Rozdział 14

521 45 9
                                    

Noah

Piętnaście minut po ostatnim dzwonku po raz setny zerknąłem na zegarek. Moja stopa podrygiwała, gdy oparty o samochód czekałem zniecierpliwiony. Na języku czułem gorzki posmak złego przeczucia.

Parking już prawie cały opustoszał. Pozostały nieliczne samochody, których właściciele-nieszczęśnicy musieli zostać na dodatkowych zajęciach pozalekcyjnych lub po prostu za karę. Robiło się wietrznie, a przy tym nieprzyjemnie, choć jeszcze do lunchu pogoda całkiem sprzyjała. Zdjąłem okulary przeciwsłoneczne, bo słońce i tak co chwilę zachodziło za chmury, i założyłem je na głowę. Potem znów sprawdziłem godzinę.

Gdy minęła następna minuta, a główne drzwi wciąż pozostawały nieruchome, odepchnąłem się od samochodu i ruszyłem do szkoły, mimo że obiecałem sobie tego nie robić. Niepokój jednak ściskał mój żołądek tak bardzo, że nie byłem w stanie już ustać w miejscu. Próbowałem zaklinać pod nosem każdą myśl pytającą, co ja do cholery jasnej najlepszego wyprawiam. Raz zdarzyło się, że zachowywałem się w ten sposób. Do niczego dobrego to nie doprowadziło. Dlaczego więc znów brnąłem w to bagno, mając w dupie moje poprzednie błędy? Ojciec miał rację, kiedy prawił mi kazania o tym, że nie wyciągam żadnych wniosków ze swoich działań.

Pieprzyć to. Mówi się trudno.

Już chciałem pociągnąć za drzwi, ale w tamtej chwili ktoś lekko pchnął je od drugiej strony. Nim twarz Niny się zza nich wyłoniła, po jej podniesionym tonie głosu poznałem, że to ona. Odetchnąłem z ulgą. Zaraz po niej wyszła też Cass, która jedynie zmierzyła mnie przeszywającym spojrzeniem.

— No i co się tak patrzysz? Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczył — skomentowała jadowicie Cass.

Nina zaczęła kręcić głową jak w amoku, próbując zorientować się w sytuacji. Palcami ostrożnie chwyciłem ją za podbródek i nakierowałem głową w moją stronę. Gdy zacisnęła usta w wąską linię, wiedziałem już, że się domyśliła.

— Czekałem na ciebie — powiedziałem do Niny — wszystko w porządku? Długo wam zajęło...

— A co cię to nagle interesuje? — wtrąciła Cassandra.

Posłałem jej groźne spojrzenie.

— A mówił ktoś do ciebie?

Przez chwilę toczyliśmy niemą walkę. Miała w oczach cały kalejdoskop emocji: żal, niedowierzanie, smutek, złość. Szybko zorientowała się jednak, że zobaczyłem za dużo, więc potulnie spuściła wzrok, nic już nie mówiąc.

— Nie kłóćcie się — odezwała się Nina. — Byłyśmy jeszcze w toalecie, a potem przy szafkach. Nie mogłam znaleźć kluczy do domu. Po co na mnie czekałeś?

— Chciałem cię podwieźć.

— Cass już zapowiedziała, że mnie podrzuci, ale dziękuję. I przepraszam, że musiałeś tyle czekać. — Uśmiechnęła się współczująco.

— Właściwie to muszę z tobą porozmawiać, więc jeśli Cassandra nie będzie miała nic przeciwko, chętnie ją zastąpię. To naprawdę nie problem.

Nina wyglądała na rozdartą, a Cass na bardzo niezadowoloną. Stłumiłem śmiech, bo byłem pewny, że starała się trzymać swoją przyjaciółkę z daleka ode mnie. Rzecz w tym, że Cassandra nie miała nic do gadania w tej sprawie, co więcej, w ogóle nie powinna się wtrącać.

— Cass? — zapytała niepewnie Nina.

— Jak chcesz, Nino. To twoja decyzja. Ja się dostosuję.

Wreszcie Cassandra powiedziała coś mądrego.

— Pojadę z nim. Zadzwonię do ciebie potem, okej?

DyktafonWhere stories live. Discover now