Część 5

235 14 1
                                    

Zeszliśmy na ląd i pokierowaliśmy się ku głównej ulicy, gdzie spotkaliśmy dwie pstrokato ubrane kobiety. Od razu je poznałam. Kiedy byłam młodsza Jack zniknął gdzieś z nimi, na kilka godzin. Kobieta w czerwonej sukni sprzedała mu siarczysty policzek, odeszła, i biedaczek nie wiedział za co to było. Z kolei od drugiej również oberwał w polik. Tym razem wiedział, że na to zasłużył.

-To ta małolata, z którą przypłynąłeś tu kilkanaście lat temu?- spytała ta druga kobieta, która miała na sobie żółtą suknię.- No nie powiem... Klienci bili by drzwiami i oknami, by ją przelecieć...- przyjrzała mi się uważnie, a mnie zatkało.

-Chyba śnisz- warknęłam, podwijając rękaw i podchodząc do tej wypindrzonej laluni.

-Już, już skarbie- Jack szybko zareagował i w ostatniej chwili chwycił mnie za ramiona i odciągnął mnie jak najdalej od niej.

-JESZCZE CIĘ DORWĘ TY WYWŁOKO!- wydarłam się.- Puść mnie Jack- powiedziałam, gdy byliśmy już przy studni. Mąż poprosił mnie bym napełniła wiadra wodą. Tak więc zrobiłam. Tak o to niosąc trzy wiadra z wodą, doszliśmy do chlewu, gdzie ktoś spał pomiędzy świniami. Jack zamachnął się i wylał zawartość wiadra na mężczyznę.

-A żebyś się udusił idioto!- warknął, grożąc nam nożem.- Matko Boska, Jack! Wiesz, że budzenie śpiącego przynosi pecha!- nie mogłam znieść tego smrodu, więc jeszcze raz oblałam Gibbsa wodą.- Nie śpię już!

-Ale śmierdzisz!- powiedziałam.

-Ariana? -spytał zdziwiony.

-Jej duch- zaśmiałam się.

-No ,a wracając do tematu... Wiem jak temu zapobiec- Jack przerwał naszą krótką rozmowę.- Budzący stawia zbudzonemu kielicha. Zbudzony go wychyla, słuchając propozycji budzącego- Sparrow uśmiechnął się znacząco. Za nim Gibbs zdążył się namyślić, Will ponownie oblał go wodą.

-Co do...?! 

-Wciąż śmierdzisz- odpowiedział brat. Potem poszliśmy do jakiejś gospody. Will musiał zostać na zewnątrz, a ja poszłam wraz z Jackiem i Gibbsem, bo obaj doskonale wiedzieli, że ja nie znoszę sprzeciwów. 

-Co was tu sprowadza?- spytał Gibbs.

-Perła- szepnęłam, nachylając się.

-Myślicie, że tak łatwo ją odda?

-Wystarczy dobra dźwignia- Jack wzruszył ramionami.

-Dobra... Jeszcze coś. Arianę rozumiem, więc nie mam pytań, ale co tu robi ten chłopak?- wskazał kuflem na Willa.

-To syn Billy'ego Sznurka... JEDYNY SYN- dodał ze swoim obłąkanym uśmiechem.

-Wiedziałam, że nie pomożesz dobrowolnie... Nawet rodzinie nie przepuścisz... -zaśmiałam się.

-Oj tam marudzisz- powiedział, biorąc mnie do siebie na kolana.- Chcemy odzyskać Perłę i pozbyć się Barbossy, tak?- spytał, a ja kiwnęłam głową.- Nie uda nam się to, jeżeli Turner nie odłoży ostatniej sztuki złota i nie zaplami jej własną krwią...

-Czemu ja nie mogłam tego zrobić?- spytałam.- Sznurek to też mój ojciec.

-Wiem, wiem... Ale blizny skarbie... Nie chciałem i nie chcę byś je miała... A William to chłop i pewnie na moim miejscu zrobiłby to samo- spojrzał na mnie badawczo.

-Chyba jedna z niewielu rzeczy jakie was łączą- zaśmiałam się.- Myślisz, że to się uda?

-Musi- odparł Jack. Wróciliśmy na statek, gdzie postanowiliśmy przenocować. Następnego dnia rano Gibbs obudził nas wcześnie, twierdząc, że udało mu się zwerbować nową załogę. Czym prędzej się ubraliśmy i wyszliśmy do portu, na pomost. W rzędzie stało kilku, może kilkunastu marynarzy, wśród których znalazła się również kobieta, od której Jack "pożyczył" kiedyś statek z zamiarem zwrotu. Kiedy już wszystko było ustalone, mogliśmy ruszać w morze.

Na wzburzonych wodach || ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now