Rozdział 15

583 49 4
                                    

O równej 13 wszyscy zebraliśmy się pod domem Penetrators. Początkowo mieliśmy jechać minivanem rodziców Mahdiego, jednak nawet on nie pomieściłby trzynastu osób. Stwierdziliśmy, że lepiej i bezpieczniej będzie jeśli pojedziemy dwoma samochodami. Tylko cztery osoby z naszego towarzystwa miały prawo jazdy: William, Chris, Even i Alex. William i Even zdeklarowali się, że to oni siądą za kierownicą. Nikt nie miał z tym problemu, dlatego chwilę później już załadowywaliśmy nasze bagaże. Wylądowałam w samochodzie Williama razem z Noorą (co nie było dla mnie zdziwieniem), Mahdim, Chrisem, Alexem, Magnusem i Vilde. Z przodu usiadł Chris, a reszta z tyłu. Znalazłam się obok Magnusa z siedzącą na nim Vilde (inaczej byśmy się nie zmieścili) a Alexem.
Po pół godzinie jazdy w samochodzie było tak głośno, że nie słyszałam własnych myśli. Z przodu chłopcy zajęli się rozmową o sprawach russ bus'u, Noora i Alex rozstrzygali problem zalania namiotów, na wypadek gdyby miało się tak stać, a Magnus z Vilde...zajmowali się sobą. Zazdrościłam Mahdiemu, że potrafił tak po prostu zasnąć w tym hałasie. 
Kiedy po raz kolejny oberwałam z łokcia od blondynki, nie wytrzymałam i zakładając słuchawki przybliżyłam się do Alexa opierając głowę o jego ramię. On spojrzał na mnie i uśmiechnął się. 

- Śpij księżniczko - powiedział i pocałował mnie w czubek głowy.

- Ooo - usłyszałam Noore.

Zamknęłam oczy i udawałam, że śpię. Nie chciałam widzieć spojrzenia Noory, która na pewno w myślach zajmowała się już organizowaniem naszego ślubu.
Nie pamiętam kiedy faktycznie odpłynęłam, ale wydaje mi się, że mimo wszystko bardzo szybko zasnęłam. 

***

Obudziłam się kiedy w słuchawkach leciała jakaś piosenka cięższego brzmienia. Otworzyłam oczy i zdjęłam słuchawki. Oderwałam głowę od ramienia Alexa. Wszyscy spali co było dość dziwne, bo była dopiero 15. Widać, że pochmurna pogoda podziałała na wszystkich. 

- Będziemy jechać jeszcze półtorej godziny - oznajmił Chris odwracając się w moją stronę. 

- Okay - odpowiedziałam. 

- Zaraz musimy zjechać na stację, benzyna się kończy - zauważył William. 

Chris zaczął stukać coś na telefonie. Zapewne dawał znać samochodowi za nami o postoju. 
Wjechaliśmy na stację, a William wysiadł, aby zatankować.
Przez chwilę siedzieliśmy w milczeniu. Popatrzyłam na resztę osób. Utknęłam między uśpioną Vilde i Magnusem a opierającym się o mnie Alexem. 

- Idę po kawę. Chcesz też? - zapytał chłopak ponownie się do mnie odwracając, a tym samym wyrywając mnie z zamyśleń. 

- Jasne, chętnie - przytaknęłam uśmiechając się. 

Chris wyszedł z samochodu i zmierzał w stronę stacji. Podążałam za nim wzrokiem aż do wejścia, następnie zniknął za drzwiami. William zatankował już samochód jednak nie poszedł zapłacić za benzynę, zamiast tego palił fajke i rozmawiał z Evenem. Pewnie wspólnie utożsamiali się w bólu jazdy wokół samych śpiących osób. Po chwili William zgasił papierosa i wsiadł do samochodu. Uderzył mnie zapach tytoniu. W moim domu nikt nigdy nie palił, dlatego zawsze jak ktoś przy mnie zapalił peta bardzo wyczuwałam ten okropny zapach papierosów.

- A ty nie śpisz? - zapytał.

- Nie. Czekam na kawę - odpowiedziałam. 

Chłopak zaśmiał się. 

- Hm? 

- Nic - powiedział. 

- Co jest? Z czego się śmiałeś? Uważasz, że jestem za młoda żeby pić kawę, czy co? Jesteś tylko o dwa lata starszy i...

- Co? Nie! Nie o to mi chodziło - Chłopak wciąż był rozbawiony - Po prostu... nie mogę się przyzwyczaić do tego Chrisa 

- Co masz na myśli? - zdziwiłam się. 

 W tej chwili przyszedł Chris z dwoma kubkami kawy. 

- Masz - powiedział podając mi ciepły napój. 

