Rozdział 11

1 0 0
                                    

Dziewczynkę z pięknego snu wybudziła dłoń potrząsająca nią z całej siły. Z trudem otworzyła zaspane oczy. Obok niej stała Lilia, a z jej ust nie znikał uśmiech.
– Będziemy mieć koniki! – krzyknęła, po czym wybiegła z pokoju.
Chociaż w łóżku było tak cieplutko i wygodnie, Analiz opuściła je bez żalu. Bardziej interesowało ją to, co powiedziała siostra. Czuła, że w słowach Lilii ukrywa się jakiś sens, ale jeszcze nie potrafiła go uchwycić.
Ubrała się szybko i wyszła przed dom, żeby się rozbudzić. Dopiero gdy pierwszy powiew wiatru wleciał w jej włosy, dotarło do niej, co powiedziała siostra. Konie! Jak mogła o tym nie pomyśleć. Wbiegła do domku, przy czym prawie nie wpadła na krzesło stojące na drodze do kuchni, z której wydobywał się apetyczny zapach. Zastała tam Tristana próbującego nie spalić owsianki i dziewczynkę ciągnącą go w stronę drzwi.
– Czy ona mówi prawdę? – spytała, zerkając na podekscytowaną siostrę. Chłopak też na nią spojrzał.
– To zależy. Teraz mogłaby powiedzieć chyba wszystko! – na te słowa Lilia nie zwróciła wcale uwagi. Patrzyła wielkimi, błękitnymi oczami na drzwi i ciągnęła chłopaka w ich stronę.
– Będziemy mieć konie? – sprecyzowała pytanie Brązowooka.
– Tak, to prawda – potwierdził chłopak. Jednocześnie próbował odkleić się od złotowłosej, a ponieważ jego starania nie przynosiły spodziewanego efektu, zwrócił się do Lilii – Dostaniesz wierzchowca, ale musisz się uspokoić i nakryć do stołu przed śniadaniem.
Błękitnooka od razu dopadła do szafek z naczyniami, na co Analiz patrzyła z rozbawieniem. Pół godziny później wszystko było gotowe do drogi. Dziewczynka nie wiedziała jeszcze, dokąd zmierzają, ale domyślała się, że nie jest to daleko. Tristan nie wziął własnego konia, wszyscy szli na piechotę.
– Czeka nas około godzina marszu tą ścieżką - tłumaczył chłopak, wskazując pas wydeptanej trawy, biegnący przez las. Lilia ruszyła przodem. Gdy tak pędziła przed siebie, jej jasne, rozpuszczone włosy powiewały na wietrze niczym tafla złota. Dlatego długo ją było widać, ale w końcu Analiz i Tristan stracili ją z oczu. Tristan wyglądał na zamyślonego. Dziewczynce wydawało się, że jest trochę przygnębiony, lecz po krótkiej chwili już nic nie mogła odczytać z jego twarzy. Ona też zagłębiła się w myślach. Wyobrażała sobie, że zaraz dostanie własnego konika. Rodzice byliby z niej dumni. Uśmiechnęła się, lecz zaraz spochmurniała. Przecież to nie byli jej prawdziwi rodzice, prawdziwych nie pamiętała. Co więcej – nie dość, że nie pamiętała, to ich nie miała! Straciła też tych nieprawdziwych, których tak dobrze znała, tak kochała. Jedna strata plus druga strata, plus trzecia, czwarta...
Potrząsnęła głową, żeby odegnać zbyt trudne myśli. Nagle usłyszała krzyk Lilii. Od razu wróciła do rzeczywistości, gotowa ruszyć siostrzyczce na pomoc. Jednak gdy uniosła głowę, ujrzała coś niesamowitego.

* * *

Dotarli na miejsce. Przed nimi rozciągała się duża, otwarta przestrzeń, słychać było szum strumienia, a na polanie pasły się koniki. Przypominały one wyglądem Diamonda – tak właśnie nazywał się pegaz Tristana – miały potężne skrzydła i niesamowite umaszczenie. Lilia biegała już od jednego do drugiego i głaskała je po roziskrzonej, lśniącej sierści.
– Mogę wybrać, którego zechcę? – usłyszeli głoś błękitnookiej.
– Jasne. Sama będziesz wiedziała, który należy do ciebie.
Dziewczynka powróciła do oglądania koników, a Analiz postanowiła pójść w jej ślady. Jej uwagę przykuł jeden z pegazów, stojący niedaleko. Pogładziła go po srebrnej sierści. Nagle poczuła czyjś oddech na ramieniu. Odskoczyła zaskoczona. Jej oczom ukazał się mniejszy od innych, czarny konik. Wyciągnęła do niego rękę, na co on z zaciekawieniem ją obwąchał, jakby szukał smakołyków.
– Słodki jesteś – roześmiała się dziewczynka i przeczesała palcami grzywę pegaza.
– Raczej słodka – poprawił ją Tristan, który niepostrzeżenie podszedł do niej z tyłu. – To klacz. Pasujecie do siebie.
– Jest śliczna. Jak się nazywa?
– Sama ją zapytaj – zaśmiał się chłopak. – Idę zobaczyć, jak sobie radzi Lilia.
Analiz doskonale wiedziała, że chłopak żartował, ale oczy konika zdawały się do niej przemawiać.
– Bryza – wyszeptała mu do ucha.
Przerwał jej głośny pisk. Brązowooka dobrze wiedziała, do kogo należał. Gdy tylko się odwróciła, zobaczyła srebrnego pegaza, galopującego przez polanę, a na nim nikogo innego, jak siostrzyczkę, piszczącą ze szczęścia tak głośno, że chyba cały las dowiedział się już o jej istnieniu. Analiz popatrzyło pytająco na Bryzę, która aż rwała się, żeby dołączyć do swojego kolegi. Niewiele myśląc, dziewczynka wdrapała się na grzbiet konika i, chwyciwszy się mocno grzywy, ścisnęła piętami jego boki. Pegaz powoli ruszył do przodu, za co Brązowooka była mu bardzo wdzięczna. Jazda okazała się całkiem przyjemna, a dziewczynka szybko poczuła się pewniej. Stuknęła ponownie boki Bryzy, na co konik zareagował bardzo ochoczo. Widząc tę radość, Analiz pozwoliła klaczy ruszyć jeszcze szybciej.
Teraz cały świat pędził jak oszalały, ale dziewczynie to nie przeszkadzało. Widziała przelatujące tuż obok gałązki drzew, kiedy mknęła dookoła polany. Straciła poczucie czasu do chwili, gdy klacz zatrzymała się i zaczęła skubać trawę.
Dziewczynka zeskoczyła na ziemię i pogłaskała czule pysk nowej przyjaciółki.
– Od dzisiaj jesteś moja – stwierdziła.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now