Rozdział 15

1.1K 62 4
                                    

Złożyłam na grobie bukiet, białych róż. Usiadłam na małej, wilgotnej ławce. Zimnie ręce położyłam na udach.

- Dużo się wydarzyło od twojej śmierci. Nie mam już nikogo z kim mogłabym usiąść, porozmawiać, poradzić się kogoś.- Zamilkłam czekając aż starsza kobieta w fioletowym płaszczu, wspierająca się na drewnianej lasce, odejdzie.- Chciałabym abyś była tu i rzuciła jakąś mądrą radą.

Na ścieżce prowadzącą w moim kierunku dostrzegłam pracownicę z domu dziecka. Kobieta w średnim wieku, mała o okrągłych kształtach z szarymi oczami, od jakiegoś czasu szukała dla mnie rodziny zastępczej.

Wróciłam pamięcią do tamtych dni. Młode małżeństwo szukające dziecka, którego nie trzeba było by wychowywać, i które nie sprawiałoby kłopotów. Wydawałam się idealna dla nich, ale mi nie pasowało coś w nich. Gdy tylko przekroczyliśmy próg domu po mojej babci oni zaczęli patrzeć co i za ile można było by sprzedać. Dla tego też postanowiłam uprzykrzyć im życie. Czy to włączaniem na ful muzyki o czwartej rano, czy tym, że usuwałam ogłoszenia o sprzedaży że stron internetowych lub niszczyłam papiery kupna. Po tygodniu małżeństwo nie wytrzymało, a ja znów byłam sierotą.

Za każdym razem gdy coś było nie tak ja utrudniałam życie komuś. Prowadziło to zawsze do tego samego. Każdy kto chciał się mną zająć uciekał przez moje zachowanie.

- Tu się ukrywasz.- Powiedziała kobieta na powitanie wyrywając mnie tym samym z zamyślenia.- Znalazłam kolejną osobę, która chętnie się tobą zajmie.- Nie dało się nie usłyszeć nacisku na słowo "kolejną".

Gestem ręki nakazała mi iść za sobą. Wsiadłyśmy do samochodu gdzie przejechałyśmy przez całe miasteczko i zatrzymałyśmy się na jego obrzeżach. Weszłyśmy do zniszczonego budynku pomalowanego na żółto. Poszłyśmy do jednego z pokoi, który znajdował się na końcu długiego korytarza, zostałam sama. Usiadłam na jednym z wygodnych, czarnych foteli. Zaczęłam się rozglądać. Pomieszczenie nie było duże, znajdowało się w nim jedynie szafa, biurko i te dwa nieszczęsne fotele. Wzięłam do ręki figurkę, porcelanowego kotka jednak szybko go odkładam kiedy słyszę dźwięk otwieranych drzwi. Odwracam się przodem do przybysza. Kobieta o długich, prostych blond włosach związanych w koński ogon. Jej zielone oczy przyglądają mi się intensywnie.

- Cześ, jestem Amanda.- Odezwała się.

Niepewnie pokiwałam głową witając się. Powoli wstała i skierowałam się do wyjścia.


W czasie jazdy nie odrywałam wzroku od krajobrazu za oknem. Starałam się całkowicie ignorować moją sąsiadkę. Było to jednak trudne gdyż ona ciągle próbowała podjąć jakiś temat rozmowy.

- Więc opowiesz coś o sobie?- Spróbowała na początek Amanda. Pokiwałam głową odmawiając.- Lubisz tu mieszkać?

Wzruszyłam ramionami, a kobieta jeszcze przez jakiś czas rzucała swobodnymi tematami. Mimo to podała się niedługo potem.


Otworzyłam gwałtownie drzwi kierując się w stronę schodów.

- Luno proszę podejdź do mnie.- Zignorowałam jej wołanie.- Luno natychmiast złaź na dół! Musimy porozmawiać! Ja nie będę tolerować takiego zachowania!

Zatrzymałam się w półkroku. Przewróciłam oczami i niechętnie zeszłam na dół. Zrobiłam to nie dlatego, że jestem dobrą dziewczynką, a dla tego, że zaimponowało mi podejście tej kobiety. Nie próbuje być miła na siłę tylko dla tego, że chce mieć pierwsze dobre wrażenie.

Usiadłam przy kuchennym stole na wprost mojej nowej "opiekunki", która stała oparta o ścianę z założonymi rękoma.

