12

2.7K 218 158
                                    


-Wujkowie!- krzyknęła Mabel i wyskoczyła zza krzaków. Chciałem ją jeszcze złapać, bo nie wiadomo czy to naprawdę nasi wujkowie, ale mi się nie udało. Mabel pobiegła w stronę Stana i Forda, a ja z Alex pobiegliśmy za nią, w końcu jak ginąć to wszyscy. 

-Mabel, Dipper, Alex! Wreszcie was znaleźliśmy- zawołał Ford i przytulił moją bliźniaczkę, a mi trochę ulżyło. 

-Hej smarki-jakże przemiło przywitał się wujek Stan i poczochrał moje włosy. 

-Jak nas znaleźliście?- nawet się nie przywitałem- Spotkaliście Billa i Willa?

-Wszystko z nimi okej?-ja i Alex zaczęliśmy się pytać. 

Wujkowe nam się przypatrywali, a potem posłali sobie wymowne spojrzenia, wyglądało to trochę jak telepatia. 

-Proszę powiedz, że są cali...-powiedziałem trochę ciszej widząc jak Ford na mnie patrzy.

-Dipper, nie wiem jak ci to powiedzieć-zaczął Stan drapiąc się po karku, a do moich oczy napłynęły mi łzy, przez co na twarzy wuja Forda pojawił się dziwny grymas, jakby wstręt.-próbowali odebrać nam władzę, pokonaliśmy wiele demonów, aby nastał pokój i porządek, jednak oni nie chcieli słuchać o naszych zamiarach ratowania ich wymiaru i próbowali się nas...pozbyć.

-I-i co z nimi? Gdzie są?- Muszę zobaczyć Billa..wypytywałbym dalej, ale wujek Ford mi przerwał.

-Za zamach na królów wymiaru demonów zostali straceni z mojej ręki. Wynalazłem broń, która tak jakby wysysa ich moce i przekazuje ją mnie. Jeżeli zabijesz demona zanim się zregeneruje, już nigdy tego nie zrobi-na twarzy Forda pojawił się kpiący uśmiech, a mi zrobiło się strasznie duszno. Przed załzawionymi oczami pokazały mi się mroczki i ostatnie co poczułem to bliskie spotkanie czwartego stopnia z ziemią.

                                      ***

Czy to był sen? C-czy Ford z...zabił Billa? Nie, to niemożliwe. To nie może być prawda. To była ta ważna sprawa przez którą wyjechali? Podbili świat demonów? Pozbywali się ich jakby to były nic nie warte chwasty, które muszą zostać wyrwane z ziemi. I co? Teraz są "królami demonów"? Niby jakim cudem zapanowali nad tymi nieokiełznanymi niczym moje włosy, a nawet bardziej magiczne stworzenia. Bill i Will mówili mi coś zupełnie innego. Komu mam ufać? Cipherom czy wujkom, których już nie poznaje..? Dlaczego, kiedy Stanford mówił o ś...śmierci mojego Ciphera był taki...zadowolony. Jak jakiś potwór. Odebrał mi miłość życia... co mam teraz zrobić? Jak mam być szczęśliwy, wiedząc, że już nigdy nie zobaczę iskierek w tych złotych oczkach, patrzących na mnie jak na ósmy cud świata? Już nigdy go nie przytulę, nie poczuję jego zapachu, nie pocałuję, a ten jebany wisiorek będzie świecił tylko jak będę na pieprzonym grobie osoby, która jako jedyna potrafiła mnie rozweselić samą swoją obecnością, osoby która mnie kochała, osoby, którą ja kochałem. Czy on w ogóle ma jakiś grób? Czy może rzucili go psom na pożarcie, albo do jakiegoś rowu z milionem innych ciał jak jakiegoś śmiecia? Jak mam spojrzeć w oczy osobie, która odebrała mi sens życia... 

Otworzyłem oczy. Leżałem w komnacie niczym w jakimś zamku, na wielkim łóżku. Szare ściany jakieś biurko, półka z książkami dwie pary drzwi, czerwony dywan, łoże jak dla króla i szafeczka nocna, a na ścianie wielkie okno. Nie ruszyłem się z miejsca. Leżałem tak patrząc w sufit i pozwalając moim łzom na swobodną podróż po moich policzkach. Czułem pustkę. Wolałbym już umrzeć zamiast Billa, niż żyć tu bez niego. Nienawidzę Forda... nienawidzę, nienawidzę tego jebanego cwaniaczka! Niech się pierdoli... Nie chce go widzieć. Nigdy. Zostanę na tym łóżku do usranej śmierci. Wygodne jest, w sam raz na opuszczenia świata. Wytrzymałem tyle czasu z ojcem, wytrzymałem wyśmiewających się ze mnie i znęcających się nade mną ludzi, ale to za wiele... Ta cholerna pustka...To moja wina. Nie trzeba było go puszczać. Powinienem kazać mu zostać. Dawałem radę bo codziennie budziłem się z myślą, że może to właśnie dzisiaj wróci mój ukochany razem ze swoim bratem. Teraz ostatnie światełko nadziei zgasło.

