11

3.1K 243 93
                                    

Mabel, Alex i ja staliśmy przed chatką na przeciwko bliźniaków Cipher. Błękitny demon za pomocą zaklęcia wyczarował znane nam już drzwi. Nadeszła ta chwila której nikt z nas nie chciał. Chwila pożegnania. Łzy napłynęły mi do oczu, ale nie miałem zamiaru ich powstrzymywać, tak więc spływały strumieniami po moich policzkach. Mimo wszystko miałem zachowałem powagę. Gdyby nie przepełnione smutkiem oczy, nikt nie wiedziałby, że coś jest nie tak. Stałem i patrzyłem jak dziewczyny żegnają się z demonicznymi braćmi, aż przyszła moja kolej. Podszedłem najpierw do Willa i przytuliłem mu, szepcząc mu do ucha, że ma się zaopiekować swoim bliźniakiem. Później stanąłem na przeciwko złotookiego demona. W jego oczach można było zobaczyć żal, smutek i troskę. Uśmiechnął się do mnie smutno, a ja jednym krokiem pokonałem dzielącą nas odległość i zamknąłem blondyna w szczelnym uścisku, który ten od razu odwzajemnił. 

-Nie płacz Sosenko. Pamiętasz co ci wczoraj mówiłem? Wrócę zanim zdążysz powiedzieć...-przerwałem mu łącząc nasze usta w pełnym miłości pocałunku. Po dłuższej chwili się od niego oderwałem, by mu coś powiedzieć

-Masz wrócić rozumiesz? J-ja cię kocham Bill.-Przytuliłem go mocniej, moje łzy zmoczyły jego koszulę, jednak miałem to gdzieś. Demon szeroko się uśmiechnął, a w jego oczach było widać iskierki szczęścia.

-Ja też cię kocham Dipperze Pines. -pocałował mnie w czoło.

Już nikt nic nie mówił. Wszyscy byli smutni. Dziewczyny bardzo polubiły demony przez te ostatnie 3 dni jakie spędziliśmy w tym miejscu. Szczególnie zaprzyjaźniły się z Willem. Demony przeszły przez drzwi. Zniknęli razem z magicznymi drzwiami. Wziąłem do ręki wisiorek od Billa, który wisiał na mojej szyi ukryty pod koszulką. Świecący na lekki niebieski odcień, trójkątny diamencik tracił swój blask, aż w końcu całkiem zgasł. 

                        ***

Minął już chyba z tydzień, a demony nie wróciły. Byłem strasznie przygnębiony, więc nie chcąc pokazywać swoich emocji towarzyszką poszedłem, albo raczej pobiegłem w stronę lasu do swojego specjalnego miejsca, które pokazał mi wcześniej Bill. Przejście było za wodospadem. Przeszedłem przez sporą szczelinę i znalazłem się w lesie. Przede mną było ogromne drzewo, na które z łatwością wszedłem. Kiedy byłem już na szczycie miałem widok na całą okolicę. Słońce zachodziło za horyzontem tego dziwnego świata, mieszkały tu różne zwierzęta m.in. pewna mała myszkopodobna istotka. Miała o wiele większe uszy od ziemskich myszy i potrafiła na nich tak jakby latać, ale w każdej chwili mogła je jakoś magicznie schować, była czarna jak noc, a jej oczy zmieniały kolor, w ten sposób się z nią dogadywałem. Dawałem jej jedzonko, aż się do mnie przyzwyczaiła. Teraz Myszowaty, bo tak nazywałem mysz, jest moim przyjacielem. Podróżuje ze mną w mojej kieszeni lub na ramieniu. Swój domek miała na drzewie, lecz od pewnego czasu mieszka u mnie w pokoju. 

Zrobiło się już całkiem ciemno, więc z Myszowatym na ramieniu zszedłem z drzewa i ruszyłem w stronę domu.

Przekroczyłem próg domu poruszając się jak najciszej chciałem pójść do swojego pokoju, nie miałem ochoty na rozmowy. Przechodziłem przez kuchnie , chcąc dostać się na schody. Po drodze Myszowaty zasugerował, że jest głodny. Podszedłem do lodówki i zamknąłem oczy. Wyobraziłem sobie jego przysmak jakim był słonecznik i otworzyłem magiczną lodówkę w której pojawia się to o czym myślisz(jednak nie dało się przywołać w ten sposób demona...próbowałem). Wyszedłem z kuchni i mijając salon szedłem na schody. Coś jednak zwróciło moją uwagę. Cofnąłem się kawałek i po tajniacku zajrzałem co się dzieje w salonie. Mabel i Alex się całowały. Nie zdziwiło mnie to, wszystkiego już dawno się domyśliłem. Poszedłem do swojego lokum. Przez dziewczyny znowu posmutniałem... to nie tak, że nie cieszę się ich szczęściem, wręcz przeciwnie. Pasują do siebie i kibicuje ich związkowi. Jednak chciałbym być teraz z Billem... żebym to ja go tak całował...Każdy dzień bez niego niesamowicie mi się dłużył.

Z tą myślą położyłem się na łóżku, a mój czarny przyjaciel ułożył się wygodnie w moich włosach, jak to miał w zwyczaju i oboje zasnęliśmy.

                          ***

To już trzeci tydzień... Po demonach nie ma śladu. Zacząłem już wątpić, że wrócą, jednak skutecznie odrzucałem takie myśli. Siedziałem na bujanej huśtawce przed domem z książką i Myszowatym na kolanach. Na kocu rozłożonym na trawię leżały przytulone do siebie Alex i Mabel. Już nie kryły się ze swoją miłością, a mi przestało to przeszkadzać. 

Czarna kuleczka na moich nogach zaczęła się wiercić i "warczeć", a następnie schowała się szybko w kieszeni mojej czarnej bluzy z żółtym trójkątem.

-Coś się stało?- zaglądnąłem do kieszeni, jednak myszka wycofała się jeszcze głębiej. 

Wstałem z myślą, że może jej zimno jednak przed wejściem do domu pojawił się zielony portal. Szybko spojrzałem na ukryty pod koszulką wisiorek, jednak on nie świecił... Spiąłem się i zacząłem budzić dziewczyny, które zdążyły już zasnąć. Zatkałem im buzie bo zauważyłem, że już chciały na mnie krzyczeć za to, że przerwałem im drzemkę. Pociągnąłem je i schowaliśmy się za krzakami obserwując portal. To kto z niego wyszedł mnie zszokowało...nie tylko mnie.


Czego się nie robi dla miłości?[Billdipp]Where stories live. Discover now