- Przestudiowałam twój... życiorys. Jeśli mogę to tak nazwać.- Zaczęła ostrożnie dobierając słowa po dłuższej chwili milczenia.- Nie podoba mi się to, że opuszczasz lekcje. Mam nadzieję, że to się zmieni. Pamiętaj ja mam więcej cierpliwości i sił niż ci się może wydawać oraz chcę abyś mi ufała. Możesz mi mówić wszystko.

- Wątpię w to czy aby na pewno wszystko.- Szepnęłam niezadowolona.

                                                                  ~***~

Otworzyłam powoli oczy rozkoszując się promieniami słońca na moim łóżku oraz twarzy. Sięgnęłam po telefon aby sprawdzić godzinę. Sobota, ósma rano. Powolnym krokiem zeszłam na dół rozglądając się za nowym domownikiem. Nigdzie jej nie widziałam. Uśmiechnęłam się sama do siebie. Jeśli tak ma wyglądać nasze wspólne mieszkanie to mi to pasuje.

Nalałam mleka do miseczki, a następnie dorzuciłam płatki owsiane. Bardzo powoli jadłam nigdzie się nie śpiesząc. Odłożyłam łyżkę na blat słysząc dźwięk przychodzącej wiadomości. Spojrzałam.

Adelajda: Żyjesz?

Uśmiechnęłam się szerzej niż wtedy gdy schodziłam po schodach. Od prawie dwóch tygodni się do nich nie odzywałam. To chyba normalne, że się martwią.

Luna: Chyba żyję.   :)

Adelajda: To całe szczęście. Coś mnie ominęło?

Wspomnienia ostatnich dni powróciły ze zdwojoną siłą. Poczułam, że w oczach mam łzy. Szybko je odgoniłam.  

Luna: Nic ciekawego. Znaleźli mi tylko niańkę. :(

Adelajda: Rozumiem. Pamiętaj, zawsze możesz przyjść do mnie. ;)

Luna:  :)   :')

Usłyszałam dźwięk przekręcanego klucza w zamku.

Luna: Muszę kończyć. Widzimy się za jakiś czas.

Adelajda: Oki. 

Odłożyłam telefon i wróciłam do przerwanej czynności.

- Luna, czy możesz mi pomóc?

Zacisnęłam zęby, ale posłusznie wstałam. Czy w dzisiejszych czasach nie można w spokoju zjeść?

W przedpokoju wpadłam na Amandę. Zabrałam od niej walizkę, którą zaniosłam do salonu, a następnie dołączyłam do kobiety w kuchni. Stawiała właśnie na stół wielki transporter dla zwierząt, z którego wyszedł wielki, owłosiony kot w kolorze kawy z mlekiem.

- Poznaj Vincenta.- Oznajmiła właścicielka.

Zwierzę przeszło przez cały stół i zatrzymał się przy moimi śniadaniu. Zaczęło wypijać mleko.

Spiorunowałam tą wielką, owłosioną kulkę wzrokiem. Kątem oka zauważyłam jakiś ruch za oknem. Popatrzyłam w tamtą stronę. Na parapecie usiadł Nuit i wszystkiemu się przyglądał. Gdybym właśnie występowała w kreskówce to nad moją głową w tym monecie zalśniłaby wielka, żółta żarówka. Wyciągnęłam rękę przed siebie. Ptak zrozumiał i usiadł na wyznaczonym miejscu.

- Ja również mam swoje zwierzątko.- Posłałam kobiecie złośliwy uśmiech.

- Och.- Nic więcej nie była w stanie powiedzić.

Kot zjeżył się i zaczął prychać. Zaśmiałam się widząc tą scenę. Zobaczymy jak Amanda sobie poradzi z tym.

- To wszystkie twoje rzeczy?- Zapytałam mając na myśli tą jedną jedyną walizkę w drugim pokoju.

- Nie, to są tylko najważniejsze. Będę musiała jeszcze dużo przenieść. No i muszę też zająć się rzeczami twojej babci. Spokojnie, ty zdecydujesz co z nimi zrobić. Muszę jeszcze sprzedać, albo wynająć swoje stare mieszkanie. Dużo pracy przed nami.

Kobieta położyła mi dłoń na ramieniu, a potem wyszła aby zanieść bagaż na górę.

- Jakoś to będzie.- Pocieszył Nuit gdy zostaliśmy sami.

Pokiwałam głową na znak, że się z nim zgadzam.

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now