ROZDZIAŁ 11 Straciłem Ją Na Zawsze...

86 13 8
                                    


" Gdy patrzyłem jak odchodzisz, zabierając ze sobą wszystkie moje niespełnione marzenia, sny, które jeszcze się nie ziściły, czułem w sercu każdą uncję miłości, jaką do ciebie żywiłem, i byłem tego wszystkiego świadom... Gdy patrzyłem, jak odchodzisz. Ale ty też to wiedziałaś, bo zabrałaś moje serce ze sobą." - A.N.

MAURICE

Budzę się w szpitalu. Nie wiem jak się tutaj znalazłem . Ostatnie co pamiętam zanim na dobre straciłem przytomność. To zapłakaną twarz mojej Roxy.- A potem czarna dziura. -  Nagle zaczynam sobie wszystko przypominać.-Kurwa co ja narobiłem najlepszego. Straciłem cnotę z pustą laską, która w ogóle mi się nie podoba. To ona zaciągnęła mnie do siebie i podała coś. To ona mnie wykorzystała i na dodatek musiała nas zobaczyć Roxy. Moja kochana Roxy, którą kocham nad życie. To wszystko nie tak miało być. Nie tak chciałam stracić cnotę. Planowałem to od miesięcy. To ja i moja Roxy, mieliśmy po raz pierwszy iść do łóżka. I to w sylwestra. A ta plastikowa Valerie, kręciła się koło mnie odkąd poznaliśmy się w college'u. No i dzisiaj dopięła swego. Zrzucam z siebie rechoczącą jak ropucha Valerie, ubieram się w ekspresowym tępię i biegnę w ślad za moją ukochaną Roxanne. Za moim skowronkiem. Na korytarzu chwytam jej łańcuszek i pierścionek, chowam je do kieszeni.- Boże co ja najlepszego zrobiłem.- Ojciec mnie zabije za to, że tak perfidnie złamałem serce Roxy.

Do sali w której leżę wchodzi lekarz.

- Witam panie Williams. Jak się czujemy.- pyta mnie lekarz.

Wzdycham . Jak się czuję , do dupy na raki. Moja miłość życia nie chce mnie znać, bo zdradziłem ją z workiem plastiku i botoksu.

- Doktorku co się stało, że znalazłem się tutaj.

- Pewnie mi pan nie uwierzy, ale w pańskim organizmie wykryliśmy sporą dawkę GHB.- tłumaczy mi lekarz.

Że co? Ja i piguła gwałtu. Czyżby Valerie mogła mi to podać do soku. Kurwa już wtedy się do mnie dobierała.

- Panie doktorze...- Nadal nie dowierzam w jego słowa.

- Niestety to prawda. O mało nie przekręcił się nam pan.- oznajmia mi lekarz, a ja o mało nie spadłem z łóżka.- I nieprędko pan wyjdzie ze szpitala.- Po tych słowach lekarz wychodzi.

Kiwam głową i oddycham z ulgą, że nadal jestem wśród żywych. Może jak tylko wydobrzeję to uda mi się odzyskać Roxy. Bardzo za nią tęsknię.- Nagle do Sali wchodzą rodzice.

- Maurice obudziłeś się.- raduje się mama.

- Gdzie Roxanne?- pytam ich.

Milczą. Wiedzą coś i nie chcą mi powiedzieć.

- Roxy jest w hotelu SIXTY SOHO.-oznajmia mama. Ojciec ją przytula.

- Muszę z nią porozmawiać. Choć tyle mogę zrobić. Wiem, że mnie nienawidzi. Proszę, zadzwońcie po nią.- Przy ostatnim zdaniu głos mi się łamie.

Doskonale wiem, że nawaliłem na całej linii. Ja nadal ją kocham i nie zrezygnuję z niej tak łatwo.

- Synu, dopóki sprawa z Valerie się nie rozwiąże, to nie licz na to, że Roxy będzie chciała z tobą rozmawiać.- mówi tata.- Roxy jest teraz w kiepskiej formie. Daj jej i sobie czas.- dodaje.

Zamykam oczy i próbuję uspokoić się. Lecz gdy w głowie pojawia się zapłakana twarz mojego skowronka, coś we mnie pęka. Chce mi się płakać i wyć do księżyca z rozpaczy i tęsknotą za jedyną dziewczyną na całej planecie, którą naprawdę kocham.

TOXIC LOVE / Toksyczna Miłość.Where stories live. Discover now