Rozdział 17

2.6K 148 42
                                    

Blaise Zabini nigdy nie należał do zbyt emocjonalnych osób, jednak gdy przyszło mu siłą odciągać drobną, rudowłosą kobietę od martwego ciała jej brata, pękał.

– Ginny... - cicho wyszeptał jej imię niczym błagalną mantrę. Dziewczyna nie reagowała jednak na jego prośby. Szarpała się w ramionach mężczyzny zanosząc szlochem. W końcu jednak zaczęła opadać z sił. Auror lekko głaskał ją po głowie, jednocześnie drugą rękę mocno owijając w około jej talii. Na polu bitwy nie było już nikogo, prócz ciał poległych i aurorów, którzy mieli za zadanie przenieść je do szpitala.

– Gdzie mnie zabierasz Blaise? – zapytała bez sił, gdy ocierała oczy z łez.

– W bezpieczne miejsce – odpowiedział tylko nim ich deportował. Przez chwilę kobieta nie wiedziała gdzie jest, kręciło jej się w głowie i gdyby nie fakt, że auror nadal oplatał ramionami jej talię na pewno by upadła na bruk. Dopiero po dłuższym mruganiu odzyskała widoczność i mogła stwierdzić, że stoi przed średniej wielkości, eleganckim dworkiem. W około było dużo zieleni, ładny podjazd, a cały teren był ogrodzony kutą z żelaza bramą. Nie wiedziała do kogo należy ta posiadłość. Na pewno nie była Harry'ego i Hermiony, o tym by wiedziała. Logicznym by było gdyby był to dom Blaise, lecz jakoś jej do niego nie pasował, dlatego szybko odrzuciła tę myśl. Gdy już prawie doszli do drzwi frontowych te otworzyły się z głośnym trzaskiem i wypadła przez nie brązowowłosa kobieta, która od razu porwała w ramiona rudowłosą.

– Och, Ginny! – załkała smutno. Sama czuła się fatalnie, a co dopiero miała powiedzieć Ginewra będąca siostrą Rona. Po długiej chwili, której nikt nie śmiał przerwać kobieta wypuściła przyjaciółkę i zaprowadziła ją do dużego salonu, w którym siedzieli już Harry i Draco zawzięcie o czymś dyskutując.

– Ginny – kolejny raz usłyszała swoje imię. Spojrzała w szaroniebieskie oczy chłopaka, który je wypowiedział, nadal płakała. Nie próbowała nawet tego ukryć. Draco delikatnie starł jedną łzę z jej policzka, a po chwili przygarnął ją w swoje ramiona. Ginny rozpadła się emocjonalnie. Zaniosła się szlochem. Kiedyś Malfoy nie wiedziałby jak zareagować, to się jednak zmieniło. Przygarnął ją jeszcze bliżej, jedna z jego dłoni spoczywała powyżej jej talii, drugą zaś głaskał ją opiekuńczo po włosach. – Płacz, płacz ile tylko potrzebujesz – szeptał uspokajająco do jej ucha, nie próbował powstrzymywać jej szlochu.

– Dziękuję – dziewczyna cicho wymamrotała uspokajając się trochę po kolejnych minutach, które nieubłaganie mijały. Odsunęła się od blondwłosego aurora i pozwoliła sobie usiąść blisko kominka. Nie musiała już pytać czyj jest dworek. Po wnętrzu doskonale było widać, że należy do młodego dziedzica rodu Malfoy.

Ginny nie słuchała rozmowy, która toczyła się między mężczyznami i w której uczestniczyła jej przyjaciółka. Siedząc blisko ognia wpatrywała się w uspokajające i kojące jej nerwy płomienie. Od zawsze lubiła ciepło i aurę, którą roztaczało palące się drewno. Nie zdążyła dobrze pogrążyć się w swoich wspomnieniach, gdy ktoś położył dłoń na jej ramieniu tym samym zwracając uwagę kobiety. Przed sobą zobaczyła blondyna z kubkiem w ręku, skierował go w jej stronę zachęcając by po niego sięgnęła. Niepewnie odebrała kubek jak się okazało z herbatą. Wpatrywała się chwilę w białe naczynie, w którym pływał plaster cytryny, imbiru i gałązka jakiegoś zioła.

– Spróbuj – chłopak spoglądał na nią, czekając na jej opinię dotyczącą napoju. Podmuchała lekko w gorący napar i ostrożnie wzięła łyk. Słodko-kwaśny smak herbaty wypełnił jej kubki smakowe, mogła rozpoznać jeszcze ostrą nutę imbiru i zioła, którego nie znała.

– Dobra. Co to za zielona gałązka? – zapytała, a jej głos o dziwo brzmiał normalnie, stabilnie, bez rozpaczy czy szlochu.

– Rozmaryn. Cieszę się, że ci smakuje. Matka zawsze robiła mi taką herbatę gdy byłem przygnębiony. Czuj się jak u siebie, jakbyś chciała odpocząć, pójść spać lub wziąć prysznic to na górze są wszystkie sypialnie, a Calineczka, mój mały skrzat ci wszystko pokaże – jak na zawołanie pojawił się obok nich niewielki stworek w zielonej sukience i białym fartuszku, ręce miał całe w mące. Calineczka ukłoniła się zgrabnie i z uroczym uśmiechem, dużymi oczami spojrzała na swojego pana.

NIGHT HUNTERWhere stories live. Discover now