Punkt dla ciebie

998 87 33
                                    

🔷Felix🔷

— Błagam cię, przestań zadawać pytania, na które wręcz nie mogę udzielić ci odpowiedzi! — krzyczę na blondynkę, wyprowadzając już ją na podwórko. Serio nie wiem, jak Rose z nią wytrzymuje.

— Dobrze wiem, co tam widziałam! — piszczy ze strachu, kiedy staram się ją zaciągnąć do jej srebrnego samochodu.

— Świetnie, potem sobie pogadamy o wilczkach i Rose miotającej ogniem — mówię, zniecierpliwiony, wyciągając przed siebie dłoń. — Dawaj kluczyki.

— Chyba cię pogrzało — prycha, a ja przyglądam się jej włosom. Wyciągam z nich jedną czarną wsuwkę i zaczynam włamywać się do jej auta, co przychodzi mi z łatwością. — Ty mendo jedna!

— Teraz wsiadaj i jedź do domu — rozkazuję jej groźnie, a zazwyczaj się tak nie zachowuję, ale teraz jest wyjątkowa sytuacja. Sonia stoi w miejscu jak wryta. — Błagam cię, bo zaraz odpalę ten samochód moim sposobem i sam cię odwiozę.

— Słuchaj, właśnie się dowiedziałam, że praktycznie każdy, kogo znam w Beacon Hills, jest jakimś potworem, a ty mi każesz zwyczajnie jechać do domu? — unosi głos i powiem, że zaczyna wchodzić na ultra dźwięki. Cholera, co z nią nie tak?

— Ja nie jestem wilkołakiem, więc nie jest tak źle — zauważam, wzruszając ramionami, a ona wykrzywia usta w śmiesznym grymasie.

Tak, tylko pieprzonym Obserwatorem.

— Ej, chyba się zaraz poryczę — oznajmia nagle, trzęsąc się ze strachu. Teraz to się porobiło. — Mój brat jest wilkołakiem. Takim z owłosionym ryjem. Chryste.

— Witamy w Beacon Hills! — staram się ją pocieszyć, rozkładając ręce na boki. Dziewczyna uśmiecha się nieco, ku mojemu zaskoczeniu. Łza niestety wypływa z jej prawego oka.

To trochę zabolało.

— Więc wszyscy wiedzieli, tylko nie ja? — pyta, pociągając nosem. Spuszczam wzrok na dół, żałośnie kiwając głową. — Świetnie.

— Ale spokojnie, wszystko się jakoś ułoży — utrzymuję sytuację w miarę moich możliwości. Nie jestem dobry w takich sprawach. Nikt mnie nie uczył uspokajania dziewczyny. To Rose powinna jej teraz to wszystko tłumaczyć, nie ja. — Pogadasz sobie na spokojnie z Rosalie i ona ci wszystko wyjaśni.

— Tyle, że ja teraz czuję taką dziwną pustkę, wiesz? — pyta, a jej głos drży. Sam nie wiem, jak ona się dokładnie czuje. Nie mogę jej powiedzieć, że ją rozumiem, bo nie byłem w takiej sytuacji. — Jakbym była tutaj nikim.

— Hej — mówię do niej, dotykając jej ramienia. Sonia zerka na mnie zaszklonymi oczami. Tak, też się nie spodziewałem takiego ruchu z mojej strony. — Nie jesteś nikim, rozumiesz? Czasami rzeczy się komplikują, ale zawsze wszystko wychodzi na prostą.

— Dzięki — szepcze niewyraźnie, a ja zabieram rękę. Uśmiecham się do niej ciepło, żeby jakoś ją wesprzeć. — Rose miała chyba rację. To była sprawa życia i śmierci.

— Ona serio to powiedziała? — zagaduję ze śmiechem, a ona kiwa głową. — Cała Rose.

— Mogłam tam umrzeć, prawda? — Zapada cisza, bo cholera, nie wiem, co odpowiedzieć. — Gdyby nie ty, mogło mi się coś stać.

— Rosalie mnie poprosiła, a że jesteś jej przyjaciółką, to wszystko wydaje się logiczne.

— Ale wcale nie musiałeś tego robić — zauważa, wycierając policzki z łez. — Przecież mnie nie znasz.

welcome to beacon hills ☾ teen wolfOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz