Prolog

8 0 0
                                    

Na oko pięcioletnia dziewczynka szła samotnie po piaskowej dróżce biegnącej przez środek wioski. Wokół niej krzątali się ludzie, pogrążeni we własnych sprawach. Jedni nieśli kosze pełne zakupów, inni żebrali o grosze, siedząc na rogach ulic. Brązowooka nie zwracała jednak na nich uwagi. Jej małe nóżki ciągnęły ją w stronę rynku. Dostała od rodziców wyznaczoną kwotę, aby zrobić zakupy. Dla innych byłaby to może zwykła, nudna czynność, którą każdy codziennie wykonuje, ale dla niej znaczyło to coś więcej. Pierwszy raz w ciągu swego krótkiego, lecz pełnego miłości życia wyrwała się spod opiekuńczych skrzydeł rodziców i sama dokądś poszła. Starała się o to przez ostatnich kilka długich miesięcy, a teraz napawała się radością z tego jedynego w swoim rodzaju, pięknego popołudnia. Nagle zatrzymała się i schyliła główkę ku ziemi. U jej stóp leżał mały złoty pieniążek. Taki mały, a wywołał falę szczęścia. Podniosła go i przyglądała się mu przez chwilę. Następnie wsunęła go ostrożnie do kieszeni, jakby się bała, że moneta rozpłynie się w powietrzu. Dopiero gdy upewniła się, że pieniądz nie wypadnie, ruszyła dalej krętą dróżką. Po paru chwilach zobaczyła przed sobą rynek. Przyspieszyła kroku i niebawem była już na dużym, zatłoczonym placu. Wyciągnęła zwitek papieru, na którym mama pieczołowicie zapisała całą listę zakupów.
– Najpierw mąka i jajka – powiedziała cicho do siebie i skierowała się do najbliższego straganu. Wybrała starannie produkty i zapłaciła sprzedawcy. Skierowała się do kolejnej budki, nad którą wisiał napis OWOCE I WARZYWA. Podeszła do niej ostrożnie i poprosiła o odpowiednie produkty z listy. Teraz została jej tylko woda. Podbiegła do dużej studni w centrum rynku. Zawiesiła niewielkie wiadro na haku, po czym spuściła je powoli do wody, a gdy usłyszała chlupot, zaczęła je z wysiłkiem wciągać. Nie było to łatwe zadanie dla tak małej dziewczynki, jednak dała sobie radę. Chwyciła wiadro i skierowała się do ostatniego dzisiaj celu. Było to małe stoisko, wabiące mnóstwem kolorowych cukierków. Brązowooka zastanawiała się chwilę, po czym wybrała niewielki jasny lizak. Wyciągnęła zdobyczną monetę z kieszeni i podała sprzedawcy.
– Niestety, to nie wystarczy, dziecko – powiedział handlarz. Dziewczynce napłynęły łzy do oczu. Odwróciła się, aby nikt ich nie dostrzegł, i powlokła się z powrotem. Nagle na drodze stanął jej jakiś chłopak i wcisnął monetę w jej małą, kościstą rączkę. Wolno uniosła wzrok. Ujrzała szaro-czarną pelerynę opadającą na ramiona. Zobaczyła także, że na plecach zawieszony miał łuk oraz kołczan ze strzałami, a przy szerokim pasie wisiały miecz i niewielki nóż. Brązowooka nie poczuła jednak strachu. Uśmiechnęła się szeroko do przybysza, po czym odwróciła się i pognała do sprzedawcy łakoci. Chwilę później wracała już zadowolona do domu ze słodkim lizakiem w buzi. Nie myślała wtedy o młodym człowieku, którego spotkała. Nie wiedziała jeszcze, że w przyszłości będzie on dla niej wiele znaczyć.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now