Rozdział 16

558 53 3
                                    

Zbliżał się już wieczór. Chłopcy zbierali gałęzie na rozpalenie ogniska, a dziewczyny układały koce na ,,ławkach" zrobionych z drobnych, ściętych drzew. 

- Dziewczyny - odezwała się nagle Vilde.

Wszystkie odwróciłyśmy się w jej kierunku. U jej boku zobaczyłyśmy niebieskooką brunetkę o ciemnej karnacji. Była piękna. Jej twarz wyglądała znajomo, jednak nie mogłam jej do nikogo dopasować.

- Co do cholery... - wymamrotała Sana. 

- Pamiętacie Maye? Zgadałyśmy się ostatnio i okazało się, że jej ojciec mieszka w okolicy. Niespodzianka! - wykrzyknęła rozradowana Vilde. 

Wszystkie popatrzyłyśmy na siebie niepewnym wzrokiem. 

- Siema - powiedziała Chris.

No prawie wszystkie. 

- Co jest? - zapytał zaciekawiony Jonas zrzucając gałęzie na środek planowanego ogniska.

W samą porę. 

- Vilde zaprosiła jakąś laske, którą podrywał Isak - streściła Chris.

- Tak właściwie mam na imię Maya - powiedziała niczym nieurażona dziewczyna. 

- Jonas - uśmiechnął się chłopak. 

Spojrzałam na Isaka. Nie wyglądał na zadowolonego. Uznałam, że podejdę do niej z rezerwą, tak na wszelki wypadek. W tym czasie dziewczyna zdążyła przedstawić się każdemu z osobna. 

- Gdzie rozpałka? - zapytał Chris. 

- Pójdę po nią, a wy siadajcie - oznajmił Even. 

Usiadłam obok Alexa i Sany. Przykryłam się kocem, ponieważ naprawdę było zimno. Po chwili Even wrócił z rozpałką. Ogień buchnął mi w twarz. Poczułam na rękach miłe uczucie gorąca. 

- Nad czym myślisz? - zapytał Alex. 

- Spójrz na te płomienie. Pojawiają się i znikają. A co jeśli każdy płomień to jedno ludzkie życie? Pojawia się i znika tak nagle i tak szybko. Jeny. Życie jest takie kruche. 

- Tak... Zanim się obejrzymy płomień zgaśnie raz na zawsze. Zgaśnie jak nasze życie... - kontynuował chłopak.

Spojrzałam na niego.

- Ty tak serio? - zdziwiłam się.

- Kompletnie nie wiem o czym ty mówisz - odpowiedział wybuchając śmiechem.

Pacnęłam go w ramię.

- Przepraszam! - powiedział rozkładając ręce w geście obronnym - To nie moja wina!

- To zawsze będzie twoja wina. - spojrzałam na Chrisa, do którego strasznie kleiła się ta nowo poznana brunetka Maya. 

- Skoro tak mówisz. W takim razie idę do Mahdiego. Chyba tylko on mnie tu pokochał. - oznajmił udając obrażonego.

Przewróciłam oczami. O nie, nie będę za nim latać. Mimo to uśmiechnęłam się. 

- Co się tak uśmiechasz

Od razu przestałam. 

- Co chcesz? - zapytałam. 

- Ej, przyniosłem Ci kawę! O co ci chodzi? - zapytał chłopak naprawdę zdezorientowany.

- Wrzuciłeś mnie do wody! - krzyknęłam. 

Chłopak zaśmiał się. 

- A przesadzasz głuptasku - powiedział targając ręką czubek moich włosów.

- Śmiejesz się ze mnie. Pozwolę sobie przedstawić Ci zasady przetrwania. Pierwsza zasada? Nie śmiej się z wkurzonej laski. 

- Ja?! Śmiać się z Ciebie? Toż to k a r a l n e - oznajmił udając oburzonego. 

Dałam mu kuksańca w bok. 

- Próbuje Cię okrzyczeć!

- Ale Ci się to nie uda. A wiesz dlaczego? Bo a. jestem PRZEUROCZY a po b. k o c h a s z m n ie - powiedział puszczając mi oczko. 

Przewróciłam oczami. W moim brzuchu coś zaczęło wywiercać mi dziurę. Chyba jestem głodna. Wyciągnęłam z plecaka moje żelki. 

- Chcesz? - spytałam trzymając opakowanie w jego stronę. 

- No jasne. Kto nie lubi misiowych żelek.

- Nikt. Tacy ludzie nie istnieją. - odpowiedziałam choć wiedziałam, że to pytanie retoryczne. 

- A co jeśli to możliwe? Co jeśli istnieją?  

- Jeny, jakie ich życie musi być nudne. - stwierdziłam na co on przytaknął przegryzając główkę kolejnemu misiowi. 

- Heej, przeszkadzam? - usłyszałam lekko piskliwy głos. 

Tak.

- Nie. - odpowiedziałam. 

Dziewczyna wepchała się między mnie a Chrisa. 

