Rozdział XIII

40 6 1
                                    

Miała dziś dzień wolny. Postanowiła udać się do biblioteki. Przez całą drogę rozmyślała o treningu z Edanem. Zastanawiała się również, czy powiadomić kogoś o czarnym płomieniu, który otoczył nóż w tawernie. Nie wiedziała jak to zrobiła. Gdy sztylet leciał, otoczyła go czarna fala, rozmyślała czy, aby nie spróbować tego ponownie.

Biblioteka nadal zapierała jej dech w piersi. Piękne, ogromne, dębowe, zaokrąglone biurko, wypełniało pustkę na środku wielkiego pomieszczenia. Podeszła do centrum biblioteki i odłożyła książki, które ostatnio zapomniała odnieść po naukach z Eliotem. Zabrała je w momencie, gdy Edan postanowił urazić jej kobiecość. Zapomniała, że w ogóle ma je w dłoniach podczas maratonu do własnej komnaty. -Mogłam po prostu odwdzięczyć się jakąś kąśliwą uwagą. -Pomyślała. Weszła do książkowych alejek i zaczęła szukać jakichś ciekawych tytułów. Niestety nic nie znalazła, więc przeszła na dział zaklęć. -Może uda mi się znaleźć jakieś zaklęcie, którym zamienię Edana w jakąś wywerne? A może ropuchę? -Uśmiechnęła się na tę myśl i zaczęła szukać czegoś ciekawego. Krążyła między książkami dobrą godzinę, aż znalazła dużą opasłą księgę z hromosami. Poszukała kilka innych i wróciła bibliotecznym labiryntem do głównego pomieszczenia. Ujrzała siedzącego Eliota nad stertą papierów. Podeszła bliżej i zauważyła naszkicowane drogi, lasy i rzeki.

-To mapy? -Zapytała zaciekawiona.

-Na świętą Irmazynę! Musisz się tak skradać?! O mało serce mi nie wyskoczyło. -Przestraszony złapał się za klatkę piersiową.

-Przepraszam. Sądziłam, że słyszałeś jak idę. -Roześmiała się widząc minę chłopaka. -Więc? -Nachyliła się nad nim i baczniej przyglądała szkicom.

-Tak, to mapy. Głównie tym się tutaj zajmuję, przerysowuję miejsca, które opisuje mi Edan lub co sam narysował. Czasami sam wychodzę w teren. -Sapnął i powrócił do dalszej pracy.

-Dlaczego to robisz? Nie stworzyliście ich wcześniej? -Zainteresowała się.

-Stworzyliśmy, ale nie wszystkie. Uczyłaś się ze starych map, ale większość spłonęła.

-Jak to spłonęła?

-Tak to, kilka lat temu miał miejsce pożar w bibliotece, spaliło się wiele ksiąg, map i cennych manuskryptów. -Skrzywił się na samą myśl, iż zginęło tyle zabytkowych ksiąg.

-Kilka lat? Dlaczego nie zajęliście się tym wcześniej? Od czego wybuchł pożar?

-Musieliśmy dojść do ładu. Co zginęło, sporządzić listy, zamówić kopie. Odbudować zniszczoną część biblioteki. Odratować resztki manuskryptów. Może się nie wydaje, ale to zajmuje sporo czasu i energii. Do tego Cannahari kazała sporządzić wszystkie mapy o wiele bardziej szczegółowo niż do tej pory. Edan podczas zleceń odwiedza wiele różnych miejsc, więc zapamiętuje otoczenie oraz odległości między wyróżniającymi się punktami. Niewyobrażalnie mi to pomaga. W końcu sam bym musiał odwiedzić te wszystkie miejsca i liczyć odległości, a tak? Siedzę sobie tu wygodnie i jedyne co muszę to uważnie słuchać i zapisywać. Chociaż to łatwe też nie jest. A ty co tu robisz? -Spojrzał na kilka ksiąg w jej dłoniach.

-Szukałam jakichś ciekawych ksiąg, ale nie mogłam nic znaleźć, oprócz kilku ksiąg historycznych i tego. -Pokazała ostatnią księgę Eliotowi.

-Masz zamiar się uczyć? -Uniósł brwi w geście podziwu i zaskoczenia.

-Tak. Nie rób takiej miny. Chcę dowiedzieć się czegoś na temat mojego hromosu. -Uśmiechnęła się w jego stronę i odsłoniła lewą kostkę. -W ogóle jaki jest twój hromos? -Zaciekawiła się.

-Nie mam go. -Odwrócił wzrok i spojrzał smętnie na mapy.

-Przepraszam... Sądziłam, że skoro tu jesteś i posiadasz taką wiedzę... -Nie było dane jej dokończyć.

-Nie. To, że tu jestem to przypadek. -Uśmiechnął się mało przekonująco.

-Jak to? Jak się tu znalazłeś? -Usiadła na krześle obok niego i czekała, aż zacznie opowieść.

-Naprawdę momentami zachowujesz się jak dziecko. -Przypominała mu dziecko, czekające na bajkę. Wpatrywała się w niego dużymi zielonymi oczami.

