Rozdział 8

539 44 19
                                    

 Z jękiem uchyliłam zmęczone powieki. Napotykając jednak ostry blask promieni słonecznych przebijających się przez okno, natychmiast zamknęłam je z powrotem.

 O matko...

Usłyszałam ruch obok siebie, a potem ktoś mocno szturchnął mnie w ramię.

 Ciszej trochę, chcę jeszcze spać  wymruczała Katy.

 Cholera, chyba nigdy nie miałam tak porządnego kaca!  jęknęłam ponownie, usilnie próbując się podnieść, lecz między moją głową a poduszką było zbyt duże przyciąganie.

Kiedy tak leżałam w ciszy, zaczęły powracać do mnie wspomnienia z dzisiejszej nocy. Taniec. Picie. Taniec. Picie. Chłopak.

Chłopak!

Przetańczyłam z nim większość piosenek, przegadałam wszelkie możliwe tematy, wiem, że był starszy, ale... nie znałam jego imienia. Jakoś nie przyszło mi do głowy, by go o to zapytać i miałam ochotę zdzielić sobie za to w twarz. A co najgorsze, nie chodził do Milton High School. W ogóle go nie kojarzyłam, gdy podszedł do mnie w kuchni i zapytał o zwykłą wodę mineralną do picia. Kto na imprezach pije wodę mineralną, do cholery?  to było moją pierwszą myślą na jego temat. Potem, kiedy już nieźle wstawiona omal nie potknęłam się o zakrętkę po butelce Coca Coli i ten chłopak uratował mnie przed rychłym upadkiem na mokrą od bliżej niezidentyfikowanego klejącego się płynu podłogę, stał się moim superbohaterem. Nie był jakoś bardzo przystojny. W każdym razie nie był tym, którego naprawdę chciałam. Jako że jednak zdążyłam przez całą imprezę poznać go nieco bliżej, okazał się w porządku gościem. Mogłabym sporządzić listę wszystkiego, czego się dowiedziałam i może spróbowałabym go odszukać?

Dużo się uśmiechał  to na pewno  miał piękny uśmiech (ale tę drugą informację raczej zachowałabym dla siebie).

Nie pił alkoholu (może prowadził samochód?).

Był dość spokojny, w przeciwieństwie do mnie (jak wczoraj zauważyłam, po alkoholu bywam prawdziwym wulkanem energii).

Nie mówił zbyt dużo, za to potrafił uważnie słuchać.

Jakieś znaki szczególne?  zapytałam siebie w myślach.

Ugh... teraz, w takim stanie, nie potrafiłam sobie tego przypomnieć.

Ale chyba miał jasne włosy i...

 Nina.  Kolejne szturchnięcie, które rozmyło moje dziwne wewnętrzne dochodzenie.  Poszłaś dalej spać?

 Nie  mruknęłam z jednym policzkiem przyciśniętym do poduszki.

Uchyliłam prawe oko, by spróbować spojrzeć na moją rozwaloną na większej części łóżka kuzynkę. Tak bardzo żałowałam, że po powrocie do domu nie zasłoniłam okien. Zaklinałam teraz własne lenistwo.

Wszystko mnie bolało. Dosłownie. Głowa, nogi, szyja, kręgosłup. Czułam, że dzisiaj w ogóle nie ruszę się z łóżka, to było ponad moje siły. Najmniejszy ruch doskwierał moim biednym, poturbowanym mięśniom, a nawet najcichszy dźwięk to była jak tykająca bomba dla mojej czaszki.

Dziwiłam się więc, jak Katy znosi te katusze, wyglądając na całkiem wyspaną i żywą, jakby zaraz miała skoczyć na nogi i biec na kolejną imprezę. Patrzyła teraz na mnie z dziwnie wydętymi ustami oraz zmarszczonym czołem.

 Wyglądasz jak zombie  skomentowała.

 A ty jak człowiek, którego zaraz miałabym pożreć  burknąwszy, powoli uniosłam się na łokciach, kwiląc pod nosem, za każdym razem, gdy po kolei wszystkie partie ciała dawały o sobie przy tym znać.  Wypiłaś więcej niż ja, dlaczego ty nie masz kaca?

DyktafonWhere stories live. Discover now