XI

175 6 2
                                    

Wróciłam do domu po całym dniu i dodatkowo treningu. Wrzuciłam od razu bluzę do prania, a bluzę Jonaha zostawiłam na sobie. Jest tak ciepła, duża i cudownie pachnie męskimi perfumami. Przebrałam się tylko w czarne, krótkie spodenki i ruszyłam w stronę dużego pokoju. Włączyłam jakiś film o pięknej miłości i zaczęłam go oglądać. Około 15 minut przed zakończeniem zadzwonił mój telefon. 

- Halo? 

- Za 23 minuty stój przed domem. Będę po Ciebie i gdzieś pojedziemy. Cześć. -usłyszałam głos bruneta, a później ciszę. Czy on tak na prawdę? 

Jak poparzona wstałam z kanapy i pobiegłam schodami na górę, zdejmując ubrania po drodzę. Najszybciej jak mogłam umyłam się, a włosy spryskałam suchym szamponem, bo tak jakby czasu nie miałam. Ubrałam czerwoną, koronkową bieliznę z wieszchu szuflady i podeszłam szybko do szafy. Włożyłam jasne, przetarte rurki z szafy i granatową bluzkę z głębokim dekoltem w serek. Spojrzałam na zegarek i zostało mi 7 minut. Nałożyłam korektor, pomadkę ochronną z delikatnym wiśniowym kolorem i zrobiłam kreski. Założyłam jak codziennie srebrny pierścionek ze znakiem nieskończoności. Po drodzę na dół zabrałam kartkę z rysunkiem chłopaka i jego bluzę. Złożyłam ubranie, wkładając do środka rysunek jako bonus i założyłam wsuwane Vansy w szachownice. Wyszłam z domu, a na podjeździe stał znany mi, ciemny samochód. Ruszyłam w jego stronę, a dopiero wtedy zauważyłam, że oparty o samochód stoi wysoki brunet. Otworzył mi drzwi od strony pasażera, a ja wsiadłam do pojazdu i położyłam bluzę na siedzeniach z tyłu. Chłopak wsiadł do samochodu i uśmiechnął się do mnie uroczo. 

- Jonah, bardzo Ci dziękuję za tą bluzę. -uśmiechnęłam się do niego. - Bez ciebie pewnie chodziła bym bez niczego, albo jako żywa porzeczka.

- Znaczy, wiesz mi tam ta pierwsza opcja by nie przeszkadzała. -zaśmiał się jak zawsze chłopak. Ah stary Jonah. - Nie ma problemu. Poza tym spóźniłaś się o 2 minuty i 37 sekund.

- Wynagrodzę Ci to jakoś. -weschnęłam i zaśmiałam się. 

Jechaliśmy przez kilkanaście minut i zaparkowaliśmy przy wielkim lesie. Chłopak wziął pare rzeczy z bagażnika, a mi kazał poczekać. Później powiedział, że mam iść przed nim i nie odwracać się. Robiłam to, co kazał. Zaufałam mu pod tym względem. Szliśmy pod górę może 10 minut, a na samym szczycie Jonah kazał mi stanąć tyłem i nie odwracać się. No dobrze... 

Stałam tak może minutę, a później poczułam jak chłopak łapie mnie w talii i obraca. Zobaczyłam przed nami rozłożony koc, koszyk piknikowy, gitara i wiele innych rzeczy. Jonah stał za mną oplatając ręce wokół mojej talii i położył głowę na moim ramieniu. Zaniemówiłam z wrażenia, że chłopak tak bardzo stara się wszystko naprawić. 

- Jonah... ja... -starałam się cokolwiek powiedzieć, ale nie wiedziałam co. - Dziękuję. 

- To ja dziękuję. -odpowiedział chłopak, obrócił głowę i delikatnie dotknął mojego policzka ustami. Następnie w takiej samej pozycji brunet zaczął iść do przodu, przez co ja automatycznie ruszyłam. 

Usiedliśmy na kocu i zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim. O szkole, przeszłości, przyszłości, rodzinach. 

- Mimo, że często z chłopakami nie ma nas w domach, zawsze na święta wracamy do rodziny. Każdy w inne strony. A ty?

Westchnęłam cicho, a chłopak szybko zareagował i złapał mnie za rękę. 

- Coś się stało? Ja chyba nie powinienem pytać, tak zgaduję...

- I tak byś się kiedyś dowiedział, więc powiem Ci to ja, żebyś przez plotki nie usłyszał. Mój tata został zamordowany w trakcie ataku terrorystycznego. Mama bardzo się załamała na tą wiadomość, więc zaczęła się zabawa w narkotyki. Niestety pewnego dnia szczęśliwa jeszcze Annie wróciła do domu, a w salonie zobaczyła swoją mamę ze strzykawką wbitą w rękę, już nie żywą. Tak się moje życie potoczyło, że zostałam sama. Moja ciocia przyjęła mnie do domu, ale jej nigdy nie było. Ma wielką firmę kosmetyczną, więc zawsze jeździła, a to tam, a to siam. W między czasie chodziłam do tej przeklętej szkoły z Kieranem. Ta 'okazja' przeniesienia pomogła mi. -mówiłam dość spokojnie, bo już pogodziłam się z moim losem i przyzwyczaiłam do pytań. 