Ktoś nieśmiało zapukał i wszedł do pokoju. Był to wysoki, trochę za chudy chłopak o przydługich białych włosach i ciemnych brwiach. Z głowy wystawały mu rogi, a jego oczy były czarne jak noc i odbijało się w nich światło które nadawało patrzałkom wygląd nieba z gwiazdami . Jego bladą twarz ozdabiały lekkie piegi, jego policzki były zaróżowione. Miał na sobie czarne spodnie, żółtą koszulkę w kropki o różnych wielkościach, a na to założoną miał fioletową marynarkę do połowy ud. Kiedy otworzył buzię można było dostrzec śnieżno białe zęby i nieco dłuższe niż u ludzi kiełki. W ręku miał tacę z jedzeniem i jakimś napojem. Jak na zawołanie odezwał się mój brzuch.

-Kim jesteś?-zapytałem z obojętnym wyrazem twarzy.

-k-król kazał mi przynieść ci jedzenie-odpowiedział nieśmiało

-Nie o to pytałem.-Miałem dziwną ochotę uderzenia go...co się ze mną dzieje? Ogarnij się Dippi. Trzeba sobie znaleźć kolegę żeby nie zginąć.

-Nazywam się Matthew Wahnsinnig*, jestem demonem i z rozkazu króla Stanforda musisz mieć służącego, Stanley wybrał do tego mnie...-powiedział to bardzo cicho, chyba się mnie bał. Zabawne, zawsze to ja się bałem innych. 

-Masz niemieckie nazwisko. -bardziej stwierdziłem niż zapytałem-Jesteś demonem z Niemiec?-zaśmiałem się, ale  ten  śmiech był pozbawiony radości.

-To długa historia...-położył tacę na szafkę nocną. Widać, że nie chciał ze mną rozmawiać

-Mam czas.- podniosłem się do siady i poklepałem miejsce obok mnie. 

Demon z grymasem usiadł na łóżku, a jego źrenice wraz z tęczówkami zmieniły kolor na pomarańczowy. Zaintrygowało mnie to.

-opowiadaj-zachęciłem go ze sztucznym uśmiechem. Ciekawe czy jeszcze kiedyś będę szczęśliwy...

-K-kiedy demony się rodzą-zaczął po chwili namysłu-przez pierwsze trzy lata są całe czarne i mogą się zmieniać w różne...kształty

-Jak trójkąt-stwierdziłem, choć z założenia miało to być pytanie.

-T-tak. Ja... byłem bialusieńki, a moje oczy zmieniały kolor, co nie jest normalne. Moje moce różniły się od tych demonicznych. Umiem naprawiać, leczyć i tworzyć, czyli jestem takim jakby przeciwieństwem demonów. Zesłali mnie na ziemie do sierocińca kiedy miałem 3, a odebrali mnie kiedy miałem 16. Wahnsinnig. Tak mnie nazywały ludzkie dzieci. Teraz myślę, że to dobrze, że tam trafiłem. Sierociniec nauczył mnie gdzie moje miejsce, więc kpiny demonów mi aż tak nie przeszkadzają.

-Może jesteś aniołem.-zasugerowałem bez emocji, a Matthew się zarumienił. Chyba chłoptaś woli chłopców, a ja wpadłem mu w oko, może to kiedyś wykorzystam? Nie będzie mi się nudzić i spróbuję zapomnieć o Cipherze. Tak, wiem, że to okrutne, ale cóż. Życie! Ja cierpię, a inni mają być szczęśliwi. Przez myśl przeszła mi wizja mnie na tronie i wuja błagającego o życie. Ciekawe czy Bill prosił o ułaskawienie, albo pożegnanie ze mną...

-N-nie, anioły wyglądają inaczej...-podrapał się po karku-Jestem po prostu dziwadłem, wariatem i szatan wie czym jeszcze. -zaśmiał się nerwowo, a jego oczka były teraz niebieskie.

-Tylko wariaci są coś warci Matthew-spojrzałem mu głęboko w oczy, był taki...przewidywalny, prosty, wystarczyło takie spojrzenie krótka rozmowa i wiesz już wszystko. Zabawny gostek.

-Mów mi Matt-uśmiechnął się 

-Dipper-podałem mu rękę. Znudziła mi się ta rozmowa. -Chciałbym iść pod prysznic, ale nie za bardzo się tu orientuje.

-Za tamtymi drzwiami jest twoja łazienka. W szafie są świeże ciuchy. Ja już pójdę-wstał i skierował się do drzwi

-Nie chcesz iść ze mną?-zaśmiałem się kpiąco. Demon nie wiedział co odpowiedzieć i cały poczerwieniał-przecież żartowałem Śnieżynko.-ta ksywka do niego nawet pasowała.-Możesz iść.

I wyszedł. Zostałem sam. Co się ze mną stało? Gdzie tamten Dipper Sosenka Pines? 

On zginął razem z Billem Cipherem.


---------------------------------------------

1180 słów


Wahnsinnig*=narwany, niepoczytalny, obłąkany, oszalały, szalony, wariacki<- z tłumacza google ;)

bye

Czego się nie robi dla miłości?[Billdipp]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz