ROZDZIAŁ 13 Motyle w brzuchu

74 13 10
                                    

KRÓTKO I NA TEMAT :)

Miłej lekturki, Ineczka :)


*************************


ROXY

Następnego dnia rano obudziłam się w znakomitym humorze, ale sytuacja z przedkilkunastu godzin nie dawała mi spokoju.

Wiem, Wiem, Wiem, pewnie teraz uważacie mnie za jakąś debilkę, bo straciłam cnotę z innym, choć bardzo chciałam przeżyć swój pierwszy raz z Mauricem, lecz on wybrał Valerie zamiast mnie. Maurice mnie zdradził. Zerwał obietnicę, którą zobowiązał się dotrzymać, do moich osiemnastych urodzin. Owszem planowałam się z nim przespać w te sylwestra, bo dojrzałam do tego by pójść o krok dalej, ale to on się upierał, że zrobimy to gdy skończę osiemnaście lat.- Wtedy przystałam na jego błagania.

A wczorajsza noc w ramionach Brandona, nie dość ,że była nieziemska i na pewno na długo ją zapamiętam, to jeszcze utwierdziłam mnie tylko w tym, że to on jest tym jedynym , a nie Maurice. Odkąd poznałam Brandona, zaczęłam coś do niego czuć, ale zagłuszam to uczuciem do Race'a. A wczorajszej nocy to wszystko obudziło się we mnie ze zdwojoną siłą. Gdy tylko Brad przekroczył próg mojego hotelowego pokoju wczorajszego wieczoru, to czułam motylki w brzuchu. Maurice już przestał dla mnie istnieć. Ta zdzirowata Valerie owinęła go sobie wokół palca w jeden cholerny wieczór, tym samym rozbiła nasz związek i wieloletnią przyjaźń z Racem. Szczerze jej za to nienawidzę.- moje rozmyślania rozwiał dzwoniący telefon.

Odebrałam.

- No i widzisz, suko. Maurice ma teraz dużo lepszą dziunię od ciebie.- W słuchawce po drugiej stronie usłyszałam ociekający sarkazmem głos Jasmine.- Widzisz, moja kuzyneczka Valerie potrafi się nim zająć jak należy, a nie czekać z tym do nocy poślubnej, tak jak ty.-szydzi ze mnie ta kretynka do potęgi entej. A w moich oczach błyszczą już łzy. Jak ona może tak o mnie mówić.- Przynajmniej od tej chwili, twój , były będzie szczęśliwy z kimś kto zrozumie jego potrzeby. Aha, bym zapomniała, zanim wczoraj twój znajomy gangster wyleciał go NY, to zdążył się ze mną bzyknąć.- Teraz po tych jej słowach, rozłączam się. Nie odezwałam się oni słowem na jej bezczelną triadę na mój temat. Zwijam się w kłębek i zanoszę się szlochem.

Dlaczego wszyscy mnie krzywdzą na każdym kroku. Zadają ból. Może lepiej by było dla wszystkim bym przestała istnieć. Oni naprawdę chcą bym umarła.

Tak skończę z sobą i nikt już mnie nie skrzywdzi.

Zrywam się z łóżka i wpadam do łazienki. W szafce nad umywalką znajduję żyletkę. Wchodzę pod prysznic i odkręcam zimną wodę. Nie przestawałam płakać. Kiedy już moje ciało przyzwyczai się do lodowatej wody , siadam w brodziku i przykładam ostrze żyletki do prawego nadgarstka.

Tak zabiję się. Będę wolna. Tak zabiję się. Będę wolna.

A jeszcze parę chwili temu, byłam cała w skowronkach. A teraz siedzę pod prysznicem z żyletą w dłoni.

BRANDON

Obudziłem się wyśmienitym nastroju. Przebukowałem swój pobyt do pokoju mojego aniołka i poprosiłem obsługę by tam przysłali nam śniadanie dla dwojga. Kiedy już to załatwiłem, pobiegłem pod prysznic. Po kilku minutach chwyciłem swoją walizkę i poszedłem do pokoju Roxy. Gdy tylko przekroczyłem próg jej pokoju hotelowego z łazienki usłyszałem jej szloch.

Boże, czyżbym ją wczoraj skrzywdził. Nie skarżyła mi się, więc uznałem, że wczorajsza noc to coś nowego w naszym związku, który co dopiero raczkuje. Lecz za bardzo mi na niej zależy, by ją skrzywdzić.

Wpadam do hotelowej łazienki jak poparzony. Dopadam szklanych drzwi kabiny prysznicowej, i to co ujrzałem, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, że jednak jestem skończonym dupkiem.

- Roxy, nie Aniołku, nie rób tego.- dopadam do niej i wytrącam jej żyletkę z ręki. Tulę ją do siebie. Zamykam kran.

