XXIII

128 5 2
                                    

W szkole nasze reprezentacje szybko się rozwijały i chłopaki doszli do mistrzostw stanu. Dziś wieczorem był mecz który miał o wszystkim zadecydować. Stałam już na trybunie specjalnej dla reprezentacji szkoły. Stał też Jonah z baseballu i Corbyn z koszykówki. Wszyscy mieliśmy na sobie biało-bordowe stroje. Niektórzy mieli jeszcze bluzy szkoły, na wypadek nagłej zmiany pogody. Mnie jednak zimno nie było, bo wszystkie emocje i stres zawładnęły mną. Trzymałam za Jonaha kciuki jak najmocniej mogłam. W drużynie baseballu był jeszcze Kieran, Mark i wielu innych, jednak dla mnie najważniejszy był ten idiota brunet z szaro-zielono-niebieskimi oczami. 

Nagle rozległy się krzyki i wiwaty, a na boisko weszła przeciwna drużyna. Szybko przecisnęłam się do Jonaha i powiedziałam mu:

- Masz to wygrać. Wygrać dla mnie. 

Szybko pocałowałam go w policzek, a chłopak uśmiechnął się pełen determinacji i wybiegł z drużyną na boisko. Gra się zaczęła. 

Piłka latała w tą i z powrotem, a nasi wytrwale dążyli do wygranej. Jednak druga drużyna również nie odpuszczała. Ciągle było słychać krzyki, wiwaty, dopingi, przyśpiewki. Nadeszły ostatnie 2 minuty meczu, a był remis. To się źle zapowiadało. Jednak teraz kij trzymał Jonah i to on musiał wybić piłkę. Wiedziałam już wtedy, że będzie dobrze. Rzut, odbicie, wiwat, bieg. Nie wierzyłam, że to się działo na prawdę. Jednak zaraz później było już tylko słychać głośne wiwaty, a wszyscy dookoła mnie krzyczeli i obejmowali się. 

- Udało się... -wyszeptałam tak cicho, że ledwo sama to słyszałam, a potem dołączyłam się do wspólnej euforii. 

Wybiegliśmy wszyscy na boisko, a ja jak wiadomo nie mogłam dostać się do Jonaha. Cały tłum stał przy nim i gratulował mu, a ja stanęłam obok i gratulowałam również drugiej drużynie. Wielu chłopaków odpowiadało burknięciami lub przekleństwami, jednak znalazła się część która miło to odwzajemniała. Nagle zobaczyłam, że tłum rozstępuje się, a do mnie zmierza gwiazda meczu. Wszyscy zeszli z drogi Jonahowi, a on szedł prosto w moją stronę. Nie zamierzałam czekać i rzuciłam się na niego i mocno pocałowałam. Byłam z niego dumna. Chłopak postanowił wziąć mnie na barki i chodzić ze mną dookoła. Gdy podszedł do niego trener z pucharem, on wziął go i wręczył mi. A ja spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się, a następnie uniosłam puchar i zaczął się wielki wiwat i gratulacje. Ze względu na naszą wygraną kapitan drużyny postanowił urządzić wielką imprezę.

XXX

Umówiłam się z Christiną na 8, żeby pożyczyła mi jakieś ubrania, albo pomogła coś wybrać. Miałam jeszcze 2 godziny do jej przyjścia, ale usłyszałam pukanie, więc podeszłam spokojnym krokiem do drzwi. Otworzyłam je i mało nie zeszłam na zawał. W drzwiach stał Kieran. A ja stałam przed nim bez makijażu, w niechlujnym koku, krótkich spodenkach i bluzie Jonaha. 

- Czego ty chcesz? -zapytałam oschle patrząc na największego idiotę na świecie. 

- Pogadać. -odpowiedział głosem jakim nigdy do mnie nie mówił i spojrzał na mnie ze smutkiem. 

- No to może wejdziesz? -spytałam i otworzyłam trochę szerzej drzwi, a chłopak wszedł do środka i poszedł za mną do salonu. - Słucham... 

- Lepiej usiądź. -wymamrotał i sam usiadł na jednym z foteli. - Dowiedziałem się czegoś ostatnio, co Cię bardzo zdziwi tak samo jak mnie to zdziwiło. 

- Czekam. -weszłam mu w słowo, bo nie miałam ochoty z nim gadać. Spojrzał tylko na mnie, przeczesał dłonią ciemne włosy i westchnął. 

- Spokojnie, mogę Ci tego nie mówić, ale stwierdziłem, że powinnaś to wiedzieć. Otóż moja mama przez studia była z moim tatą i wyszedłem ja. Niestety w między czasie twoja mama zabawiła się z moim ojcem, więc też zaszła w ciążę. Przez to jesteś ty. Dowiedziałem się jeszcze, że twoja mama jeszcze nie znała się z twoim ojcem wtedy, a poznali się dopiero po twoich narodzinach. Czyli jak teraz dobrze myślisz wyszło to, że jesteśmy rodziną. -Kieran mówił bardzo nerwowo i stresował się całą sytuacją. 

- Czy to prawda? -spytałam go ze łzami w oczach. 

- Niestety tak... -westchnął i chciał się do mnie zbliżyć, ale automatycznie się odsunęłam. - Oh... ja... nie ważne. 

- Możesz wyjść? Muszę pomyśleć. Ja nie wierzę. -cicho łkałam. 

- Jasne, do zobaczenia w szkole Annie. Cześć. -odpowiedział Kieran pieprzony Ormond i wyszedł. 

"- Jak to jest możliwe? Dlaczego on był dla mnie taki 'miły'? " 

Płakałam niemiłosiernie i nie miałam na nic siły. Poszłam do swojego pokoju i wzięłam swój telefon. Napisałam szybko do Jonaha, że nie wychodzę z domu i nigdzie nie idę. Znowu poszłam do kuchni i wzięłam wino, które dostałam od Christiny. Otworzyłam je i piłam prosto z butelki. Po kilkunastu minutach wszystko zaczęło się robić rozmazane, a ja dalej płakałam i piłam. Nagle usłyszałam, że drzwi się otwierają. Jedyne co później pamiętam to chłopaka, który mnie podnosi i zanosi do pokoju. Dalej było tylko ciemno. 

PRZEPRASZAAAAM.... w zeszłym tygodniu nie było rozdziału, ale wstyd. No, ale dziś taki dłuższy i z mocnym "plot twistem". Jak się podoba? Już się biorę za kolejny, bo mam pomysł, a nie chcę tego pisać mega długiego. 

xo Karola

I'm falling for you | Jonah MaraisWhere stories live. Discover now