Sesja 16

62 6 0
                                    

Kolejna sesja za mną. Nie ukrywam, ciężko było. Poruszyłam temat tej

okrutnej pustki która mnie ostatnio tak rozwala. Dowiedziałam się co za nią

tak naprawdę stoi. Z jednej strony odpowiedzialna jest za nią moja część

destrukcyjna, która chce porzucić terapię wmawiając mi, że jestem zdrowa. A

z drugiej w dużej mierze moje wewnętrzne dziecko. Ono nie czuje się

bezpiecznie. Jest samo, boi się. Czuje się odtrącone i zostawione samo

sobie. Czuje niepokój. Nosi w sobie pustkę emocjonalną nie wypełnioną

miłością

Poruszyłyśmy również zagadnienie dotyczące mojego małżeństwa. Moich

relacji z mężem. One są cholernie skomplikowane. Moje małżeństwo jest

fikcją, jedną wielką bujdą. Nie ma miłości, zrozumienia, akceptacji i wsparcia.

Jest za to zazdrość, cierpienie, dogryzanie i wypominanie.

Oszukiwałam się wierząc w to, że jestem kochana. Nie dopuszczałam do

siebie tej wiadomości aż do dzisiaj. Zrozumiałam jakie uczucia mi towarzyszą

w tym związku. Mam potworny żal do męża za to w jaki sposób mnie traktuje.

Nie czuję się atrakcyjna czy wyjątkowa dla niego. Czuję za to iż jestem

zbędnym balastem. Nie czuję jego miłości, tylko zazdrość, chorą i niszczącą

zazdrość. Nie czuję zrozumienia tylko pogardę. Nie akceptuje mnie takiej jaka

jestem, chcąc mnie zmieniać i wychować po swojemu. Nie ma wsparcia. W

zamian tego wieczna krytyka. I to jest miłość? Do dnia dzisiejszego

uważałam, że tak.

Tak naprawdę czuję się niekochana. Nie potrafiłam przyznać się do tego

przed sobą. Udawałam że wszystko w porządku mimo iż tak nie było. Nie

chciałam o tym myśleć a tym bardziej czuć. Odciełam się od tego. Dziś

właśnie dostrzegłam istotę problemu. Mówiąc na głos, każde słowo

pochłaniałam. Coraz bardziej bolało. Oczy zaszkliły się a głos załamywał.

Całą energię wykorzystałam po to aby się nie rozkleić. Po to by pokazać, że

jestem silna.

Emocje zaczęły towarzyszyć. Opowiadając myślałam, że serce mi pęknie na

kawałki. Poczułam dużą stratę, ogromne pokłady żalu i złości. Ból nie do

opisania. Moje małżeństwo jest tylko na papierku. Łączy nas dziecko i

wspólne mieszkanie. Nic poza tym. Dziś dokładnie to zrozumiałam. Tyle lat

żyłam w kłamstwie. Żyłam złudnymi oczekiwaniami. Jednak to moja wina.

Szukałam kogoś kto się mną zaopiekuje, kto będzie dominował w tym

związku a nie partnera. Pasowało mi to, ale do czasu. Teraz przerodziło się to

w pułapkę. Jestem więźniem w swoim świecie.

Jak można wypełnić pustkę jednocześnie nienawidząc się?! Nie mając wokół

siebie życzliwej osoby. Nie ma takiej możliwości. Trzeba to zmienić. Czas

zaopiekować się sobą i swoim wewnętrznym dzieckiem. Obdarzyć je miłością

która pomoże wypełnić ten zbiornik. Czas w końcu na szczęście i godne

życie. Muszę dać sobie szansę.

Co do małżeństwa to nie wiem jak potoczą się moje dalsze perypetie.

Chciałabym walczyć ale brakuje mi sił. Moja miłość uschła jak kwiat bez

wody. Nie była odpowiednio pielęgnowana. Czy da się to uratować? Sądzę,

że tak ale w pojedynkę mam marne szanse. Czy lepiej będzie się poddać i

rozstać? Tego nie wiem. Wszystko jest wielką niewiadomą. Najgorsze jest to,

że jesteśmy zbyt różni, zbyt indywidualni. Brak wspólnych tematów czy

zainteresowań. To wszystko powoduje chaos. Chaos w moim życiu i

małżeństwie.

Ja borderline i terapiaWhere stories live. Discover now