Rozdział 11

480 44 8
                                    

Nina

Palący ognisty rumieniec nie schodził z mojej twarzy przez całą drogę powrotną do domu. W kulminacyjnym momencie, tuż na granicy wybuchu, zastanawiałam się nad tym, czy nie rozorać sobie skóry na policzkach. To była kusząca myśl. Desperacko pragnęłam usunąć po sobie wszelkie oznaki spotkania z Noahem.

Czułam się upokorzona. Zażenowana. Przyłapana na największej słabości. W najgorszym momencie. Zobaczył mnie taką, jaką nigdy nie chciałam się przed nikim pokazywać. Nawet rodzicom. Nie słyszałam go. Zawiódł mnie jedyny zmysł, na którym w tej chwili mogłam polegać. Nie potrafiłam wymazać z głowy wspomnienia jego głosu. Ani świeżego po kąpieli zapachu męskiego szamponu zmieszanego z wonią wody kolońskiej. Ani dotyku jego twardego przedramienia i delikatnej skóry, która go okalała. Moje opuszki palców wciąż wydawały się ciepłe. Jego ciepło było otumaniające.

A to, że w ogóle teraz o tym myślałam, dobijało mnie jeszcze bardziej.

— Wszystko w porządku, kochanie? — usłyszałam głos mamy i dopiero wtedy zorientowałam się, że jęknęłam pod nosem, a w totalnej desperacji uderzyłam głową o zagłówek fotela.

— Nie — wypaliłam zanim zdążyłabym się powstrzymać.

— Chcesz... się wygadać? — Padające z jej ust niepewne pytanie zabrzmiało co najmniej dziwnie.

Westchnęłam, tocząc ze sobą wewnętrzną bitwę.

— Nie wiem — bąknęłam. — Czuję się skołowana — wyznałam po chwili.

— Czy to przez Noaha? Nie sądziłam, że się przyjaźnicie.

Prychnęłam, starając się powstrzymać od niewesołego śmiechu.

— Trudno to nazwać przyjaźnią. Jeszcze parę dni temu byłam święcie przekonana, że mnie nienawidzi — mruknęłam cicho.

— To co dzisiaj zobaczyłam nie wyglądało mi na nienawiść — oceniła trafnie.

Czułam się ze sobą coraz gorzej. Sytuacja w szkole powodowała istną torturę w mojej pamięci, zaś rozmowa na ten temat z mamą jedynie dolewała oliwy do rozgrzanego ognia.

Nigdy nie przeprowadzałyśmy takiej rozmowy. Nie łączyła nas jakaś wielce zażyła relacja i nie czułam potrzeby, żeby spowiadać się jej ze swoich problemów. Od tego miałam Katy czy Cass, albo Briana. Ona również nie próbowała nawiązać jakiejś nici między matką a córką, przynajmniej tak mi się wydawało. Tej pogadance nie sprzyjał fakt, że jeszcze wczoraj i dzisiaj rano była na mnie śmiertelnie obrażona, więc to podsycało atmosferę niezręczności, jaka rozprzestrzeniała się po samochodzie.

Przełknęłam ciężko ślinę, bawiąc się zamkiem od torebki.

— Dlatego właśnie próbuję to rozgryźć, ale niezbyt mi wychodzi.

Na chwilę zapadła cisza, a potem usłyszałam z trudem wypowiedziane pytanie:

— Czy on... ci coś wcześniej złego powiedział? Zrobił ci krzywdę?

— Nie — skłamałam, ale sama nawet stwierdziłam, że nie brzmiałam zbyt przekonująco.

Mama westchnęła ciężko.

— Nino, pamiętaj, że jeśli dzieje się coś niedobrego, zawsze możesz nam o tym powiedzieć. Postaramy się tobie pomóc.

— Nie chcę, byście dźwigali kolejne moje ciężary — odparłam cicho, pragnąc skończyć już tę rozmowę.

Prośby najwyraźniej zostały wysłuchane, bo żadna z nas nie odezwała się, aż nie dotarłyśmy do domu. Dopiero kiedy pomogła mi wysiąść, a jej opiekuńcze ramię prowadziło mnie do drzwi, wypaliła nagle:

DyktafonWhere stories live. Discover now