10.

7.8K 571 381
                                    

To ostatnia z części, która powstała w pierwotnej opowieści, więc moi dawni czytelnicy, od następnej części także będą mieli niespodzianki.

Aleksander

Siedziałem w gabinecie Dominika oddychając szybko i próbując opanować histerię. Chłopak mówił do mnie, zadawał pytania, ale ja nic nie odpowiadałem. Byłem roztrzęsiony jego pierwszym pytaniem. "Opowiesz mi o swojej siostrze?". To koniec, zaczynam mieć zawroty głowy, robi mi się niedobrze.

- Aleks, co się dzieje?- zapytał chłopak, ale ja usłyszałem to pytanie jak echo odbijające się w tunelu.

Czując zbliżające się wymioty podbiegłem do kosza na śmieci i zwymiotowałem. Zmartwiony Dominik podbiegł do mnie i zaczął głaskać mnie po plecach. Przytuliłem się do niego i zacząłem płakać.

- To, że nie żyje to moja wina!- załkałem.

- Nie, spokojnie. Uspokój się już- wyszeptał bujając mną lekko na boki.

- Opowiem ci...- stwierdziłem, po chwili namysłu.- Miałem wtedy sześć lat. Była burza, ale ja chciałem iść na spacer. Nie lubiłem siedzieć w domu, a nie za bardzo bałem się piorunów. Wera, była najlepszą siostrą jaką można by sobie wyobrazić. Wyszliśmy razem, lecz ja w pewnym momencie zobaczyłem małego czarnego pieska, którego właściciel prowadził na smyczy najpewniej w stronę domu. Rzuciłem się w tamtą stronę, nie zauważyłem jadącego auta, ani tego, że wbiegam na jednię. Moja siostra krzyknęła, bym wracał i sama pobiegła za mną. Chwilę później osłoniła mnie swoim ciałem. Ja trafiłem do szpitala ze złamaną nogą, a ona...umarła na miejscu...

Dominik zaczął głaskać mnie po plecach. Dopiero po parunastu minutach przestałem płakać i nawet uśmiechnąłem się widząc myślącego Dominika.

- Już będę szedł, bo niedługo jadę nad jezioro z klasą- rzekłem wyrywając go z zadumy.

Wstałem otrzepałem nogi z niewidocznego brudu i skierowałem się do wyjścia.

- Baw się dobrze!- krzyknął zanim zdążyłem zamknąć drzwi.

Na odpowiedź kiwnąłem do niego głową i wyszedłem.

***

Wsiadłem do autokaru. Oczywiście siedzę sam, prawie na samym końcu. Nagle ktoś zasłonił mi usta i przeciągnął mnie na ostatnie siedzenie.

- Witaj, blondynku- szepnął mi do ucha czarnowłosy chłopak z równoległej klasy, którego imienia nie znam.

Mimo tego, że odsłonił moje usta nie wydałem z siebie żadnego dźwięku.

- Grzeczny-stwierdził drugi głaszcząc mnie po ramieniu, na co się spiąłem.- Nie lękaj się, chłopcze

- N-nie dotykaj mnie-szepnąłem przerażony całą tą sytuacją.

- Jesteś na naszym terenie, blondasku. To my tu dyktujemy zasady- rzekł z wyższością rudy, piegowaty chłopak.

Gdy wysiedliśmy nastolatkowie zaciągnęli mnie do lasu. Jeden chłopak przytrzymał mnie, natomiast drugi podwinął moją koszulkę i zaczął pisać mi coś markerem na plecach. Szarpałem się modląc, aby nic więcej mi się nie stało, ale nie, Bóg dał ludziom wolną wolę. Czarnowłosy przyparł mnie do drzewa i złapał ręką za moje krocze. Łzy stanęły mi w oczach na wspomnienie tego co robił ze mną ojczym.

- Czemu płaczesz, blondasku?- spytał i zlizał łzę z mojego policzka.

- Z-zostaw mnie, p-proszę...

Typ samotnikaWhere stories live. Discover now