Rozdział 13

1.4K 68 1
                                    

Już chyba piąty raz widzę tego chłopaka. Nie spodobało mi się to, czułam się nieswojo gdyż domyślałam się kto to jest.

Po skończonych zajęciach wpadłam na niego przed bramą szkoły. Dałam mu jedynie ręką znać aby poszedł za mną w bardziej ustronne miejsce.

- Czego chcesz?- Oparłam się plecami o ścianę budynku i posłałam mu lodowate spojrzenie.

Nieznajomy milczał jakiś czas dzięki czemu mogłam mu się dobrze przyjrzeć. Miał gęste, kręcone włosy w kolorze błota. Czarne oczy uciekały przed moim wzrokiem. Był dość niski. Może z metr szejździesiąt.

- Mój pan każe ci przekazać abyś szykowała się na śmierć. Demony pragnął krwi.

- A to niby z jakiego powodu?- Podniosłam jedną brew.

- Zabiłaś jednego z nas.

Przeleciałam szybko w pamięci po wydarzeniach z ostatnich dni. Nie przypominałam sobie abym coś takiego zrobiła.

- Niby kogo?- Mój ton głosu był nieprzyjemnie zimny.

- Bree.

Jedno imię, ale ile emocji wywołuje. Szybko jednak je zagłuszyłam.

- Nie była jedną z was.- Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

- Była, była. Przeszła na naszą stronę już kilka lat temu. Wszyscy traktowali ją tam jak równą siebie.

- Zawsze znajdziecie powód aby wywołać wojnę. Założę się, że Bree była Lucyferowi obojętna.- Szepnęłam, a głośniej dodałam.- Przekaż mu, że dotarła do mnie wiadomość i jestem świadoma tego co nadchodzi.

Posłaniec skinął głową i odszedł.

Siedząc przy kuchennym stole i grzebiąc widelcem w obiedzie rozmyślałam o tym co nadchodzi. Wiedziałam, że do tego dojdzie, ale nie spodziewałam się, że aż tak szybko. Muszą być przekonani o swoim zwycięstwie.

Nie jest tajemnicą, że potrafią oni wykonywać broń, która zabije nieśmiertelną istotę. Widziałam ją na własne oczy. Nawet jeśli zabrałam sztylet ze sobą to przecież mogą oni zrobić nowy i do tego zdecydowanie więcej. A my? My nie mamy nic. Wychodzi na to, że wróg może wygrać z nami nawet z zamkniętymi oczami. Westchnęłam. Nic dziwnego, że im się tak śpieszy. Chcą świętować.

                                ~***~

Chodziłam tam i z powrotem po małym gabinecie należącym niegdyś do mojego ojca, a teraz do mnie.

Rozległo się pukanie do drzwi, a następnie do pomieszczenia weszła starszyzna wraz z Dorianem. Skinęłam im na powitanie głową.

- Co masz nam takie pilnego do powiedzenia?- Zapytał stary mężczyzna.

- Zaczepił mnie sługa samego Lucyfera. Przekazał mi, że demony szykują się do wojny.- Spuściłam wzrok.

Czarnowłosa kobieta zakryła sobie dłońmi usta w niemym krzyku.

- A jednak do tego dojdzie.- Szepnęła Rilla.- Nie spodziewałam się, że tak szybko. Co proponujesz Anie... Luno?

Zignorowałam tą małą pomyłkę dziewczyny.

- Naszym zadaniem jest ostrzeżenie wszystkich o nadchodzącym niebezpieczeństwie.- Wtrącił Vaiter.- Dajmy Lunie czas na przemyślenie tego wszystkiego.

Starszyzna wyszła, a ja opadłam zmęczona na krzesło.

- Kiedy wojna?- Dorian staną na przeciwko mnie.

Spojrzałam na niego obojętnym wzrokiem.

- Niedojdzie do niej. Nie skarzę niewinne osoby na śmierć. Nie ma mowy.

- Aniele Ciemności!- Wydarł się na mnie, zerknęłam na niego zdziwiona marszcząc brwi. Zachowałam jednak spokój.- To ty teraz trzymasz świat w swoich rękach, to od ciebie zależy jego los. Nie powstrzymasz nas, mnie przed tym. Nie muszę iść na wojnę słuchając twoich rozkazów, ale będę walczył. Gdy ciemność zapadnie ból przepełni wszystko. Miłość będzie stracona, piękno i światło, marzenia przepadną. Ciemność będzie naszym nowym królestwem. Nie widzisz, że polowanie na nas już się zaczęło? Nie ukryjemy się przed nimi! A ja będę walczyć do ostatniej kropli krwi o to co znam. Nawet jeśli ta walka z góry jest przegrana.

- Masz rację.- Odezwałam się ze skruchą w głosie.- Ciemność opada na Raj lecz my musimy być silni. Musimy sprzeciwić się Stwórcy Nocy.

Wstałam i podeszłam do szafy. Otworzyłam ją sięgając po miecz.

- Poprowadzę was do walki. Nie pozwolę  aby demony zniszczyły to co kocham. Chciałam was chronić, chciałam aby wasza śmierć nie poszła na marne. Niestety co byśmy nie zrobili to i tak skończy się to źle. Przynajmniej nie zginiemy jak tchórze.

- Nie martw się. Mamy jeszcze to.

Chłopak podszedł do szafy i wyciągnął z niej szkatułkę ze sztyletem demonów.

- Mamy jeszcze jakieś szanse. - Mrugnął do mnie i wyszedł.

Odstawiłam wszystko na miejsce i raz jeszcze spojrzałam na broń należącą kiedyś do mojego ojca. Uśmiechnęłam się smutno zamykając drzwiczki i pozostawiając wszystko w ciemności.  

Córka ŚmierciWhere stories live. Discover now