Rozdział 21

464 39 14
                                    

Przeryczałam resztę dnia.

Tak samo parę kolejnych.

Nie mogłam uwierzyć w to, co się wydarzyło. Cholernie bolało i ten ból był ciężki do zniesienia. Mimo że wiedziałam, o matko, byłam o tym święcie przekonana, że między nami nic nigdy nie wyjdzie, to czułam, jakby ktoś dał mi w twarz. Mocno.

Mama próbowała mnie przekonać do ruszenia się z łóżka, jednak stałam przy swoim, że nie czuję się najlepiej i chcę zostać w domu. Myśl o pójściu do szkoły wywoływała we mnie mdłości. Katy również dzwoniła, zaniepokojona moją nieobecnością, ale nie odbierałam. Nie mogłam jej spojrzeć w twarz. Bardzo możliwe, że już o wszystkim wiedziała. Brian miałby nie powiedzieć swojej dziewczynie o całym zajściu? Ha! Nie wierzyłam w to ani trochę.

Dlatego gdy w następny piątek już nie zdołałam ukrywać choroby i musiałam iść do Milton, zamarłam w ramionach Katy, która bez oporów mnie dusiła.

— Jak się czujesz? Twoja mama mi powiedziała, że jesteś chora.

Parę razy otwierałam buzię, a potem ją zamykałam, bo w szoku nie dałam rady nic z siebie wydusić.

— Eee... teraz dobrze, jak widać. — Odchrząknęłam. — Coś mnie chwyciło. Strasznie bolała mnie głowa i miałam mdłości.

Katy odsunęła się, patrząc na mnie z wymownym uśmiechem.

— Może to ciąża?

Parsknęłam śmiechem.

— Z kim niby?

Przysunęła się z powrotem i wyszeptała mi do ucha:

— Ty mi powiedz.

Nie miałam szans, żeby odpowiedzieć. Ktoś objął Katy od tyłu, a potem skutecznie ją ode mnie odsunął. Przełknęłam ślinę, spuszczając wzrok, bo doskonale zdawałam sobie sprawę, kto podszedł. Czułam to na całym ciele. Włoski na karku stanęły dęba, serce przyspieszyło, a po kręgosłupie przebiegł nieprzyjemny dreszcz.

— Cześć, skarbie. Nie widziałem cię od wczoraj i się stęskniłem.

Zdusiłam w sobie długą wiązankę przekleństw.

— Halo, misiaku! Zobacz lepiej, kto w końcu powrócił do żywych — zaświergotała.

Cholera do kwadratu.

Podniosłam głowę. Niezrażona, jakby nigdy nic się nie stało, posłałam mu powitalny uśmiech. Brian zmierzył mnie wzrokiem, a potem kiwnął głową, jak robił to w przypadku wszystkich swoich męskich kumpli. Co on niby chciał tym osiągnąć, do diaska?

— Siemka, Nino.

Ponownie mnie zamurowało. W piersi poczułam chyba jeszcze większy ból niż tamtego dnia.

Nigdy, od bardzo dawna, nie zwracał się do mnie imieniem. Zawsze wołał: „Lukrecja". Byłam dla niego Lukrecją od czasu lekcji przyrody w podstawówce! Teraz ma mnie zamiar karać w ten sposób? Na moje policzki wpłynęło znajome gorąco spowodowane gniewem. Próbowałam nie pokazywać po sobie, jak bardzo mocno dotknął mojego czułego punktu, ale chyba marnie mi to wychodziło.

Katy zmarszczyła brwi, jakby ją również to zaskoczyło.

— Hej — odpowiedziałam po prostu.

— Wpadasz dzisiaj na imprezę? — Brian zwrócił się twarzą do swojej dziewczyny, uśmiechając się półgębkiem.

— Oczywiście! ­— Klasnęła w dłonie. — Pewnie, że przyjdziemy. Prawda, Nino?

DyktafonWhere stories live. Discover now