XVIII

137 4 1
                                    

Jonah pov.

- Ja nic nie zrobiłem, byłem tam, ale absolutnie nic z tego nie zrobiłem. -mówiłem spokojnie patrząc policjantowi Hernandezowi w oczy. 

- To kto to zrobił? -odpowiedział pytaniem mężczyzna. 

- Szef. -powiedziałem krótko i oparłem się na krześle. 

- Czyli kto?

Zamilkłem. Nigdy nie wolno zostać kablem dla policji, jednak dalej patrzyłem mu w oczy. 

- Dobrze, niech będzie. Na razie jesteś czysty, możliwe, że odezwiemy się jeszcze do ciebie, ale nic złego to nie będzie. -westchnął Hernandez, wstał, otworzył drzwi i wyprowadził mnie z sali przesłuchań. Zdjął mi kajdanki z nadgarstków i pozwolił pójść do domu. 

Anna pov. (w tym samym czasie)

Gdy szłam korytarzem starałam się spytać Corbyna, czy może wie o co chodzi, jednak zdawało mi się, że mnie unikał. W pewnym momencie trafiłam barkiem na jedną osobę za dużo, ponieważ gdy już chciałam powiedzieć typowe "sorry" zostałam przyciągnięta do ściany, a przed twarzą miałam wkurzonego Kierana.

- Słuchaj księżniczko to, że nie ma przy tobie twojego pana, nie znaczy, że możesz nagle wszystkich zbijać. Ciesz się, że traktuję Cię ulgowo, bo znowu byś targnęła się na swoje życie, a może wtedy by było radośniej na świecie. 

- Gdybym chciała się zabić, skoczyła bym z twojego poziomu ego na poziom twojego IQ. -może nie opłaca mi się pyskować z NIM, ale mam go dość.

Szybko tego pożałowałam, bo jego dłoń wyjątkowo szybko znalazła się przy moim policzku. I znowu. Pieczenie było nie do zniesienia, ale gorszy był jego wredny uśmiech na tej cholernej twarzy. Może i miał proste zęby, ale gdybym mogła zrobić, co mi się marzy, nie miał by ani jednego zęba. Puścił mnie z pod ściany, ale gdy już chciałam odejść popchnął mnie prosto w stronę ściany. Następnie stało się coś, czego się nie spodziewałam. Mocno, nawet bardzo uderzył mnie w pośladek. To jeszcze nigdy się nie zdarzyło. 

- Suka. -wysyczał przez zęby Kieran cholerny Ormond. 

Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy. Śmiał się ze mnie. Całą grupa jego poddanych się śmiała. Rozejrzałam się po całym zbiorowisku i zobaczyłam roześmianego Zacha Claytona. Spojrzałam się na niego pytającym wzrokiem, a ten spojrzał na swoich kumpli i zaczął się śmiać jeszcze gorzej. Jeszcze raz spojrzałam na Kierana, a ten wzruszył ramionami i zaśmiał się. Nagle przede mną pojawił się Daniel i Jack. Brązowooki pomógł mi wstać, a Daniel ogłosił, że "Koniec przedstawienia". Daniel objął mnie ramieniem, a Jack szedł zaraz obok. Poszliśmy na koniec jednego z korytarza i usiedliśmy na parapecie. Zaczęłam opowiadać wszystko chłopakom, a oni po cichu jej słuchali. 

- Słuchaj kiedyś go trzeba dobrze wyjaśnić i tyle. -powiedział Daniel i uśmiechnął się miło. 

- Ale tak na prawdę dobrze wyjaśnić. -odpowiedział Jack tak przebiegłym głosem, że nawet Seavey się zdziwił. 

Zaczęliśmy później rozmawiać o szkole i wszystkich odpałach przed moim przyjściem do szkoły. Jak się okazało Jack nie jest taki zły jak mi się zawsze wydawał. 

- Chłopaki mogę mieć prośbę? -zapytałam i spojrzałam na obu, na co oni przytaknęli. - Nie mówcie nic Jonahowi o tym co się stało na korytarzu. Wiem, że trzeba mu to powiedzieć, ale powiem mu sama później jakoś łagodnie. Jasne?

- Jasne. -zaśmiał się Jack, a Daniel przytaknął. 

Później poszliśmy w stronę klasy, a Jonah nie pojawił się już w szkole przez resztę dnia. Czy się zmartwiłam? Tak. Czy zastanawiałam się o co chodzi? Tak. Czy grzybiarze wiedzą wszystko? Tak. 

Ale miło, nie? O co tu chodzi? Jak myślicie? Wolicie Jonaha romantycznego czy dość... nieprzyzwoitego? Dzięki za kolejny rozdział.

xo Karola

I'm falling for you | Jonah MaraisWhere stories live. Discover now