#16

1.7K 159 47
                                    


Minęło zaledwie pół godziny, odkąd uciekłem z tamtego piekła.

Fale były wysokie, a łódź niebezpiecznie się bujała, co coraz bardziej zaczęło mnie niepokoić. Sam odczuwałem mocny ból głowy. Nie wiedziałem nawet, czy płynę w dobrym kierunku, ale chciałem być tylko jak najdalej od tamtego miejsca...

Nagle rozległ się głośny trzask. Łódź w coś uderzyła, wywołując mocny wstrząs, który sprawił, że przechyliła się na bok. Mimo próby zaparcia się rękami, wypadłem za burtę.

Z trudem wynurzyłem się z lodowatej wody, próbując złapać oddech, ale fale uderzające o moją twarz i miatające mną na boki, wcale mi na to nie pozwalały. Wszystkie moje rany zaczęły okropnie szczypać.

Próbowałem za wszelką cenę znowu wspiąć się na statek, jednak było zbyt ślisko, a ja miałem za mało siły.

W pewnym momencie zasłabłem i mimowolnie puściłem się dryfującej łodzi, zanurzając się tym samym całkowicie w wodzie. Czułem się, jakbym powoli spadał na dół, lecz o dziwo nie czułem strachu.

Pod wodą było zupełnie inaczej... Tak cicho i spokojnie. Nie słyszałem już głośnego wiatru, deszczu i fal, tylko uciekające z moich ust bąbelki.

Spod przymkniętych powiek widziałem niewyraźny kształt łodzi, który z każdą sekundą coraz bardziej się rozmazywał.

W płucach zaczynało mi brakować powietrza, ale nie miałem już wystarczająco energii, aby wrócić na powierzchnię.

To był już koniec...

Zamknąłem oczy, jednak zanim utraciłem zupełnie przytomność, poczułem jeszcze coś dziwnego. Jakby ktoś mną szarpnął.

W tamtej chwili to nie miało już dla mnie żadnego znaczenia. Żałowałem tylko, że nie zdążyłem powiedzieć jednej ważnej rzeczy Midorii...

*

Uchyliłem z trudem powieki i momentalnie zastygłem, widząc nad sobą pochmurzone niebo.

Nie miałem zupełnie pojęcia co się stało, ani jak się tu znalazłem, ale czułem pod sobą twarde podłoże. Ostatnie co pamiętałem, to łódź, okropny sztorm i to, jak wpadłem do zimnej wody...

Zamrugałem kilkakrotnie i wziąłem kilka głębszych oddechów, patrząc prosto w górę i nie zauważając nawet tego, że ktoś obok mnie siedzi.

- Shoto! - usłyszałem ten ciepły i pełen troski głos Izuku, który zaraz się nade mną pojawił.

Zmrużyłem ze zdziwieniem oczy... Przecież on wskoczył do wody. To pamiętałem akurat świetnie. Jakim cudem... Niemożliwe.

- Czy jestem już w raju? - zapytałem niewyraźnie, kaszląc przy tym słoną wodą, która zalegała mi w ustach, a w odpowiedzi usłyszałem najpiękniejszy śmiech, jaki mogłem sobie wymarzyć.

- Tak się cieszę, że nic Ci nie jest - powiedział zielonowłosy, który wyraźnie się przejmował i mocno się we mnie wtulił.

To trochę zabolało, ale nie protestowałem. Przez ciepło, jakie od niego biło, zrozumiałem dopiero, że leżę w całkiem przemoczonych ubraniach na brzegu plaży, trzęsąc się niekontrolowanie z zimna.

- Co się stało? - oprzytomniałem szybko, podnosząc się na łokciach, przez co chłopak nieco się odsunął i spojrzał na mnie z zakłopotaniem.

- Uratowałem Cię, gdy tonąłeś... - przyznał cicho, wbijając zmieszany wzrok w piasek.

- Ale... Jak? - zdziwiłem się.

Przecież go tam nie było.

- Powinieneś coś wiedzieć... - westchnął ciężko, co sprawiło, że trochę się zaniepokoiłem.

- Tak? - zapytałem, czekając na dobre wyjaśnienia, jednak odpowiedź Izuku wyprzedził czyjś krzyk.

- Wszystko w porządku?! - zawołał ktoś zza moich pleców, a ja rozglądając się, stwierdziłem z lekkim niedowierzaniem, że jesteśmy na miejskiej plaży...

- Potrzebujemy pomocy! Rozbiliśmy się na morzu! - odkrzyczał szybko zielonowłosy, a ja nie miałem nawet szansy zaprzeczyć.

Okazało się, że znalazł nas miejscowy rybak, któremu Izuku opowiedział dokładnie całą historię, z pozmienianymi nieco faktami. Powiedział o przestępcach, którzy włamali się do mojego domu, jednak nie wspomniał o tym, jak sam wskoczył do morza. Zamiast tego skłamał, że uciekł że mną łodzią, która później się rozbiła...

Nasz wybawiciel zawiadomił więc policję i pogotowie, a ja musiałem czekać. Sam nie wiedziałem, co o tym sądzić, lecz byłem wykończony. Postanowiłem odłożyć rozmowę z nim na później. Poza tym, chyba znowu zemdlłem, bo nie pamiętam nawet tego, jak znalazłem się w szpitalu.

Kiedy się obudziłem, czułem się już o wiele lepiej. Moje rany były opatrzone, a po boku drzemał opierający się o moją nogę Izuku. Nie miałem serca, by go budzić i nadal nie mogłem uwierzyć, że nic mu się nie stało.

To, co wydarzyło się na morzu, wciąż było dla mnie zagadką, lecz widząc, że Midoriya jest zdrowy i już nic mu nie grozi, jakoś nie spieszyłem się z otrzymaniem wyjaśnień.

Teraz liczyło się tylko to, że byliśmy razem, bezpieczni.

Co znaczy Kochać? |TODODEKUWhere stories live. Discover now