Część 1. Jesień 2018

728 31 46
                                    


Nienawidzi pogrzebów. W zbyt wielu ostatnio uczestniczył. Jest już w tym wieku, że takie wydarzenia pozostawiają po sobie niezatarty ślad, odbierają mu cząstkę radości, która stara się czerpać z życia pomimo przekroczonej siedemdziesiątki. Od lat stara się dbać o zdrowie i kondycję, ale zegar tyka nieubłaganie. Ile czasu mu pozostało?

Stoi z boku, ale na tyle blisko, by widzieć ją wyraźnie.

Przyszła sama, bo śniadego bruneta po trzydziestce, który stoi w pobliżu, od razu identyfikuje jako jej brata. Są jak dwie krople wody i fakt, że ona farbuje włosy na platynowy blond niczego nie zmienia.

Nigdy nie gustował w tym typie urody, choć obiektywnie musi przyznać, że jest ładna i ma niezłą figurę. Nie wygląda też na bardzo zrozpaczoną, nie zasłania zapuchniętych oczu ciemnymi okularami. Ostatecznie, chowa dziś swoją teściową i nawet jeśli były w tak przyjacielskich stosunkach, jak opisywała to jego siostra, po teściowej się nie płacze.

Z prochu powstałeś i w proch się zamienisz...

Po skończonej ceremonii tłum żałobników rzednie.

Podchodzi bliżej.

Jego uwagę przyciąga kopczyk ziemi wykopanej z grobu.

Sięga dłonią w skórzanej rękawiczce w tamtym kierunku.

Prostuje się.

Sucha grudka ziemi przelatuje między palcami i spada u jego stóp, brudząc starannie wyglansowane, eleganckie buty. Pochyla się, bierze kolejną grudkę i przesypuję z ręki do ręki. Patrzy, jak drobinki ziemi wymykają mu się pomiędzy palcami.

Zatem ten proch, to nasz początek i koniec. Niczym czas, przeciekający pomiędzy palcami. Czas, który mu pozostał, by pozamykać i uporządkować wszystkie sprawy. Wreszcie odzyskać spokój.

Wie, że teraz to ona go obserwuje. Jego zachowanie różni się od pozostałych żałobników. Nie śpieszno mu, by podejść i złożyć kondolencje. Właściwie to on powinien je odbierać, a nie ona. Stracił siostrę. Ostatnią żyjącą osobę z rodziny. Zerwana została ostatnia więź.

W końcu decyduje się podnieść na nią wzrok, uśmiechnąć się. Ten uśmiech ją dezorientuje.

Z bliska widać, że jest już niemłoda. Kobiety o południowej urodzie starzeją się szybciej. Pomimo, że ma na sobie prostą, czarną sukienkę, wygląda dość wulgarnie. Zbyt mocno się maluje i zupełnie niepotrzebnie farbuje włosy na ten ohydny kolor. Ale większość kobiet pozbawionych jest gustu i samokrytycyzmu.

Robi krok do przodu, a ona ściąga brwi. Chociaż nigdy dotąd się nie spotkali, z pewnością go rozpoznaje. Widziała zdjęcia. Może nawet to, na którym przed laty, w ataku furii, zamazał twarz swojego ojca.

- Dzień dobry, pani Julio – odzywa się pierwszy i zamiast się przedstawić, zawiesza głos.

- Dzień dobry – odpowiada ona powoli, nosowo. - Czy my się znamy?

- Nie mieliśmy dotąd okazji, nad czym szczerze ubolewam. Nazywam się Peter Geist – mówi.


Powinien nie zachowywać się jak dzikus i pójść na stypę, zamiast siedzieć teraz w samochodzie pod jej domem jak jakiś gówniarz, stalker.

Powinien spotkać się z nią, wyłożyć sprawę jasno i wprost. Prawdopodobnie by się zgodziła, może nawet udało by mu się dobić targu za całkiem przystępną cenę. Zamiast pójść drogą na skróty, niepotrzebnie komplikuje sobie życie.

Ostatnie możliwe miejsceWhere stories live. Discover now