-Nie przesadzaj, chcę was bliżej poznać. W końcu zostaję tu na dłużej. Zbieram sprzymierzeńców do walki z górą lodową. -Uśmiechnęła się.

-Uważam, że twój okręt zatopi się, zanim do niej dotrze.

-Nie przesadzaj, mój okręt jest wyposażony w zapasowe mini łodzie. -Roześmiała się, a Eliot jej zawtórował.

-No więc... Mój ojciec zginął na ulicy. Wracał pijany do domu, gdy jakaś banda półgłówków postanowiła rozwścieczyć konie. Był zwykłym stolarzem, a zginął pod kopytami kilku koni. Często pił, nie był złym ojcem, ani mężem. Po prostu nie radził sobie z niektórymi sprawami. Matka jest zwykłą kobietą, bez odrobiny magii. Sprzątaczka w zamku, nic więcej. Gdy ojciec odszedł, nie mogliśmy utrzymać domu, więc matka poprosiła o pomoc Cannahari. Dała nam jedną komnatę, w końcu byłem jeszcze dzieckiem. Gdy zacząłem dojrzewać, większą cześć czasu przesiadywałem w bibliotece. Cannahari to zauważyła i postanowiła mnie odwiedzić. Zaczęła przeglądać moje plany zamku, rysowałem je z nudów. Stwierdziła, że jej się przydam. Dostałem własną komnatę, co prawda dla służby, ale własna. Piszę tu większość państwowych listów za Cannahari oraz załatwiam małe sprawy za Sethernów. Jestem tutaj skrybą -Tak jakby pomyślał. - chociaż jest tu już jeden. Więc to, że tutaj jestem to ogromna pomyłka i zabawne zrządzenie losu. -Uśmiechnął się niepewnie.

Nagle do pomieszczenie weszła służąca. Siwe włosy spięte w kok, drobna postura, a w rękach trzymała miseczkę z owocami. Podeszła w ich stronę z szerokim uśmiechem na ustach.

-Witam panią. -Ukłoniła się w stronę Ilayi i zwróciła się do Eliota. -Przepraszam, że przeszkadzam, przyniosłam ci trochę owoców, pewnie jesteś głodny. -Popatrzyła na niego zmartwionym wzrokiem.

-Dziękuję mamo. Nie przeszkadzasz, rozmawialiśmy o mapach, które aktualnie tworzę. -Wskazał leżące przed nim niedokończone mapy.

-Nazywam się Ilaya, miło mi panią poznać. -Uśmiechnęła się w stronę kobiety.

-Wiem pani jak masz na imię. Codziennie przynoszę ci ciepłą wodę do komnaty. Jeżeli będziesz jeszcze czegoś potrzebować, wezwij mnie. Irma. -Przedstawiła się i ukłoniła.

-Miło mi poznać. Jednak muszę już iść. -Zabrała księgę z biurka i podeszła do drzwi. Odwróciła się i krzyknęła. -Powodzenia Eliot. -Zamknęła drzwi, a za plecami usłyszała głos Eliota oznajamiający, iż w bibliotece się nie krzyczy. -A ten jak zwykle. -Pomyślała.

Wróciła do swojej komnaty, otworzyła księgę z hromosami i zabrała się do lektury. Na pierwszych stronach ujrzała podział magii. Dowiedziała się, że hromos to tak naprawdę odzwierciedlenie jej statusu regeneracji magii. Duży wcale nie oznacza, że ma w sobie jej więcej. Występują w różnych częściach ciała, niektóre mogą pojawić się na języku czy oku. Przebudza się między dwunastym, a siedemnastym rokiem życia. Wyczytała, że zwykły człowiek może obudzić w sobie odrobinę magii, jeżeli jego przodkowie posiadali hromosy. Jednak opanowanie anysów zajmuję o wiele więcej czasu niż u posiadaczy hromosów. Ich właściciele mogą władać o wiele potężniejszą magią.

Czytając tak, zastanawiała się, gdzie Sekki chowa swój. -Ciekawe jaki ma kształt. Pewnie jest maleńki. -Rozmyślała. Postanowiła, że przy najbliższej okazji zapyta się o to.

Czytała do późna, zawołała Irmę i poprosiła o miseczkę winogrona. -Chyba mogę przyzwyczaić się do służby. -Mamrotała sama do siebie. Dowiedziała się wielu ciekawych rzeczy.

,,Łuk i strzały wykonane z Edneńskiego metalu wiązanego z hromosem, może zadziałać niczym przewodnik magii. Prowadząc do łatwiejszego opanowania sztuki korzystania z własnych umiejętności. Hromos podczas wypowiedzenia odpowiedniego anysu wchodzi w reakcję między samą bronią z zawartością Edneńskiego metalu, a samym jego posiadaczem. Stając się przedłużeniem ciała"

Krótko po pochłonięciu kilku kiści winogrona, zasnęła nad książką. 


--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Postanowiłam zmienić tytuł. Mam nadzieję, że lepszy niż poprzedni xd

DręczycielkaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora