13

2.6K 221 71
                                    



Po szybkim prysznicu z ręcznikiem przewiązanym na biodrach zacząłem przeglądać ciuchy w  szafie. Okazało się, że były to moje ciuchy które musieli zabrać z chatki. Ubrałem czarne jeansy z dziurami i czarną bluzę z żółtym okiem na plecach. Założyłem buty i wyszedłem z pokoju. Nie wiedziałem co ze sobą zrobić, potrzebowałem się przejść, jebać to, że to wymiar pełny demonów. Zszedłem po jakiś schodach i znalazłem się na dużym holu. Już prawie otworzyłem wielki drzwi, albo bardziej bramę, ale usłyszałem głos tego parszywego mordercy, który kiedyś był moim wzorcem do naśladowania. Chciałem być taki jak on, a teraz? Niech zdycha, zamierzam być znacznie lepszy. Może będę miał kiedyś okazję się zemścić...byłoby miło.

-Widzę, że już się obudziłeś. Gdzie się wybierasz, była u ciebie służba?-zasypał mnie pytaniami, ale patrzyłem na niego z grymasem obrzydzenia.

-Matt u mnie był. Idę się przejść, chyba, że "wieki król wszystkich demonów"-zrobiłem cudzysłów w powietrzu- mi nie pozwoli-prychnąłem

-Chyba nie czujesz się zbyt dobrze chłopcze.-Zdenerwował się-Wróć do pokoju, pogadamy jak się ogarniesz.

-Jak mam się dobrze czuć, po tym jak osoba którą miałem za wzór, zabiła kogoś tak ważnego?-powiedziałem spokojnie. Chciało mi się płakać i krzyczeć, kopnąć go i jednocześnie poprosić go o rade jak wtedy kiedy miałem 14 lat i nie radziłem sobie z własnym życiem.

-To był parszywy, nic nie warty demon, który pewnie by cie oszukał, zmanipulował i zostawił.-warknął-Jesteś aż tak głupi, żeby coś do niego czuć? Nie wierze, że jesteśmy rodziną-odwrócił się i poszedł w swoją stronę. 

Łzy napłynęły mi do oczu. Jeżeli jeszcze raz go wyzwie...nie ręczę za siebie. Co się z nim stało? Kiedyś był moim przyjacielem, a teraz najchętniej wyśmiałbym jego błagania o litość i zabił bez wahania. 

Pociągnąłem za klamkę i nic. Drzwi były zamknięte. Przekląłem w myślach. Co ja mam tu niby robić. Mabel pewnie wymyśliłaby coś fajnego... Właśnie! Gdzie są Alex i Mabel? ...No to już mam zajęcie.

Misja: odnaleźć dziewczyny.

Ruszyłem na własną rękę przeszukać zamek. 

                       ***

Chodziłem tak już parę godzin. Jak się można było spodziewać: zgubiłem się, a dziewczyn nie znalazłem. Nuciłem sobie piosenkę ,,Blood//water" chodząc po wilgotnej piwnicy, a może to były lochy? Pochłonęły mnie myśli, najpierw o Mabel i Alex, potem o wujku, a teraz w mojej głowię był Bill... Sięgnąłem po naszyjnik, żeby dodać sobie otuchy, jak byliśmy w tamtym magicznym domku zawsze dawało mi to nadzieję. Potrafiłem przez parę godzin leżeć na łóżku i gapić się na ten wisiorek z jebaną myślą, że za chwilę albo dwie rozbłyśnie na niebiesko, a ja będę mógł wtulić się w demona którego tak kochałem. Kopniakiem otworzyłem jakieś drzwi i schodziłem po schodach. Wątpię, że znajdę tu siostrę i przyjaciółkę, ale skoro już tu jestem to ,,pozwiedzam". Powietrze było wilgotne, a podłoga śliska, woda kapnęła mi parę razy na głowę, ale niezrażony szedłem sobie dalej. I wtedy to się stało. Cholerne światełko. Prezent od złotookiego, który trzymałem w ręce zaczął świecić. Biegłem po schodach, na dół, ale po chwili się zatrzymałem. Do mojego nosa dotarł najgorszy ze wszystkich czutych przeze mnie zapachów. To był zapach rozkładu. Zrobiło mi się niedobrze, a łzy napłynęły do oczu. Szedłem dalej. Muszę go zobaczyć. Nie może tak tu leżeć. To nie ludzkie, nawet psy czy chomiki się zakopuje jak zdechną. Wszedłem do jakiejś gigantycznej sali i ...zwymiotowałem. Było ich mnóstwo. Cały stos. Zakręciło mi się w głowie. I te robaki. Naszyjnik świecił naprawdę mocno, a ja nie byłem w stanie się ruszyć. Zasłoniłem usta i nos dłońmi. Po podłodze biegała wesoła szczurza rodzinka, robiąc trochę hałasu. Gryzonie wbiegły do jednej z cel. Rozejrzałem się szybko, pomieszczeń z kratami było może z dziesięć. Nie miałem siły dłużej tam być. Wybiegłem najszybciej jak się dało, ostatnie co usłyszałem to szmery, wydane zapewne przez rodzinkę szczurów. Nie chciałem uciec, chciałem zabrać stamtąd ciała Billa i Willa, ale na samą myśl przekopywania Zgniłych szczątków demonów  w trakcie rozkładu w poszukiwaniu dwóch Cipherów, zrobiło mi się słabo. Wybiegłem z piwnicy i pognałem w stronę najbliższego okna. Otworzyłem je na oścież i się przez nie wychyliłem. Byłem chyba na drugim piętrze, dziwne, że nie ogarnąłem kiedy byłem na parterze. Oddychałem bardzo szybko, łzy spływały po moich policzkach strumieniami, a serce waliło jak szalone. Ford. Ford to potwór. Muszę uciec. Muszę znaleźć dziewczyny i się stąd wynieść. Wrócę po te dwa demony, zrobię co trzeba i wypierdalamy stąd.

