Rozdział XIX

30 4 3
                                    



Ilaya w milczeniu przypatrywała mu się, cierpliwie czekała na odpowiedź.

Taksował ją wzrokiem wahając się nad odpowiedzią. Nie chciał, aby tak szybko zmierzyła się z wiedźmami. Czuł, że nie była gotowa.

-Jeszcze nie powinnaś jeszcze tego wiedzieć, raczej nie jesteś gotowa.

-Jestem, odpowiedz na pytanie. -Powiedziała stanowczo, lecz delikatnie.

-Nie pozwolę ci wyruszyć samej. -Mówił patrząc w dal. Nie chciał, aby widziała, że się o nią martwi.

-Kto powiedział, że wyruszę sama? Nie mów, że się o mnie martwisz? Jestem pod wrażeniem, nigdy nie pokazałeś mi, że się o kogoś martwisz. -Uśmiechnęła się do niego zadziornie. Jednak Edan przybrał poważny wyraz twarzy i stwierdził.

-Martwię się tylko o siebie, aktualnie jesteś moją podopieczną. Jeżeli coś stanie się tobie, w tedy Cannahari zemści się na mnie. -Popatrzył jej w oczy, a jego klacz ruszyła przed siebie.

-Mów! Pokonałam cię w uczciwym wyścigu, chyba nie chcesz złamać obietnicy.

Edan skrzywił się w duchu słysząc jej oskarżenia.

-Dobrze, więc klan jednych z nich znajdziesz w lasach Denytrów. Znajdują się na północ od Jeziora Demonów.

-Jeziora Demonów? -Zapytała zmartwiona.

-Odpowiedziałem już na twoje pytanie. Ruszajmy.

                                                                                       Δ Δ Δ

Podróż do Eurene znużyła ich obojga. Gdy dotarli do celu, Ilaya oddała swoją klacz pod opiekę stajennego. Zobaczyła tylko jak Edan posyła jej karcące spojrzenie. Zapewne chciał jej dać do zrozumienia, że to jest jej obowiązkiem, jednak ona myślała tylko i wyłącznie o wygodnym łóżku.

W nocy męczyły ją koszmary. Ciemne pomieszczenia, kobiety i mężczyźni skuci łańcuchami. Postacie w bieli krzyczeli, bili i gwałcili. Krew sączyła się z jej ran. Jeden z mężczyzn tulił ją do siebie i pocieszał, w pewnym momencie podniosły się krzyki i widziała tłumy ludzi biegnących w stronę wywarzonych drzwi.

Następnego dnia stwierdziła, że poszuka odpowiedniej mapy u Eliota. Chciała jak najszybciej zaplanować podróż.

Idąc korytarzem zatrzymała się przed samymi drzwiami biblioteki. Usłyszała rozmowę.

-Jak to wysyła cię do Mardewy? To drugi koniec Sandorii. Zabierasz Ilayę? -Eliot szukał czegoś w stosie papierów.

-Nie zabieram jej. Musi trenować, a ty będziesz miał na nią oko. Na tyle co ją poznałem na pewno wpadnie w jakieś kłopoty. -Edan przypatrywał się chudemu bibliotekarzowi.

-Tutaj jest. -Eliot wyciągnął stary skrawek papieru. -Niestety nie jest w dobrym stanie, możesz nałożyć poprawki jak już tam będziesz. W ogóle dlaczego wysyła cię, aż tam? Coś się dzieje? Ma to związek z ostatnimi morderstwami?

-Lepiej, abyś się nie interesował. -Edan posłał mu groźne spojrzenie i zabrał kawałek kartki.

Usłyszała zbliżające się kroki, więc natychmiast pchnęła drzwi i weszła pewnie do pomieszczenia. Z wymalowanym zaskoczeniem na twarzy przywitała Edana. Nie chciała, aby ten wiedział o tym, że podsłuchiwała.

-No nie mów, że szczerzysz się tak z mojego widoku. -Stwierdził sucho Edan.

Ta natomiast posłała mu zirytowane spojrzenie. -Oczywiście, że tak. Twoja poirytowana twarz zawsze sprawia, że się śmieje. Czuje się tak jakbyś miał taką minę z mojego powodu.

DręczycielkaWhere stories live. Discover now