Rozdział 9

3.1K 153 45
                                    

Hermiona Granger siedziała na skraju łóżka przyglądając się blondwłosemu chłopakowi, który oddychał miarowo. Wyglądał spokojnie i młodo z grzywką opadającą na czoło i lekko uchylonymi ustami, przez które oddychał.

– A ty tu czego szl...!? – obudził się gwałtownie. Od razu wbił stalowe tęczówki w dziewczynę, która aż odskoczyła pod naporem jego spojrzenia. Przeszywało ją na wskroś. Tym razem było jednak nieprzyjemne, przerażające. Ze zdziwieniem przyjęła to, że chciał ją wyzwać od szlam. Powstrzymał się w ostatniej chwili nie kończąc słowa.

– Martwiłam się o ciebie – odpowiedziała z rozbrajającą szczerością. Chłopak przeczesał ręką włosy i ponownie przeniósł na nią wzrok.

– Och doprawdy Granger? Powinni dać ci odznakę Samarytanki roku – jego głos ociekał jadem, ironią.

– Draco... dlaczego taki jesteś? – nie potrafiła zrozumieć jego zachowania. Wyżywał się na niej za śmierć swoich bliskich? Wyładowywał negatywne emocje, bo tak było mu lepiej?

– Po pierwsze, dla ciebie profesor Malfoy. Po drugie wydaje mi się, że nasza relacja wróciła na normalne tory. – odpowiedział bez zbędnych emocji. Jego twarz również ich nie wyrażała. Hermiona odsunęła się od jego łóżka i nic już nie mówiąc poszła do łazienki. Nie potrzebowała kłótni z nim więc całą siłą woli powstrzymała się od komentarza. Ściągnąwszy ubranie weszła pod prysznic, z którego leciała już gorąca woda. Nie potrafiła myć się w takiej, która miała poniżej 40 stopni. Pozwoliła by gorący strumień spadał na jej barki powodując rozluźnienie zmęczonych mięśni. Po kilku minutach usłyszała głośne stukanie w drzwi. Jej zniecierpliwiony współlokator tym samym dawał jej znać, że ma opuścić ich wspólnotę. Rozczesała włosy, nałożyła standardowy makijaż i dopiero wtedy, owinięta jedynie w ręcznik opuściła łazienkę. Malfoy nadal stał tuż przed drzwiami gotów by kolejny raz w nie zastukać. Jego pięść opadła wzdłuż ciała w momencie, w którym kobieta stanęła przed nim. Bezwstydnie zlustrował ją spojrzeniem na co ta się speszyła. Czekała na jakiś wredny komentarz z jego strony, lecz on ją jedynie wyminął i zajął jej miejsce w pomieszczeniu. Odetchnęła głęboko podchodząc do szafy. Wyjęła z niej eleganckie spodnie, czarny golf i buty na lekkim obcasie. Swój strój dopełniła butelkowozieloną, długą marynarką. Był to jedyny kolor w jej ubiorze. Zdążyła się ubrać nim mężczyzna opuścił łazienkę. Akurat wkładała w szlufki pasek, gdy usłyszała jego głos.

– Do twarzy ci w zielonym Granger – cynizm nie opuścił jego wypowiedzi, choć sama nie wiedziała czy chce ją urazić czy skomplementować. Ponownie się speszyła myśląc czy nie powinna zmienić marynarki. Po chwili jednak się opamiętała i uznała, że zdanie Malfoy'a nie jest dla niej istotne. – Mówi się dziękuję, gdy ktoś cię komplementuje. No ale nie dziwię się, pewnie tak rzadko słyszysz coś miłego, że nie miałaś okazji się nauczyć – dodał wrednie, gdy zapinał guziki swojej czarnej koszuli. Jego strój jak jej, był ciemny. Żałobny. Nie czekając na jego kolejne słowa, wzięła ze swojego łóżka różdżkę i wyszła z pomieszczenia. Z zaskoczeniem przyjęła obecność Zabiniego pod drzwiami.

– Możesz wejść. Malfoy się jeszcze szykuje – powiedziała do niego przyjaźnie mając nadzieję, że chociaż on nie zmienił swojego nastawienia do niej przez ostatnie dwadzieścia cztery godziny.

– Tak właściwie to na ciebie czekam – odpowiedział uśmiechając się do niej przyjaźnie. Zerknęła na niego zdziwiona. Nie wiedziała o wydarzeniach zeszłej nocy. Od teraz to Zabini nie będzie opuszczać jej na krok strzegąc jak największego skarbu, bowiem to na niego przeszła przysięga Draco.

– Na mnie? – zdziwiona spojrzała na chłopaka, rozglądając się przy okazji po korytarzu jakby chciała upewnić się, że ten się nie pomylił. Nikogo innego nie zauważyła więc uznała, że naprawdę musiał czekać na nią. Ruszyła więc z nim do wielkiej sali, by tam zasiąść przy stole nauczycielskim. Niebawem po nich przyszedł Harry, a za nim biegł Ron, jak zawsze w rozsypce. Niemal dziesięć minut później pewny, stanowczym krokiem wszedł Malfoy. Gdy łowca ubrany w czarną koszulę wpuszczoną w czarne spodnie kroczył w czarnych, ciężkich butach przez pomieszczenie wszystkie oczy skierowane były na niego. Jego strój tak jak pierwszej nocy, mocno odznaczał się na tle jasnej karnacji i platynowych włosów. Usiadł po wolnej stronie swojego przyjaciela i sięgnął po filiżankę, by nalać do niej kawy. Czarna, bez cukru, niczym jego dusza.

NIGHT HUNTEROn viuen les histories. Descobreix ara