-W-wszystko dobrze?- dobiegł do mnie znajomy głos Śnieżynki.

-J-ja to widziałem, muszę tam wrócić. Musimy stąd uciec...-powtarzałem to cicho jak mantrę.-Nic nie jest dobrze.

-C-co?-musiałem wyglądać jak wariat. Wahnsinnig się spiął.

-Ciała, mnóstwo ciał. Tam na dole.-otarłem łzy, jednak nowe napłynęły mi od razu do oczu-Tam jest mój Bill...muszę go pochować.

Demon się wzdrygnął i o ile to możliwe, pobladł.

-Jak przeszedłeś ten podziemny labirynt? 

-Zgubiłem się. Nie istotne, muszę ich znaleźć, a ty mi pomożesz.

-A-ale j-ja...

-Jesteś moim służącym. Masz robić co chcę. Później się stąd wszyscy wyrwiemy-przekonywałem go.

-Dippcio!-usłyszałem głos Alex i śmiech Mabel

-Znalazłeś sobie już kol...-urwała i spojrzała na mnie zmartwiona-Co się stało? Matt o co chodzi?-czy ten koleżka zna tu wszystkich? 

-Ford to potwór siostrzyczko-powiedziałem cicho- Tam w piwnicy. W piwnicy jest całą góra gnijących zwłok.-z moich ust wydobył się dziwny dźwięk, ni to płacz, ni to śmiech. Zwariowałem.

Alex i Mabel pobladły i spojrzały na Matthew, który potwierdził moje słowa ruchem głowy. 

-Dipper chce znaleźć jakieś dwa demony i j-je pochować, a potem chce żebyśmy wszyscy uciekli.-wyjaśnił śnieżnowłosy

-J-jeżeli to prawda...-zaczęła Mabel-nie możemy pozwolić, aby w-wujek rządził...-powiedziała już nieco ciszej. Trzymała czarnooką mocno za rękę.

-On...oni oszaleli...-wyszeptała Alex. Jej rodzice zostali zamordowani jak miała 4 lata i mieszkała przez parę dni z ich zwłokami. Teraz na samą myśl o rzeczach tego typu panikuje.-Ale Stan i Ford zachowują się tak...jakby nic się nie stało..i tam gdzieś leżą Bill i Will.

Mabel ją mocno przytuliła.

-Dzisiaj w nocy musimy po nich iść, puki się nie... rozpadli-powiedziałem nie wiedząc jakie słowa dobrać, aby nie zwymiotować jeszcze raz.

Pozostałą czwórka przytaknęła i wszyscy poszliśmy do mojego pokoju obmyślić szczegółowy plan działań na następne dni, które będą niezłym sprawdzianem na naszą wytrzymałość.



Czego się nie robi dla miłości?[Billdipp]Where stories live. Discover now