Część 16

178 10 4
                                    

Mimo bardzo przyjemnych wspomnień z wczorajszej nocy, wraz z pobudką, nastał kac. Głowa mi pękała od samego światła, a co dopiero od smrodu, który ogarnęła cała wyspa. Rozejrzałam się wokół i dostrzegłam kłęby dymu, unoszące się nad wyspą.

-Jack- szturchnęłam go, a on tylko przewrócił się na drugi bok. - Jack wstawaj! - wydarłam mu się do ucha, a on od razu się wyprostował. - Ona spaliła wyspę - dodałam przerażona, widząc jak Elizabeth podjuca ogień. Czym prędzej pobiegliśmy w jej stronę. -Co ty wyprawiasz?!- zawołałam, będąc zła na przyjaciółkę.

-Spaliłaś cały cień i rum!- dodał mój mąż.

-Owszem. Spaliłam rum- odpowiedziała dumna z siebie dziewczyna.

-Czemu?- jęknął załamany Jack.

-Bo to podły napitek, który nawet najprzyzwoitszego człowieka zamieni w łajdaka! A ten dym - wskazała na chmurę, która unosiła się nad wyspą.- Osiągnie wysokość kilkudziesięciu stóp. Szuka mnie cała Królewska Marynarka- oznajmiła.- Nie ma mowy by przeoczyli ten znak- odparła dumnie.

-Ale mogłaś zostawić rum- powiedziałam niemrawo, przecierając twarz dłonią. Co jak co, ale ten napój był częścią mojego pirackiego żywota i nie miałam go w ustach od kilku ładnych lat.

-O to, to! - przyłączył się do mnie Jack. Sfrustrowana Elizabeth ,widząc ,że nie wygra z nami tej rozmowy, rozsiadła się na piasku i wspomniała coś, że za mniej więcej dwie godziny będziemy stać na statku pełnej angielskiej załogi. Mąż był gotowy strzelić do niej, jednak oprzytomniał i po prostu obrzucił ją piaskiem. Zaśmiałam się lekko, a Jack obrócił się w drugą stronę i ruszył na drugi koniec wyspy. Nie wiele myśląc ruszyłam za nim. Oboje zatrzymaliśmy się dopiero wtedy, gdy znaleźliśmy się na najwyższej z wydm. Oparłam głowę o ramię męża ,a on objął mnie ramieniem. Po jakimś czasie na horyzoncie zobaczyliśmy białe żagle, powiewające na wietrze.- Teraz zacznie się zabawa- jęknął niezadowolony.- Chodź, bo "Panna Idealna" jeszcze zacznie nas szukać- zaśmiał się, a ja wraz z nim. Wróciliśmy do Elizabeth, która akurat wchodziła na pokład Dauntlessa. Gdy tylko Norrington nas zauważył, zostaliśmy skuci i zaprowadzeni na pokład okrętu. W oczach blondynki widziałam desperację, która ewidentnie oznaczała, że potrzebna jest jej pomoc piratów. Doskonale wiedziałam, że nie zostawi Willa samego. Zresztą ja sama bym go nie zostawiła. Był moim młodszym braciszkiem, którym miałam się opiekować.

-Ojcze, Komodorze- zaczęła dziewczyna.- Musimy płynąć na Isla de la Muerta! Sparrowie z pewnością mogą nam wskazać drogę, ale nie spod pokładu!- wymknęło jej się i dopiero po chwili zrozumiała swój błąd. Obaj mężczyźni spojrzeli na mnie ze zdziwieniem, ale również z oburzeniem.

-Ty? Żoną tego pirata?- powiedział zszokowany Norrington.

-Zdziwiony Komodorze? Czyż nie wspominałam, że mam męża?- spytałam z cwanym uśmieszkiem.

-Owszem, ale upierałaś się, że nie żyje- spojrzał na mnie wściekłym wzrokiem.

-A cóż innego miałabym ci powiedzieć? "Wybacz Komodorze, ale moim mężem jest Jack Sparrow, więc nie radzę się wysilać"... Od razu bym zawisła- prychnęłam.- Wolałam udawać wdowę.

-A ten teatrzyk w Port Royal?- zdumiał się Gubernator.

-Chyba nie sądził pan, Gubernatorze, że naraziłbym swoją ukochaną na stryczek. Może i jestem piratem, ale umiem zadbać o rodzinę- odpowiedział Jack.

-Pirat, który dba o rodzinę- prychnął Komodor.- Prędzej małpy zaczną latać niż pirat będzie miał honor- zaśmiał się złośliwie.

-Ariana jest piratką- zauważyła Elizabeth.- A zauważyłam Komodorze, że zdążyliście obdarzyć ją swoją przyjaźnią i dobrocią- i tutaj Liz go zagięła.

-W każdy razie uważam, że ta dwójka powinna się znaleźć pod pokładem, a najlepiej im będzie w przytulnej celi- Norrington zmienił szybko temat.

-Do celi, którą zrobił mój brat?- prychnęłam.- Znajdę się tu z powrotem w jakieś dwie minuty- uśmiechnęłam się cwaniacko.

-Ariana ma rację- Liz się do mnie przyłączyła.- Ojcze... Pozwolisz by Will zginął? To najlepszy kowal w Port Royal! Nigdy nie znajdziesz lepszego!

-Nie sądzę Elizabeth. Teraz liczysz się ty i fakt, że jesteś bezpieczna- odpowiedział Gubernator.

-Musimy go ratować!- krzyknęła Liz, błagalnym tonem.

-Jeśli mogę wtrącić swoją fachową opinię- zaczął Jack, przerywając ich kłótnię.- Po bitwie, Perła nie jest w stanie rozwinąć całkowitej prędkości... Pomyśl Komodorze Norrington, Czarna Perła i Barbossa - jeden z najgroźniejszych piratów na morzu... Dwie pieczenie na jednym ogniu. Okazja do policzenia się z nimi, sama pcha się w ręce!- powiedział wręcz z oburzeniem. Domyśliłam się, że mężczyźni tak szybko nie ulegną.

-Nie będziemy się uganiać za piratami i wrócimy do Port Royal.

-Ale wtedy skaże pan Williama na pewną śmierć!- przyznaję, że załamała mnie ta wiadomość.

-Komodorze Norrington... Proszę to zrobić dla mnie...- spojrzałam na nią ze smutkiem.- Jako prezent ślubny- Jamesa zatkało, a mi chciało się płakać. Chciała poświęcić prawdziwą miłość, by ratować ukochanego. Wiem, że Jack zrobiłby to samo, ale mimo to, to i tak jest piękny gest.

-Elizabeth... Czyli przyjmujesz zaręczyny Komodora?- zachwycił Gubernator.

-Tak... Ale tylko pod warunkiem, że ocali Willa- powiedziała, pewna siebie, Elizabeth.

-Zgoda- odpowiedział Norrington z rezygnacją.

Na wzburzonych wodach || ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now