Rozdział 13

1 0 0
                                    

Analiz poderwała się z łóżka. Ubrała się szybko, po czym pognała do kuchni na śniadanie. W biegu chwyciła kawałek świeżego chleba, upieczonego przez Lilię poprzedniego dnia, a następnie wybiegła na dwór.
– Dokąd tak pędzisz? – usłyszała zaspany głos siostry, dobiegający z chatki.
– Poćwiczyć! – krzyknęła do niej w biegu. – Wybierzemy się później na przejażdżkę?
Dziewczynka ruszyła dalej, na tyły domku. Stała tam stajnia, z której Analiz wyciągnęła drewniane tarcze. Rozwiesiła je na drzewach tak, aby dało się objąć je wzrokiem z jednego miejsca, ale każdą ulokowała w innej odległości.
Brązowooka zdjęła z pleców łuk, naciągnęła cięciwę i wypuściła strzałę w stronę jednej z tarcz. Nie czekała, aż strzała doleci do celu, błyskawicznie wycelowała do następnej. Dopiero gdy wystrzeliła wszystkie pięć strzał, sprawdziła, jak jej poszło. Chybiły tylko dwie, czyli wynik nie był wcale zły.
Dziewczynka poszła pozbierać strzały. Po kilku dniach ćwiczeń już wiedziała, jak szukać białych lotek pośród drzew. Jedną z nich zauważyła prawie od razu, ale druga gdzieś przepadła. Analiz weszła w las nieco głębiej. Nie podobało się jej to, lecz wiedziała, że nie powinna się bać. Odetchnęła głęboko. Nic przecież się nie stanie.
Nagle usłyszała trzaśnięcie gałązki. W tym samym momencie potknęła się i upadła. Historia lubi się powtarzać, jednak tym razem dziewczynka była gotowa. Błyskawicznie naciągnęła cięciwę i rozejrzała się uważnie. Czekała bez ruchu minutę, potem pięć, ale nic się nie działo. Analiz pozwoliła sobie na kilka głębszych oddechów. Przecież gałązkę mogło złamać jakieś niegroźne zwierzątko, wiewiórka albo zając...
Jeszcze raz omiotła wzrokiem otoczenie. Zauważyła tylko białą strzałę, leżącą tuż obok niej. To o nią musiała się potknąć. Dziewczynka podniosła ją z ziemi, otrzepała i wsadziła z powrotem do kołczanu. Chciała jak najszybciej wyjść z tego lasu.

* * *

– Jak Ci poszło strzelanie? – wypytywała Lilia i ze smakiem zajadła obiad.
– Myślę, że bardzo dobrze – dziewczynka uśmiechnęła się szeroko, gotowa na wyjaśnienia. - Raz udało mi się trafić we wszystkie tarcze.
– Czyli we wszystkich innych przypadkach już byś nie żyła – wypomniał jej Tristan. Analiz spochmurniała. Miał rację.
– Przecież to tylko ćwiczenia! Wcale jej tym nie motywujesz – naburmuszyła się błękitnooka.
– Nie ma być zmotywowana, tylko gotowa do walki.
– Wybierzemy się dziś na przejażdżkę? – Brązowooka przerwała kłótnię. Nie cierpiała, kiedy się kłócili, a nie robili tego rzadko.
– Ja nie mogę – odpowiedział bez namysłu Tristan. – Nie dziś. Jedźcie beze mnie.
– A ja bardzo chętnie pojadę – ucieszyła się Lilia. Chwyciła talerze i pobiegła zmywać do kuchni.
– Wracaj! – krzyknęła Analiz. – Nie skończyłam jeść – podbiegła do siostry i w ostatniej chwili wyrwała jej z rąk swój talerz.
– Pośpiesz się, chcę już jechać – zaczęła narzekać Lilia. Przepłukała byle jak talerz i rzuciła się do drzwi. – Idę przygotować konie!
Brązowooka szybko dokończyła posiłek i poszła w ślady siostry. Gdy weszła do stajni, wszystko było gotowe.
– Jedziemy! – krzyknęła podekscytowana Lilia i wyprowadziła wierzchowce na zewnątrz. Dziewczynka nie wiedziała, jakim cudem złotowłosej udało się tak szybko oporządzić konie, ale wzruszyła tylko ramionami. Po chwili obie jechały już przez las.
– Jak tu pięknie! – błękitnooka nie przestawała mówić. – Tyle kwiatów, drzew i liści. Niesamowite, że tu tak spokojnie...
W tym momencie Analiz przestała jej słuchać. W zachwycie spoglądała to tu, to tam. Jednak to prawda, że warto mieć przygody. Szczególnie takie, które się dobrze kończą.
Nagle poczuła, że coś jest nie tak. Rozejrzała się niespokojnie. Było zupełnie cicho. Nie powinno tak być. Spojrzała na Lilię. Dziewczynka zamilkła już jakiś czas temu. Analiz zaniepokoił jej widok – niepewna mina, ręka na czole...
– Wszystko w porządku? – Analiz patrzyła zmartwiona na siostrę.
– Kręci mi się w głowie – odparła słabym głosem dziewczynka.
W tym momencie Brązowooka również to poczuła. Świat zaczął wirować, a pole widzenia się zawęziło. Usłyszała czyjeś kroki i nagle sparaliżował ją strach. Kątem oka szukała drogi ucieczki. Nie odjechały przecież tak daleko od chatki. Na horyzoncie zauważyła postać odzianą w szaro-zielony płaszcz. Chciała krzyczeć, wołać o pomoc, kiedy świat wokół niej zblakł, a chwilę później całkowicie zniknął.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now