20

2.4K 173 87
                                    

Reszta dnia w szkole minęła całkiem...normalnie. Przyjaciele się o mnie martwią, rozumiem to, ale wolałbym nie być dla nich takim problemem. Kiedy dotarło do mnie co się działo w łazience... mówię im, że wszystko dobrze, ale w rzeczywistości cholernie się boje. Nie o siebie, tylko o nich. Nie chcę ich przez przypadek skrzywdzić. Nie panuję nad sobą, ,,ataki" są sporadyczne, nigdy nie wiadomo kiedy będzie kolejny. Muszę ograniczyć kontakt z nimi do minimum. Nie wybaczyłbym sobie gdyby coś im się stało...

Mabel i Alex poszły na zakupy, a Bill teleportował się do domu. Powiedziałem mu, że zrobię to samo, ale zaraz po tym jak zniknął wysłałem mu SMS'a, że chcę się jeszcze przejechać. Minimum to moje nowe motto. Jechałem przed siebie. Ludzie na mnie  patrzyli z podziwem, albo z zazdrością. Pomyślałem, że skoro mam taką możliwość to czemu by nie zbadać różnych wymiarów? Teoretycznie mam moce do obrony, a praktycznie...różnie bywa, lepiej o tym nie myśleć. Wcisnąłem guzik myśląc oo jakimś wymyślonym przeze mnie magicznym pięknym lesie. 

Oślepiło mnie światło żółtego słońca, które znikało za horyzontem. Zatrzymałem się tuż nad przepaścią klifu. Prawie spadłem, ale jakoś nie zwróciłem na to większej uwagi. To miejsce było...cudowne. Ciężko to opisać słowami. Jakbym miał umierać to ostatnie co chciałbym zobaczyć to moich przyjaciół szczęśliwie spędzających czas właśnie tutaj. Mnóstwo nieznanych mi drzew, jeszcze więcej kwiatów i innej roślinności. W powietrzy unosiły się małe światełka, które podlatywały i odlatywały ode mnie co jakiś czas. Zszedłem z motocykla, odłożyłem kask na siedzenie i usiadłem tak, że moje nogi zwisały z klifu. Miałem widok na góry, lasy i jeziorko nad którym było sporo różnych nieznanych mi stworzeń. Małe stworki bawiły się w wodzie, a większe spędzały miło czas w swoim towarzystwie na brzegu. Wiele zakochanych...szkoda, że nie ma tu Billa, ale to całe ,,minimum" jest dla jego dobra. Chciałem odciąć komuś ręce i cieszyłem się z jego strachu. Naprawdę chciałem to zrobić, ale Cipher mnie powstrzymał... Gdyby nie on...Tak cholernie się boję, że ich skrzywdzę. To wszystko wina tego jebanego Stanforda! Miałem ochotę krzyczeć, płakać i przytulić kogoś jednocześnie. To niesprawiedliwe. Wreszcie mam przyjaciół, ale nie mogę spędzać z nimi czasu bo boję się, że coś im zrobię. Łzy spływały mi po policzku. Wspominałem wszystkie chwile. Od siostry opatrującej moje rany, po poznanie Matta w zamku wujów, aż po dzisiejsze wyznanie miłości od złotookiego blondyna. Uśmiechnąłem się lekko i zacząłem machać nogami nad przepaścią. Gdyby nie ja Mabel nie miała by ze mną problemów, Will nie musiałby się mną zajmować, wujek Stanley..on....wujek by żył. Alex nie musiałaby wysłuchiwać moich smutnych historii, Matt nie musiałby mi pomagać, a Bill... on też ma ze mną problemy. Chociażby dzisiejsza sytuacja z łazienki. Czemu on tak właściwie mnie kocha? Jak można kochać wychudzonego, smutnego i nudnego chłopaka, z którego się śmieją i ojciec go bije...Nie ja już taki nie jestem. Teraz jestem w połowie potworem, który nie panuje nad swoimi mocami, który czasem jest nieczułym sadystą i masochistą, a zaraz później płaczącym debilem. Kim ja się stałem... albo raczej jak się  taki stałem? Zakochałem się. Taplałem się w zwłokach z miłości i zmusiłem do tego innych. Codziennie wyrzuty sumienia zjadają mnie od środka, pozostawiając po sobie pustkę. Pogubiłem się. Zabłądziłem w labiryncie własnej głody i nie umiem się wydostać. Jedyne czego chcę to szczęścia moich przyjaciół, mojej jedynej rodziny. Nie pozwolę, aby stała im się krzywda, muszę ich chronić, ale jestem słaby... muszę być silniejszy. Muszę zapanować nad mocami. Nie dam Fordowi tej satysfakcji, nauczę się to kontrolować i wykorzystam w obronie przyjaciół przed złem tego wszechświata. W obronie przed wujem...ale czy da się walczyć z kimś kto nie żyje? Ale czy on nie żyje? Gdyby nie żył to chyba by go po prostu nie było, a ja go słyszę. On jest w mojej głowie, jakby tam właśnie się odrodził. Mój telefon zaczął dzwonić. Wyjąłem go z kieszeni i zobaczyłem, że dzwoni do mnie najwspanialszy antydepresant. Odebrałem.

Czego się nie robi dla miłości?[Billdipp]Where stories live. Discover now