Rozdział 1

25.2K 1.2K 588
                                    

Obejrzałam się za siebie, chcąc sprawdzić, czy banda wilkołaków, którą spotkałam podczas mojego patrolu, nadal za mną podążała. Byłam nieostrożna i mogłam tego uniknąć, jednak było już za późno na ewentualne gdybania i robienie sobie wyrzutów. Jedyną moją szansą na wyjście z opresji było ukrycie się gdzieś w lesie. Wszystko wskazywało jednak na to, że niedługo zostanę schwytana. Od samego myślenia, co mogło się stać, gdybym znalazła się w ich rękach, robiło mi się słabo.

Oglądając się przez ramię raz za razem, widziałam zbliżające się bestie, które nie zamierzały odpuścić. Zgryzłam wargę, żeby się nie rozpłakać, ale strach przed śmiercią był nie do zniesienia. Nigdy nie znalazłam się w tak wielkim niebezpieczeństwie.

Zmienni wyglądali strasznie. Nie jak wilki z opowieści, ale jak wyrośnięte ludzkie postacie pokryte futrem. Ich ostre jak brzytwa pazury przecinały leśną ściółkę, a szpiczaste zęby wystawały z ich paszczy, błyszcząc niebezpiecznie.

Moje położenie było tragiczne. Nie ratował mnie nawet fakt, że byłam przed nimi dobre kilkadziesiąt metrów, bo odległość między nami stale malała.

Przerażenie krążyło po moich żyłach, ale dzięki adrenalinie nie zwolniłam biegu nawet na chwilę, mimo że coraz bardziej opadałam z sił. Nigdy nie byłam zbyt wysportowana, ale strach potrafił zmotywować lepiej niż cokolwiek innego. Nie pomagał mi jednak fakt, że zmienni z natury byli niesamowicie wytrzymali, nie męczyli się tak szybko jak ludzie, a na dodatek mieli piekielnie wyostrzone zmysły.

Za tę całą sytuację mogłam winić wyłącznie siebie, bo sama zgłosiłam się na ochotnika, żeby przekazywać wiadomości między oddziałami. Nikt mnie do tego nie zmuszał, jednak dałam się przyłapać.

Las również wbrew moim pierwotnym założeniom nie okazał się moim sprzymierzeńcem, ale wiedziałam, że jak zacznę zwalniać, to czeka mnie rychła śmierć. Za wszelką cenę chciałam przeżyć, mimo że moje szansę były naprawdę marne. Na każdym kroku byłam zmuszona uważać na pojawiające się na mojej drodze drzewa i inne leśne przeszkody.

Teren dookoła był dla mnie zupełnie obcy. Zapuściłam się o wiele dalej niż powinnam była, ale w tamtym momencie liczyło się tylko to, by biec przed siebie. Kolejny raz odwróciłam głowę, by przeanalizować na nowo sytuację, jednak zrobiłam to zbyt gwałtownie. Nim zdążyłam spojrzeć z powrotem przed siebie, potknęłam się o wystający z ziemi korzeń. Momentalnie straciłam równowagę i choć usilnie starłam się ustać na nogach, prędkość z jaką biegłam była zbyt duża. Runęłam jak długa, dosłownie w ostatniej chwili zdążyłam zasłonić twarz dłońmi.

Szybko dotarło do mnie, że znalazłam się na terenie dawnej doliny, przez co zaczęłam turlać się zgubnie w dół.

Spanikowałam. Chciałam się zatrzymać, by wstać i ponowić bieg, ale spad był zbyt stromy, a moja prędkość coraz większa. Jedynym rozwiązaniem było dotarcie na sam dół.

Rękami nieudolnie zakrywałam swoją głowę, która była najbardziej narażona na urazy, jednak pozostałe odsłonięte fragmenty mojej skóry szybko zostały rozdarte.

Byłam okropnie poobijana, z trudem łapałam powietrze. Poddałam się tej sile w nadziei, że w końcu uda mi się odzyskać kontrolę nad sytuacją.

Mój płytki oddech mieszał się z odgłosem łamanych gałęzi, które ulegały pod ciężarem mojego zbolałego ciała. Nie miałam nawet siły krzyczeć, mimo że wszystko tak bardzo mnie bolało.

Nagle poczułam piekący ból uda.

Nie wiedziałam, co się stało, ale z każdym kolejnym kontaktem nogi z ziemią, bolało coraz bardziej. Zacisnęłam zęby, chcąc stłumić ten promieniujący ból. Modliłam się w duchu, żeby rana nie była zbyt poważna, w przeciwnym razie oznaczałaby dla mnie wyrok śmierci. Mogłam być zupełnie niezdolna do ucieczki, a tylko to mi pozostawało.

Dirty BloodNơi câu chuyện tồn tại. Hãy khám phá bây giờ