Rozdział 6

3.3K 213 39
                                    

 Gdy wylądował w wielkim hangarze, w którym toczyła się bitwa, od razu przyłączył się do niej. Bystrym wzrokiem powiódł po magazynie natrafiając na młodego, rozkojarzonego chłopaka i rzucił w niego zaklęciem. Ten padł na posadzkę. Momentalnie wszyscy się zatrzymali, a Malfoy ze swoim kufrem podążył na schody, które wiodły do prowizorycznego biura.

– Orientuj się Aiden. Dawno bym Cię zabił gdybym chciał – głośno i dosadnie rzucił w stronę oszołomionego chłopaka, który ledwo usiadł na posadzce. Jeden z kadetów pomagał mu się podnieść, a reszta nie śmiała się odezwać póki za łowcą nie zatrzasnęły się drzwi.

– To Draco Malfoy. Szef jednostki, do której startujemy. Jest najlepszy, ale też bezwzględny. Sam swojego ojca umieścił w Azkabanie, a potem połowę cel w nim zapełnił – odezwała się kruczoczarna dziewczyna chowając swoją różdżkę.

– Milutki typ – skomentował ciemnowłosy chłopak, który znalazł się po jej prawej stronie.

– Lepiej z nim nie zadzieraj Jace. Jeśli chcesz dostać pracę, a przede wszystkim zachować życie, to nie zadzieraj z Malfoy'em – odpowiedziała dziewczyna. Widać, że ona w przeciwieństwie do kolegi miała respekt do łowcy.

– Co by nie mówić to chociaż jest przystojny, a wszystkiego mieć nie można Angie – z większą swobodą o swoim przyszłym szefie wypowiadała się blondynka, która podeszła do grupy i korzystając z faktu, że trening się zakończył rozpuściła długie włosy.

– Dziękuję Ariano. Rzekłbym, że mi schlebiasz. Jace, ty z kolei posłuchałbyś koleżanki – stanowczy ton głosu dobiegł ich, a wszyscy zwrócili się w jego stronę. Draco Malfoy kroczył do nich swobodnym krokiem. Ubrany w strój bojowy, który podkreślał jeszcze bardziej jego niebezpieczny charakter. Ariana lekko się speszyła wiedząc, że łowca słyszał co o nim mówi. Jace wywrócił jedynie oczami, a Angie pomogła wstać Aidenowi by dołączył do równego rzędu, który wszyscy stworzyli. – Miło widzieć was żywych – odezwał się Draco wiodąc wzrokiem po wszystkich swoich podopiecznych. Na sali obecnych było dziesięciu chłopaków i pięć dziewczyn. Obecnie wszyscy wpatrzeni w niego jak w obrazek.

– Zawsze marzyłem by chociaż go zobaczyć, a co dopiero by mnie szkolił... - szepnął jeden do drugiego. Malfoy przechadzał się w te i z powrotem wzdłuż ich rzędu.

– Został nam już ostatni miesiąc szkolenia, a następnie egzamin. Osobiście będę doglądał przez ten czas waszych postępów i trenował z wybranymi. Potrzebujemy w jednostce najlepszych łowców – mówił spokojnie, a jego głos roznosił się po pustej przestrzeni. Nie było słychać w nim żadnych emocji.

– Sara, Angie, Jace, Adrien, Sam i Theo będziecie od jutra ze mną trenować. Ariana, Aiden i Kelly zostajecie dzisiaj na lekcji indywidualnej. To z was, które udowodni, że jest dobre, dołączy do wybranej już grupy – zarządził Malfoy wiodąc wzrokiem po wybranych osobach – Reszta bez zmian. Uczestniczycie we wszystkich treningach, a co drugi dzień będziecie mieć zajęcia z Zabinim – zarządził twardo – teraz idźcie na kolację. Waszą trójkę widzę tutaj o godzinie dwudziestej, a reszcie życzę wypoczynku – dodał i odszedł w stronę swojego małego biura.

*

- Boże! Szkolenie się jeszcze nie skończyło, a ja już nienawidzę typa – Jace usiadł przy stole ze swoim talerzem. Obok miejsce zajęła Angie i Theo. Wszyscy odgrzewali sobie kolację i siadali do dużego stołu przy którym codziennie wspólnie jedli.

– Ale właściwie czego się spodziewałeś? To ma być nasz trener, mentor i w przyszłości szef, a nie kompan do ognistej – odpowiedziała dziewczyna nabierając na widelec trochę ryżu.

NIGHT HUNTEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz