Rozdział 5

1 0 0
                                    

Analiz z ociąganiem otworzyła oczy. Usiadła na trawie i rozejrzała się dookoła. Powoli przypominała sobie, gdzie się znalazła. Powróciły również uśpione na chwilę pytania i obawy. Dziewczynka westchnęła smutno i przeciągnęła się. Nieznośnie bolały ją plecy, co pewnie miało związek z wczorajszą podróżą i snem na ziemi.
Tristana nigdzie nie było, za to dostrzegła leżące nieopodal owoce. Podniosła jeden i przyjrzała mu się dokładnie. Kształtem przypominał mango. Znała ten rzadki owoc od czasu, gdy pewnego dnia do ich wioski przybył zagraniczny handlarz. Rozmawiał on w obcym języku i nikt nie potrafił go zrozumieć, lecz mimo to dziewczynka go polubiła. Dla dzieci w jej wieku ważne były czyny. Nieraz widziała, jak kupiec rozdaje owoce biednym. Sama dostała raz owoc mango, niewątpliwie jeden z najpyszniejszych, jakie w życiu jadła.
Ten, który trzymała w ręku, niestety różnił się trochę od mango. Skórkę miał błękitno-zieloną i tak kruchą, że z łatwością mogła go obrać. Kolor w środku owocu był taki sam, wydawał się tylko nieco jaśniejszy.
Dziewczynka powoli wgryzła się w miąższ. Był niesamowicie soczysty, a smaku nie potrafiła porównać z żadnym innym, jaki kiedykolwiek poznała. Z chęcią sięgnęła po kolejny kawałek.
– Smakuje ci? – usłyszała głos. Tristan jak zwykle zaszedł ją od tyłu.
– Co to za owoce? – spytała i zwróciła głowę w jego stronę. Gdy ujrzała chłopaka, zamarła zaskoczona.
– Nie mają nazwy – tłumaczył. Najwyraźniej nie zauważył jej miny.
– Co... to jest? – wyjąkała Analiz. Zafascynowana wpatrywała się w wierzchowca, którego dosiadał Tristan. Nie był to na pewno zwykły koń. Na pierwszy rzut oka wydawał się być zwykłym kasztanowym rumakiem, ale po chwili można było zobaczyć, że jego sierść nie jest zwyczajna. Błyszczała w świetle słońca – w czarnej grzywie połyskiwały złote pasma. Jednak to nie kolor najbardziej zaskoczył dziewczynę. Z boków wierzchowca wyrastały wielkie, piękne skrzydła.
– To pegaz! – dziewczynka podskoczyła z radości, po czym pobiegła w stronę konika. Nieco zaskoczony zwierzak zrobił krok w tył, a wtedy Tristan zaczął mu coś szeptać do ucha i koń od razu się uspokoił. Widać było, że łączyła ich silna więź.
– Najadłaś się? – spytał chłopak. Dziewczynka pokiwała tylko głową, zajęta gładzeniem nowego przyjaciela po pysku. – Umiesz jeździć?
– Niezbyt – Analiz spochmurniała nagle.
– To najwyższy czas się nauczyć – chłopak chwycił ją w pasie i posadził przed sobą na grzbiecie pegaza. Zrobił to szybko, jakby dziewczyna ważyła tyle co piórko.
– Co mam robić?
– Chwyć się grzywy – polecił. – Kierować możesz łydkami, ale na razie ja będę to robić. Ty postaraj się utrzymać w siodle.
Analiz miała tylko kilka sekund na przemyślnie tego, co usłyszała, bo chłopak od razu szturchnął piętami boki konika, a ten ruszył przed siebie. Nie jechali szybko, lecz mimo to dziewczyna czuła, jakby zaraz miała spaść na ziemię.
– Rozluźnij się – polecił jej chłopak, który najwyraźniej nie miał z tym żadnych problemów.
– Łatwo ci mówić – zadanie nie było proste, ale dziewczynka postarała się i... Od razu zgrała się z krokiem wierzchowca i poczuła się znacznie lepiej.
– To co? Przejdziemy do galopu? – spytał chłopak i uśmiechnął się do niej szeroko. – To nie takie trudne.
Bez zwłoki pospieszył konia. W pierwszym momencie Analiz znowu się spięła i prawie spadła na ziemię, lecz po chwili przypomniała sobie radę Tristana i rozluźniła mięśnie. Teraz jazda wydała jej się piękna. Wjechali do lasu. Nie wiedziała, w jaki sposób się znaleźli, ale rozkoszowała się otoczeniem. Promyki zachodzącego słońca przebijały się przez żywozielone liście. Uświadomiły jej, że musiała przespać cały dzień.
Nagle pegaz zatrzymał się, a Analiz przeleciałaby nad nim, gdyby Tristan nie złapał jej w ostatniej chwili. Znajdowali się na niewielkiej polanie, którą otaczały wysokie drzewa. Niedaleko dziewczyna słyszała szum strumyka, lecz nigdzie nie mogła go dostrzec. Chłopak zaskoczył na ziemię, a ona zrobiła to samo.
– Zatrzymamy się tutaj na noc – oznajmił, po czym zdjął z grzbietu pegaza siatkę z owocami. Najwyraźniej zabrał kilka z sadu.
–Ty na nim latasz? – spytała Analiz, nie zwróciwszy nawet uwagi na to, co właśnie powiedział. Zapatrzyła się na konia, który skorzystał z okazji i zaczął się paść na soczystej trawie, która porastała każdy wolny skrawek ziemi.
– Tak, latam – zamyślił się na chwilę. – To cudowne uczucie.
– Nauczysz mnie? – dziewczynka była gotowa już teraz wsiąść z powrotem na grzbiet wierzchowca.
– Najpierw musisz nauczyć się jeździć tu, na ziemi – skinął głową w stronę lasu. – Pozbieraj trochę patyków, zrobimy ognisko. W nocy robi się tu niebezpiecznie...
Analiz posłusznie ruszyła w stronę lasu po suche gałęzie. Zagłębiła się w gęstwinę w poszukiwaniu suchego drewna, bo na skraju lasu większość patyków była mokra od panującej tam wilgoci. Dziewczyna starała się nie oddalać od polany. Nie znała tego miejsca i nie była pewna, dokąd idzie.
Schyliła się po kolejną gałązkę. Wydawała się idealna na ognisko. Nagle kątem oka dostrzegła w lesie jakiś ruch. Co Tristan miał na myśli, mówiąc, że jest tu niebezpiecznie? Dziewczyna zamarła z przerażenia.
W tym momencie z krzaków wyskoczyła wiewiórka, po czym skoczyła i po chwili była już wysoko na drzewie. Analiz mogła odetchnąć z ulgą. Odłożyła zebrane gałązki na ziemię i przeciągnęła zmęczone plecy. Była jeszcze nieco zdenerwowana. Mimo braku zagrożenia Brązowooka miała nieodparte wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Mimowolnie rozejrzała się dookoła. Jej uwagę przykuły dwa jasne punkty, odcinające się od ciemnej ściany lasu.

Po drugiej stronieWhere stories live. Discover now