były tak silne, że ledwo się powstrzymywałam. Zadrżałam na całym ciele. Prawie biegnąc wyszłam poza teren cmentarza.

Szybko powróciłam pamięcią czyje groby muszę jeszcze odwiedzić.

Z ulgą odetchnęłam kiedy postawiłam dwa znicze na miejscu pochówku Adelajdy i Colina, które było obok siebie. Ci dwoje do końca zostali przyjaciółmi, a ja do końca zostałam z nimi. Adelajda pierwsza odeszła z tego świata. Rok później Colin.

Wracając zatrzymałam się jeszcze przy wysokim pomniku. Ludzie zostawiali przy nim kwiaty i świeczki dla osób, które nie mają swojego grobu, albo gdy rodzina nie zna miejsca spoczynku najbliższych. Podeszłam i wyciągnęłam ostatniego znicza dla ojca i Doriana. Wpatrywałam się w migoczący płomień.

- Tu jesteś.- Usłyszałam znany mi dobrze głos.

- Co chcesz Damian?- Zapytałam nie spuszczając wzroku z płomienia.

- Nie ja tylko starszyzna.

- Zaraz będę.

- Pośpiesz się.

- Powiedziałam, że zaraz będę! - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Odwruciłam się do chłopaka którego już nie było.

Ze spuszczoną głową podeszłam do kamiennej płyty. Położyłam na niej dłoń i wyszeptałam kilka słów modlitwy. Następnie upewniwszy się, że nikt nie patrzy przeszłam przez portal do zaświatów.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now