- Przykro mi, ja przepraszam. -powiedział chłopak i spuścił głowę.

- Nic się nie stało. Jest dobrze. -odpowiedziałam i dłonią złapałam go za podbrudek, a następnie podniosłam jego głowę. Widziałam, że był smutny, więc uśmiechnęłam się, żeby naprawić sytuację. - Widzisz? Jest ok. Zmieńmy temat i nieużalajmy się nad moim losem. No już. Kiedy masz urodziny?

- 16 czerwca, czemu pytasz? -zdziwił się chłopak i uniósł lewą brew do góry. 

- Bo chciałam wiedzieć. Nie mogę? Zagrajmy w pytania. Jeśli nie chcesz odpowiedzieć na pytanie... -spojrzałam do koszyka. - Musisz zjeść winogrono. Tak wiem duża kara, ale fajnie będzie. 

Zaczęliśmy grać, a przy niektórych pytaniach na prawdę się śmialiśmy. 

- Którego z chłopaków najmniej lubisz? -zapytałam Jonaha, a on zaczął się śmiać. 

- Pożałujesz kiedyś tych pytań. -powiedział chłopak trzymając w dwóch palcach winogrono i machając nim w tą i z powrotem. Oczywiście zjadł je i zaczął myśleć nad pytaniem dla mnie. - Czy znowu jesteśmy razem?

Postanowiłam sobie trochę z niego zażartować. Ups... sorry Jonah. 

Zaczęłam już sięgać po winogrono, a chłopak zrobił bardzo zdziwioną minę. Wzięłam owoc do ręki i... rzuciłam nim w bruneta. Zaczęliśmy się oboje śmiać. 

- Myślę, że powinniśmy. -odpowiedziałam udając arystokratkę i wyprostowałam się przerysowanie. 

- Więc, czy panienka uczyni mi wielki zaszczyt i czy będzie chciała być ze mną w związku? -powiedział chłopak, wziął moją dłoń i pocałował. 

- Oczywiście, że tak. -zaśmiałam się, a u Jonaha pojawił się jeden z najlepszych uśmiechów na świecie. Postanowiłam go zaskoczyć i wzięłam gitarę. Zaczęłam grać jedną z moich ulubionych piosenek pt. "Somebody to love", oczywiście Quenn. Zaczęliśmy śpiewać ją wspólnie i Jonah ma na prawdę niesamowity głos. 

Po około 2 godzinach ciągłego śmiania, rozmawiania i robienia zdjęć zaczęło padać. Zgarnęliśmy szybko wszystkie rzeczy i zbiegliśmy na dół do samochodu. Była godzina 23, a ja ze swoim chłopakiem siedzieliśmy przemoczeni w samochodzie. Ubaw po pachy. Oboje zdecydowaliśmy, że jeszcze jest dla nas za wcześnie na powrót do domu, więc usiedliśmy z tyłu i rozmawialiśmy dalej. Co chwilę Jonah wplatał jakiś komplemet w naszą rozmowę, albo dwuznaczny żart. 

- Wiesz co Ci powiem. To chyba nie był przypadek, że dostałam tak beznadziejną szafke. -zaśmiałam się. - Pomyśl, co by było gdyby nie ta przeklęta szafka...

- Pewnie wszystkie dziewczyny by się do mnie lepiły, co w sumię się nie zmienia. -oboje wpadliśmy w śmiech. - Ale nie poznał bym tak niesamowitej dziewczyny, nie zmienił bym się i pewnie siedział bym teraz, albo z Markiem, albo samemu oglądając Harrego Pottera.

- Ja pewnie byłabym nie zauważalna, siedziałabym na końcu sali z kapturem na głowie i słuchawkami, wszyscy mieli by mnie w nosie, a ja przejmowała bym się najdrobniejszymi szczegółami. A... no i pewnie nigdy bym nie otworzyła szafki. -odpowiedziałam i spojrzałam mu się prosto w oczy.

Zaczęliśmy się do siebie powoli zbliżać. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy, a ostatecznie złączyliśmy nasze usta w pocałunku. Postanowiłam zrobić trochę odważniejszy krok i usiadłam na nim okrakiem. Złapałam jego twarz w dłonie, a on położył swoje na moich biodrach. Oddaliliśmy się na chwilę, dalej patrząc sobie w oczy. 

- Dzięki za pomoc z szafką i życiem. -powiedziałam, złapałam kawałek jego bluzki i przyciągnęłam go do siebie.

Miałam dziś wolne, więc cieszmy się i radujmy. Kolejny rozdział, a ja powiem wam, że bardzo mi się podoba teraz akcja. A wcześniejszy rozdział jest chyba moim ulubionym. Uwielbiam dla was pisać i strasznie się zmotywowałam. Dziękuję za wszystko.

xo Karola


I'm falling for you | Jonah MaraisWhere stories live. Discover now