Rozdział 11. Koniki nie gryzą.. cz.2

256 22 59
                                    

{Perspektywa Applejack}

Jejku, Dash jest od jakiegoś czasu taką świetną osobą... I przyjaciółką.. I no nie tylko.. Po prostu.. no ja nie wiem.. Jest jakimś promyczkiem światła w ciemności rzeczywistości dla mnie... Bywałam zakochana nie raz.. Tylko, że w chłopakach.. Ale to przy niej naprawdę czuję, że żyję... Byłam tak szczęśliwa, że zdecydowała się wsiąść na Kolorado.. Świetnie!

Akurat dochodziłyśmy z Koloradem do tej wcześniej obiecanej części sadu. Był ciepły, jesienny dzień, więc powiewało jeszcze ciepłem lata, ale drzewa przybierały już czerwonawo-rdzawe barwy. Było to bardzo przyjemne dla oczu. Trwałyśmy tak w milczeniu napawając się odgłosami i spokojem lasu. Czułam też, że obie cieszyłyśmy się z wzajemnej obecności. Wywnioskowałam to po tym, że Rainbow totalnie się rozluźniła i siedziała oparta o mnie co chwilę tylko, wzdychając z zadowoleniem. Ja, już nie tak speszona jak wcześniej, byłam blisko niej nadając jej oparcia. Kusiło mnie by pocałować jej ramię, na którym spierałam głowę, ale nie chciałam zapeszać tej chwili. Powędrowałyśmy w kierunku jeziora, przez które przechodził wcześniej napotkany potok. Mijałyśmy już rzadziej rosnące jabłonie i inne drzewa liściaste. Pojawiły się również może ze trzy grusze. Oj te wszystkie zapachy .. I też ten jej zapach.. hyh... W tym momencie spojrzałam na przyjaciółkę. Jej tęczowe, lekko rozwiane włosy falowały na delikatnym wietrze. Niuchnęłam powoli i zarumieniłam się. Wtuliłam w nią buzię i zamknęłam oczy. Na koniu czułam się już na tyle pewnie, że nie stresowało mnie zamknięcie ich. Po kilku sekundach niczego się nie spodziewając poczułam jak Dashie przytula delikatnie swoją buzię do mojej. Spaliłam buraka na to i bardziej schowałam w nią twarz niechcący łaskocząc ją grzywką po szyi, na co ona zareagowała stłumionym, cichym chichotem. Początkowo nie wiedziałam o co chodzi, ale domyśliłam się gdy przechyliła głowę bardziej wtulając swoją buzię w moją, bym przestała ją tam trącać.

-Hah... Applejack... N-nie łaskocz mnie... -Usłyszałam jej radosny głos, gdy próbowała ukryć śmiech

-A bo coooo... -Sama zachichotałam i na końcu westchnęłam z uśmiechem

-A bo ci się zrewanżuję jak tylko zejdę z konia i przeżyję! -Rzuciła dziarsko

-Jaszzzzne... hyhy... -Musnęłam jej szyję tam, gdzie tak reagowała na dotyk

-A-Aj... Heheh... -Sapnęła cicho i na jej policzkach pojawiły się spore rumieńce. A jej co..?

-Hah, śmiech cię zmęczyyył ? -Rzuciłam czule bez zastanowienia

-Hyh.. C-co..? A, tak, tak -Westchnęła z uśmiechem -Spokój już.. -Sprawiała wrażenie speszonej

- Mhm.. -Przytaknęłam zadowolona i zięwnęłam jej leciutko w ramię - Oszczędzaj oddech na zaraz...

Nie odpowiedziałam na jej pytania odnośnie moich słów i nim spostrzegłyśmy, dotarłyśmy nad jezioro.

-Zdejmij buty lepiej heh... -Zaczęłam po chwili relaksującej ciszy

- Co, dlaczego? -Moja tęczowowłosa przyjaciółka mocno się zdziwiła

- No, już.. Zaufaj mi.. -Obdarowałam ją szczerym uśmiechem i zdjęłam swoje buty, które włożyłam do skórzanej torby przy siodle. To samo zrobiłam z butami wielbicielki sportu.

-A teraz luuuuzik.. -Szepnęłam łagodnie znów lekko ją tuląc by mieć dobrą kontrolę nad koniem. Szturchnęłam go lekko prawą nogą żeby ruszył na przód.

Kolorado z nami na grzbiecie powoli wchodził do wody stopniowo zamaczając kopyta i resztę ciała. Rainbow wielkimi oczami obserwowała co się dzieje i spięła mięśnie przy okazji się prostując.

EqG: AppleDash - Klucz Do Serca /ZAWIESZONE/edytowaneWhere stories live. Discover now