- Tak sobie myślałam... Jest sześć dziewczyn. Vilde jest w namiocie z Chris i Saną. W takim razie, może ja mogłabym być z Tobą i Noorą? - zapytała uśmiechając się. 

- Jasne czemu nie. Ja jestem na tak, ale nie wiem jak Noora. Musiałabyś spytać czy będzie miała coś przeciwko - odpowiedziałam nie do końca będąc zadowolona z tego pomysłu. 

Może faktycznie dziewczyna nie jest taka zła, a ja ją traktuje jakby nie wiadomo co mi zrobiła. 

- Myślę, że też nie będzie miała z tym problemu - dopowiedziałam odwzajemniając uśmiech. 

- Hej słuchajcie! A może coś zaśpiewamy? - wpadła na pomysł Vilde. 

- O niee. Jestem w stanie pomiędzy ,,jeszcze mogę mówić" a ,,gdzie ja jestem" - odpowiedział Mahdi dopijając swoje któreś z kolei piwo. 

- Taak! Będzie super! - oznajmiła Maya. 

- No dawajcie - zachęcił Jonas, który też był już napity. 

I tak stworzył się Koncert Pijanych Ludzi Przy Ognisku. Mimo, że śpiewanie nie jest moją mocną stroną bawiłam się naprawdę świetnie. W pewnym momencie Magnus wykazał się swoją solówką przez co wszyscy popłakaliśmy się ze śmiechu. Blondyn poczuł się niedoceniony i oznajmił, że nie potrafimy zrozumieć prawdziwego artysty. Na szczęście Vilde szybko go pocieszyła i jego nastrój od razu się poprawił. Kiedy było już naprawdę ciemno i późno postanowiliśmy zgasić ognisko i iść spać. Chłopcy zajęli się doprowadzaniem do namiotu Mahdiego i Isaka, a ja z Saną pijaną Vilde. 

- Musieli zgasić ognisko teraz? Zimno jest - powiedziałam wciąż będąc wierna nienawiści do zimna. 

- Zaraz będziesz w namiocie okryta kilkoma warstwami koców. Nie narzekaj - stwierdziła Sana. 

- Hej łajzo - krzyknął Chris znajdujący się kilka metrów dalej zbierający puste butelki  - Łap. 

- Dzięki - odpowiedziałam łapiąc jego bluzę. 

Znowu.

Sana popatrzyła na mnie podejrzliwym wzrokiem jednak nic nie powiedziała. W końcu udało nam się namówić Vilde na podniesienie się z koca i doprowadzenie jej do namiotu. Szkoda, że Magnus zdeklarował się pomóc chłopakom z Mahdim. Jestem pewna, że z chęcią wziąłby Vilde na ręce i zaniósł do namiotu. Nie jestem tylko pewna czy do JEJ namiotu.

- Eva? 

Poczułam rękę na swoim ramieniu. 

- Tak? - obróciłam się w stronę szatyna. 

- Chcesz ze mną pójść na most? - zapytał niewinnie. 

- Jasne - odpowiedziałam.

W milczeniu udaliśmy się w stronę jeziora. 
Było już ciemno, dlatego naprawdę nic nie mogłam zobaczyć. W pewnej chwili potknęłam się o kamień jednak Alex szybko zareagował i zdążył mnie uchwycić przed upadkiem. Staliśmy chwilę przytuleni do siebie. 

- Uważaj - zaśmiał się. 

Ruszyliśmy dalej, aż dotarliśmy na most. Wciąż trzymaliśmy się za ręce. 

- A więc? - zapytałam. 

Chłopak bez słowa poprowadził mnie na sam koniec mostu. Znajdowało się tam kilka świeczek, koc i bukiecik róż. Byłam tak zaskoczona, że nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chłopak wyglądał na niepewnego. Zapewne nie mógł zrozumieć czy moja reakcja jest pozytywna czy negatywna. Ja natomiast dalej stałam w bezruchu. W końcu dotarło do mnie co sie dzieje i mocno przytuliłam chłopaka. 

- Dziękuje - szepnęłam naprawdę wzruszona.

Staliśmy tak chwilkę, aż chłopak oderwał się ode mnie i spojrzał mi prosto w oczy. Jego usta zaczęły zbliżać się do moich. Moje serce biło 300 krówek na godzinę. W końcu nasze usta zetknęły się w pocałunku. Kręciło mi się w głowie. Czy to sen? W pewnym momencie odsunęliśmy się od siebie. Chłopak zaczął przegryzać wargę jakby wciąż obawiał się mojej reakcji. Chwyciłam go za ręke i uśmiechnęłam się. On odwzajemnił uśmiech i mocniej trzymając moją ręke zaprowadził mnie do samego końca mostu gdzie znajdował się wspomniany wcześniej koc i usiadł na nim. Zrobiłam to samo. Chłopak objął mnie w pasie a ja położyłam głowę na jego ramieniu. W ciszy patrzyliśmy w ciemną przestrzeń. W tej chwili uświadomiłam sobie, że wciąż mam na sobie bluzę Chrisa. 

CLOSEWhere stories live. Discover now