Rozdział 34

3.2K 228 40
                                    

Po zjedzonym śniadaniu wróciłyśmy do dziewczyn, aby spakować walizki i wrócić do domu. Czeka nas jeszcze kilkugodzinna jazda, a nie chcąc trafić na korki, musimy wyjechać jak najszybciej.

Oczywiście nie obyło się bez spojrzeń dziewczyn i bezpośrednich pytań Dinah, co się wczoraj między nami wydarzyło.

- No powiedźcie cioci Dinah, było coś? - dziewczyna próbuje kolejny raz dowiedzieć się prawdy.

- A co? Piszesz o nas książkę? - odpowiada jej Lauren, zerkając w lustro, aby zobaczyć dziewczynę.

- Cóż za głupie pytanie, jestem kapitanem tego statku. Muszę wiedzieć o wszystkim, co się między wami dzieje.

- Kochanie, daj im spokój. - mówi w jej stronę Normani, która chyba już też ma dosyć ciągnącego się tematu.

- Jak Ci odpowiem,to się odczepisz? - pytam, by wszystkie dziewczyny miały spokój.

- Słowo harcerza! - krzyczy podekscytowana.

- Nie byłaś harcerzem. - rzuca w jej stronę Ally, spoglądając na nią zza ekranu, zapewne całą drogę piszę ze swoim chłopakiem, sądząc po tym, jak uśmiecha się do telefonu.

- Dzieci i ryby głosu nie mają. - odpowiada jej. - To jak Chancho? Jaguar? Było tenteges?

- Tenteges? - odpowiada zażenowana Lauren, na jej zachowanie.

- No fiku - miku.

- Żadnego fiku- miku.

- Boże, czy doszło do obcowania cielesnego? - mówi urażona Dinah.

- Kochałyśmy się, K O C H A Ł Y Ś M Y, Dinah. - literuje jej brunetka.

A mi robi się cieplej na sercu, na jakiego określenie użyła. Mogła powiedzieć, że uprawiałyśmy seks albo że nawet mnie pieprzyła, a ona przy wszystkich powiedziała, że się ze mną kochała.

- Wiedziałam, że się dupczyłyście. - wykrzykuje szczęśliwa, a każda z nas wali sobie ręka w twarz. - Poprosimy o szczegóły. - mówi, niezwracająca uwagi na naszą reakcję.

- Dość. Powiedz jeszcze słowo na temat mnie albo Camili, a przysięgam, że Cię zostawię tu w środku tego lasu. - grozi jej Lauren, aż mnie przeszły ciarki po ciele.

Dziewczyna tylko fuka, pokazuje jej środkowy palec i zakłada słuchawki na uszy.

Słyszę jak brunetka wypuszcza powietrze, więc kładę dłoń na jej udzie i delikatnie ściskam.

*
Odwiozłyśmy dziewczyny do domów i właśnie wysiadamy z samochodu pod moją posiadłością. Lauren ciągnie obok mnie moją walizkę i zatrzymuje się przy naszym drzewie, przy którym nie będzie nas widać z żadnego okna.

- Nie chce się żegnać. - mówi, smutno dziewczyna.

- Zobaczymy się jutro.

- Będę tęsknić.

- Spędziłyśmy razem cały weekend. - uśmiecham się w jej stronę, ale wiem, że też będę za nią tęsknić i nie chce budzić się bez niej.

- To za mało. - przyciąga mnie do siebie i całuje moje usta. - Dziękuję Camz, za ten wyjazd.

- Było super? - odpowiadam niepewnie czy dobrze dobrałam słowo.

- Super? - marszczy brwi. - przypomnieć Ci wczorajszy wieczór? Poczeka, jak to było. - nachyla się do mojego ucha. - Mocniej, o tak Lauren. - naśladuje mnie, na co dostaje ode mnie w ramię.

Przytulam się do niej i trwamy tak dłuższą chwilę.

- To, do jutra? - pytam, zabierając od niej walizkę.

S&C Company - CamrenWhere stories live. Discover now