Kiedy go odbierałam przez przypadek dotknęłam jego dłoni przez co od razu się zmieszałam. 

- Dzięki - wymamrotałam stając się lekko czerwona.

Nienawidzę tego. 

- A moja?! - zapytał William. 

- Twoja? Ty prowadzisz - oznajmił Chris uśmiechając się złośliwie i ostentacyjnie biorąc kolejny łyk. 

O dziwo kawa zamiast mnie pobudzić jeszcze bardziej mnie uśpiła. Dlatego mimo moich wszelkich oporów w końcu zasnęłam słysząc jedynie ciche głosy z przodu. 

***

- Jesteśmy! - usłyszałam głos Williama.

Od razu otworzyłam oczy i spojrzałam na resztę. Wszyscy się już obudzili, jednak też musieli dopiero teraz się zbudzić, ponieważ wszyscy mieli lekko zaspane oczy. 

- No, ruszcie się. - ponaglił kierowca.

Wygramoliliśmy się z samochodu. Chris stał już przy otwartym bagażniku i wyciągał nasze bagaże. W tej chwili podeszła do nas grupka z drugiego samochodu. Tam także każdy wyglądał jakby dopiero się obudził, więc przypuszczałam, że spotkała ich taka sama pobudka. Rozglądnęłam się dookoła. Znajdowaliśmy się dosłownie przy lesie. Dalej nie można było wjeżdżać samochodami (a nawet jeśli ktoś by chciał to i tak wydeptana ścieżka wokół drzew była jedynym sposobem aby wejść do lasu zatem samochód nie dałby rady wjechać nie wjeżdżając w szereg drzew).

- Serio, przejechaliśmy bite 3 godziny tylko po to, aby zobaczyć las, który niczym nie różni się od tego w Oslo, gdzie jazda zajęłaby nam 15 minut? - zaczął narzekać Isak. 

Skarciłam go wzrokiem, na co on odpowiedział ciche ,,no co", przez co automatycznie przewróciłam oczami.

- Jeszcze nie jesteśmy na miejscu, a ty już marudzisz. Chodźcie za mną. Ja idę pierwszy. - oznajmił William kierując się w stronę wcześniej wspominanej ścieżki. Po jakiś trzech minutach byliśmy na miejscu. 

- No i jesteśmy - rzekł nasz nowy przewodnik. 

To co zobaczyliśmy całkowicie mnie zatkało. Znaleźliśmy się w miejscu gdzie nie było drzew, a jedynie otaczały cały ten obszar porośnięty trawą. Idealne miejsce na rozłożenie namiotów. Kilkadziesiąt metrów dalej znajdowało się przepiękne jezioro z małym mostem, a na jednym z drzew na lekkim wzgórzu wisiała lina, z której skacze się do wody. 

- Dobra - rzekł Isak - odwołuje wszystko co powiedziałem. Tu jest...

- ZAJEBIŚCIE - dokończył Jonas z wyraźnym zachwytem i błyskiem w oku.

Po otrzęsieniu się, w pewnej chwili chłopcy popatrzyli na siebie porozumiewawczo i w tym samym czasie kiwnęli głową uśmiechając się. 

- Teraz! - krzyknął Chris i w tym momencie każdy chłopak pochwycił jedną z dziewczyn i wbiegł do jeziora. 

Cały las zapełniły piski dziewczyn i śmiech chłopaków. 

- Aaa! 

- Puszczajcie!

- Idioci!

- Debile!

- Patafiany!

Wszyscy zaczęliśmy się śmiać i chlapać wodą. Tak, właśnie rozpoczęła się wojna. Woda wypełniła całe moje płuca a przez chluśnięcia w twarz cały obraz miałam zamazany. Jednak wciąż kontynuowaliśmy zabawę. 
Kiedy w końcu się uspokoiliśmy zaczęło robić mi się zimno. Wciąż miałam rozmyty obraz, więc wytarłam wierzchem dłoni mokre oczy. Niestety, nic to nie dało ponieważ (kto by się tego spodziewał) dłoń też miałam mokrą. Nagle ktoś do mnie podszedł i kciukami przetarł mi oczy. W końcu mogłam coś zobaczyć. Z każdą chwilą kiedy wzrok mi się wyostrzał dostrzegałam coraz bardziej rysy twarzy Alexa, aż w końcu mogłam ujrzeć go całego. 

- Jesteś sina, ciołku. Natychmiast zabieram cię stąd - oznajmił śmiejąc się i biorąc mnie na ręce. 

Nie protestowałam, ponieważ naprawdę było mi zimno. I nie chciało mi się iść. Przecież to cała minuta wyjęta z mojego życia. No i to takie męczące... 

CLOSEWhere stories live. Discover now