Roxy szlocha w moją mokrą bluzę. Nie rozumiem dlaczego chciała się zabić, czyżby to przeze mnie. Obym się mylił.

- Przed tym jak przyjechałeś do mnie , spałeś z Jasmine- pytam mnie mój Anioł.

Ja miałbym spać z tą siksą, egoistką i dręczycielką. Nigdy.

- Nie aniołku nie spałem.- odpowiadam jej.- A dlaczego pytasz.

Roxanne wtula się we mnie i zaczyna opowiadać, że ta siksa zadzwoniła do niej i naopowiadała jakiś bzdur, że z nią spałem. Absurd.

- Aniołku, od chwili gdy wyjechałaś zacząłem szukać nowego lokum. Scott zostaje w LA, by pilnować interesów. Gypsy przyjeżdża z Londynu, by osiąść w Nevadzie. A ja chcę zacząć wszystko od nowa. Z czystą kartą. A gdy zadzwoniłaś do mnie z płaczem siedziałem razem ze Scottem i Borsukiem, i radziłem się ich gdzie by się tu przenieść.- kontynuuje.

- Wierzę ci, ale dla pewności dasz mi zadzwonić do Scotta.- mówi moja dziewczynka, a ja ją całuje.

- Zgoda aniołku, chodź, opatrzę cię i zjemy śniadanie, a potem deser.- mruczę jej do ucha. Na co ona słodko się rumieni.

Dokładnie oglądnąłem jej nadgarstki, ale nie zauważyłem żadnych nacięć. Ubrałem ją w dres i sam się przebrałem. Roxy poszła odebrać od obsługi nasze śniadanie. Po zjedzonym śniadaniu, leniuchowaliśmy w łóżku do upadłego. W tuleni w siebie, całując się od czasu do czasu. Opowiedziałem Roxy , wszystko o siebie. A ona mnie o sobie i o tym jaki jest jej ojciec, a najbardziej się obawia powrotu do domu, po świątecznej przerwie, bo jak się okazało, ten bydlak wyszedł z ośrodka odwykowego. Boże ona nadal się go panicznie boi.

- Aniołku, obiecuję ci, że on cię już nigdy nie skrzywdzi. Ze mną jesteś bezpieczna.- zapewniam ją, by choć trochę poczuła się bezpieczna. Roxy mnie pocałowała, a ja oddałem pocałunek, przejmując kontrolę nad tą intymną sytuacją.

Nasze pocałunki, były coraz to śmielsze i zachłanne. Znów jej zapragnąłem.

- Chodź tu do mnie kocico.- mruczę w jej usta. Kładę ją pod sobą i znów łączę nasze wagi w gorącym pocałunku. Zacząłem pozbywać się z mojej dziewczyny dresu. Zostawiając tylko bieliznę.

ROXANNE

Błądziłam powoli i czule po jego nagich, umięśnionych plecach. Brad też nie pozostał mi dłużny. On jeszcze z większą wrażliwością i czułością mnie dotykał.

To było takie urocze z jego strony.

- Skóra, aniołku- wymruczał mi w kark. Zdjął mi bieliznę. Jęknął gardłowo, a ja zadrżałam z podniecenia. Zaczął drażnić moje nabrzmiałe już sutki. Usiadł nie przestając mnie pieścić. Jęknęłam, czując rozlewającą się po moim ciele rozkosz. Znów nasze usta spotkały się w namiętnym pocałunku.

- Nie przestawaj , proszę.- szepnęłam.

- Nigdy się tobą nie nasycę, aniołku.- wychrypiał, a ja w tym momencie szarpnęłam za jego spodnie dresowe. Nie miał na sobie bokserek. Wstrzymałam na krótką chwilę oddech.

Nigdy nie sądziłem, że aż tak działam na facetów. Imponujący rozmiarów męskość Brandona, aż boleśnie pulsowała od pożądania. Wyglądał tak seksownie i drapieżnie zarazem.

Wpatrywaliśmy się w siebie.

Brandon położył mnie na powrót na miękkim materacu. Całował mnie tak zapamiętale, zaborczo. Jego dłonie pieściły zmysłowo każdy skrawek mojej skóry. Rozchylił mi nogi. Umościł się wygodnie między nimi.

- Jesteś taka piękna, aniołku. Urodą dorównujesz Helenie Trojańskiej.- szepcze Brad, całując moją szyję, mostek, piersi, brzuch, aż dociera do...

Rozlewające się pragnienie w moim ciele z sekundy na sekundę rośnie przy każdym jego pocałunku: Jęczę głośno.

- Tak aniołku, chcę cię słyszeć.

Jezu, jak ja go pragnę, a on się ze mną bawi.

TOXIC LOVE / Toksyczna Miłość.Where stories live. Discover now